Miesięcznik Dynowinka Nr 2/92 luty 2003r.
W numerze:
Co słychać w stowarzyszeniu ?
|
-
Toczą się rozmowy na temat lokum Stowarzyszenia
oraz siedziby Muzeum.
-
Poczynione zostały starania zmierzające do
pozyskania tablic - jednej na siedzibę Stowarzyszenia, drugiej
informującej o jego działalności.
-
11 stycznia odbył się VI Młodzieøowy Konkurs
Kolęd i Pastorałek, którego inicjatorem i współorganizatorem było
Stowarzyszenie.
-
23 stycznia odbyło się spotkanie z redakcją
Dynowinki. Rozmawiali na temat wydawanego pod patronatem
Stowarzyszenia numeru oraz zastanawiano się jak usprawnić system
wydawniczy.
-
Wysłane zostały pisma do szkół z propozycją
nawiązania współpracy ze Stowarzyszeniem.
Tekst
Prezes Stowarzyszenia Promocji i Rozwoju Regionu Dynowskiego -
Towarzystwo Przyjaciół Dynowa
dr Andrzej Stankiewicz
...wróć
|
Burmistrz Miasta Dynowa Informuje
|
Szanowni Państwo
Niedawno informowałam Państwa o kondycji finansowej miasta.
Jak wskazują dane nie jest ona optymistyczna. Podobna bowiem jest do
ogólnej kondycji samorządów lokalnych. Obecnie, zatem wszystkie
działania są skupione na realnym przygotowaniu projektu budżetu i w
jego oparciu inwestycji i remontów (szczególnie dróg i chodników).
W roku 2003 najpilniejszym zadaniem inwestycyjnym będzie ukończenie
budowy hali sportowej i kontynuowanie budowy gimnazjum. Stosowne
decyzje w tej sprawie podejmie Rada Miasta na sesji w dn. 07.02.2003r.
Jest to największe zadanie, które pochłonie większość środków. Inne
zadania muszą zatem być realizowane z środków pochodzących z zewnątrz.
Dlatego Burmistrz Miasta, w ramach reorganizacji Urzędu,
tworzy wyodrębniony Referat Rozwoju Gospodarczego, Ochrony Środowiska,
Zamówień Publicznych i Promocji. Przedmiotem działania tego Referatu
jest w szczególności:
-
przygotowanie założeń wstępnych do projektów
inwestycyjnych, które mają na celu kompleksowy, harmonijny,
długoterminowy rozwój infrastruktury naszego miasta.
-
gromadzenie i analiza informacji na temat
pozyskania środków finansowych z urzędów nadrzędnych, fundacji
polskich i unijnych oraz światowych
-
przygotowanie inwestycji miasta poprzez
przeprowadzanie przetargów na wykonawców przyjętych przez Radę
Miasta inwestycji.
-
działania związane z ochroną przyrody i
środowiska w mieście.
-
współpraca z innymi podmiotami gospodarczymi w
zakresie rozwoju i promocji miasta.
W ostatnich dniach stycznia opracowano i zarejestrowano w Banku
Projektów Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego cztery
projekty dotyczące: środowiska, odpadów komunalnych, kanalizacji,
ochrony dziedzictwa kulturowego i rozwoju turystyki.
Liczymy na realizację tych projektów z udziałem środków pomocowych –
(po wejściu Polski do Unii Europejskiej).
Ponadto:
W 2003r. będzie realizowana modernizacja stacji uzdatniania
wody podziemnej z jej ujściem przy ul. Szkolnej – koszt zadania 240
000 zł., w tym dofinansowanie ze środków SAPARD – 143 000 zł.
Jeżeli część z tych zadań uda nam się zrealizować, a wymaga to
zabiegów organizacyjnych i finansowych młodzież może liczyć na nowe
miejsca pracy i przyjazne środowisko.
Dużą inspiracją dla mnie jako Burmistrza miasta jest pewne
wypracowanie młodej mieszkanki Dynowa, która na moje ręce złożyła
opracowanie, następującej treści, cytuję:
Przyszłość Turystyki w mieście Dynowie.
Dynów i jego okolice położone są na Pogórzu Karpackim,
określanym mianem Pogórza Dynowskiego lub Dynowsko – Przemyskiego. Ze
względu na swe położenie geograficzne, bogatą historię, zachowane
zabytki jest atrakcyjnym miastem miejscem dla turystów zwiedzających
miasto oraz bliższe i dalsze miejscowości. Jest to jeden z
najciekawszych, ale jeszcze bardzo słabo znanych terenów turystycznych
województwa podkarpackiego.
Większość znajdujących się na naszym terenie miejscowości
położona jest wśród łagodnych wzniesień, w dolinie utworzonej przez
zakola Sanu.
Podróżni przejeżdżający tylko przypadkowo przez Dynów,
zwracają szczególną uwagę na wspaniały pejzaż, obejmujący wstęgę
rzeki, zielone łąki
i skrawki lasu na wzgórzach. To miejsce bez wątpienia jawi się jako
oaza spokoju i ciszy, dla tych, którzy zwykle na co dzień żyją w
miejskim zgiełku
i ciągłym pośpiechu.
Miasto Dynów posiada znakomite warunki dla rozwoju turystyki.
Wyjątkowo atrakcyjne walory przyrodniczo-krajobrazowe,
bogactwo flory
i fauny, czyste powietrze oraz wody rzek i potoków obfitych w ryby,
stwarzają szczególnie korzystne warunki do harmonijnego obcowania
ludzi ze środowiskiem naturalnym.
W naszej miejscowości biorą swój początek turystyczne szlaki
biegnące przez tereny Pogórza Dynowskiego, wodniacy często korzystają
ze spływów kajakowych na odcinku Sanok – Dynów – Przemyśl, a inną
bardzo ciekawą atrakcją turystyczną jest zabytkowa kolejka
wąskotorowa. Jej trasa biegnie od Przeworska do Dynowa, a podróżni
przez 46 km. mogą podziwiać przepiękne krajobrazy. Kolejka jeździ
tylko w okresie letnim, a czas przejazdu wynosi
1 godzinę i 40 minut.
Dynów posiada także ciekawe zabytki będące również atrakcją
turystyczną. Należą do nich: rynek z pomnikiem króla Władysława
Jagiełły, kościół parafialny z 1462r., późnobarokowa dzwonnica,
fragmenty wałów obronnych z XVI – XVII w., dwór klasycystyczny z końca
XVIII w. Miasto Dynów jest nieformalną stolicą Pogórza Dynowskiego i
posiada znakomite warunki do rozwoju turystyki, których pozazdrościć
mogłoby niejedno miasto – malownicze położenie, rzeka San, dobre
warunki do rozwoju różnych form rekreacji. Nasuwają się pytania:
Jak wykorzystać wszystkie zalety wynikające z położenia
geograficznego Dynowa, aby chciało nas odwiedzać wielu turystów? Co
zrobić, żeby Dynów stał się miastem atrakcyjnym turystycznie?
Same walory przyrodnicze i zabytki nie są już
wystarczającą zachętą dla osób planujących u nas wypoczynek. Potrzebna
jest baza wypoczynkowo – turystyczna, która przyciągnęłaby wielbicieli
Pogórza Dynowskiego. Brakuje na naszym terenie miejsc
zagospodarowanych na pola namiotowe, biwaki, czy campingi. Wielu
turystów narzeka na brak możliwości noclegu, a wakacje w gospodarstwie
agroturystycznym to na naszym terenie jeszcze rzadkość.
W przyszłości powinno się szczególnie zadbać o zwiększenie
dostępu do różnych form rekreacji i turystyki w Dynowie. Wiele jest
pomysłów na to, jak urozmaicić turystom spędzanie wolnego czasu:
-
wyznaczenie dodatkowych tras pieszych wycieczek, nowych tras
rowerowych i kajakowych
-
zorganizowanie wypożyczalni sprzętu sportowego (rowerów, kajaków,
rolek)
-
wyznaczenie miejsc na pola namiotowe, biwaki
-
organizowanie imprez sportowych, ognisk, festynów
-
budowa boiska do gry w siatkówkę, kortu tenisowego
-
tworzenie gospodarstw agroturystycznych
-
promowanie lokalnej twórczości ludowej i udostępnianie jej szerszemu
odbiorcy.
Bardzo ważna także jest promocja miasta. Poprzez foldery reklamowe lub
strony internetowe mieszkańcy uprzemysłowionych części kraju powinni
dowiedzieć się, że malowniczo położony Dynów jest atrakcyjnym miastem
do spędzania wolnego czasu.
Wielu mieszkańców Dynowa rozwój miasta i jego przyszłość,
wiąże z rozwojem turystyki. Budowa bazy wypoczynkowej wymaga
zatrudnienia dużej ilości pracowników, to przy zagospodarowaniu terenu
na pola namiotowe, również w wypożyczalni sprzętu sportowego,
obsługujących imprezy plenerowe. Rozwój turystyki jest zatem, ogromną
szansą w walce z głównym problemem miasta – bezrobociem.
Nie możemy zapomnieć także o tym, iż mieszkańcy Dynowa i
okolic również chcą przyjemnie spędzić wolny czas. Turystyka
sobotnio-niedzielna i świąteczna już dziś cieszy się ogromną
popularnością. Dostęp do różnych form rekreacji i wypoczynku, rozwój
turystyki będzie na pewno korzystny dla rozwoju miasta Dynowa.
Zainspirowana wypowiedzią mieszkanki podjęłam działania, które
rozpoczną długofalowy proces przygotowania miasta do tworzenia bazy
turystycznej.
W dniu 30.12.2002r. Rada Miasta podjęła uchwałę o
przystąpieniu do wprowadzenia zmian w planie zagospodarowania
przestrzennego Miasta.
Zmiany obejmują działki położone nad Sanem: nr ewid. 3668 i
3667, przy ul. Bartkówka oraz działki o nr 5657, 5658, 5659 przy ul.
Plażowej. Zakresem planu będzie przeznaczenie ich na rekreację i
turystykę.
Mając teren możemy tworzyć piękne miejsca plażowe, campingowe
i posiadać tereny pod prywatne działki rekreacyjne. Przyjezdny
turysta, zagospodarzy je a pieniądze zostawi u nas.
Wychodzimy do społeczeństwa jeszcze z jedną inicjatywą.
Wiadomo w Dynowie nie buduje się mieszkań. Wprawdzie na wolnym
rynku one istnieją ale młodych mieszkańców nie stać na ich kupno.
Dlatego pragnę poinformować, że zamierzamy w ramach
Towarzystwa Budownictwa Społecznego, o ile będzie zapotrzebowanie,
przystąpić do budowy budynku wielorodzinnego wraz z lokalami
użytkowymi.
Bliższych informacji na ten temat udziela Kierownik ZGM Pan
Jacek Gierlach.
W miesiącu lutym rusza Miejskie Biuro ds. Informacji Europejskiej.
Wszystkie aktualności będą podawane obecnie na stronie
internetowej pod adresem www.dynow.pl
Serdecznie zapraszam.
...wróć
|
Wieści Gminne c.d.
|
Kontynuując rozpoczętą w poprzednim numerze
„Dynowinki” prezentację Gminy Dynów, przedstawię obecnie, sytuację
oświaty na naszym terenie.
Na dzień dzisiejszy istnieją na terenie Gminy 4 Zespoły Szkół
tj. Gimnazjum i Szkoła Podstawowa w miejscowościach: Bachórz, Harta,
Łubno i Pawłokoma. W Dąbrówce, Dylągowej, Harcie, Laskówce i Ulanicy
funkcjonują Szkoły Podstawowe.
W miejscowości Dylągowa istnieje ponadto zamiejscowy oddział
Gimnazjum w Pawłokomie, utworzony w trosce o dzieci, które w trudnych
warunkach zimowych nie mogłyby regularnie uczęszczać na zajęcia
szkolne.
We wrześniu 2002r. w /w.placówkach naukę rozpoczęło :
Na stanowiskach nauczycielskich zatrudnionych jest
131 osób /110,67 etatów/ 21 osób pracuje na etacie obsługi szkół.
W roku 2002 Gmina Dynów wydatkowała na prowadzenie gimnazjów,
szkół podstawowych i oddziałów zerowych środki finansowe w wysokości 4
227 738 zł.
Obowiązkiem Gminy jest także, codzienny dowóz uczniów do szkół.
Na realizację tego zadania w 2002 roku pozyskaliśmy z
Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu, autobus marki Autosan,
popularny „GIMBUS”, oraz zakupiliśmy 20-to miejscowy, samochód
osobowy, marki Mercedes. Na dzień dzisiejszy z dowozu korzysta 103
uczniów.
Tabor samochodowy Gminy służy również uczniom szkół do
przewozu na imprezy rekreacyjno – sportowe, wycieczki, wyjazdy do kina
czy teatru.
Mając świadomość tego, że warunki w jakich przebywają dzieci,
mają niejednokrotnie wpływ na wyniki nauczania i samopoczucie uczniów, Gmina stara się w miarę możliwości finansować bieżące remonty,
rozbudowywać i budować od podstaw obiekty szkolne.
W roku 2002 wydatkowano środki finansowe w wysokości 594 649zł
na następujące inwestycje :
-
budowa nowego skrzydła Szkoły Podstawowej w Dąbrówce
Starzeńskiej (stan surowy otwarty)
-
wykonanie prac wykończeniowych w nowej ( oddanej do użytku
w2002r) Szkole Podstawowej w Ulanicy,
-
budowa sali gimnastycznej przy Zespole Szkół nr 2
w Harcie( stan zerowy – na rok 2003 przewidziano na ten cel 620 000
zł),
-
przebudowa dachu na budynku Szkoły Podstawowej w Dylągowej
-
przebudowa dachu na budynku Zespołu Szkół nr 1 w Bachórzu,
-
wykonanie projektu instalacji i orzeczeń technicznych w budynku
starej szkoły w Łubnie,
-
budowa stacji uzdatniania wody przy zespole Szkół nr3 w Łubnie.
O standardzie szkół gminnych świadczy także
wyposażenie klaso-pracowni, które nie odbiega na naszym terenie,od
szkół w miejscowościach renomowanych.
Pochwalić możemy się tym, że w 4 Zespołach Szkół funkcjonują
pracownie komputerowe, zrealizowane wg programu MEN i S - „ Internet w
każdym gimnazjum i każdej szkole”. Sprzęt komputerowy dla tych szkół
został przekazany z Ministerstwa Edukacji nieodpłatnie, Gmina
natomiast, sfinansowała zakup dodatkowego niezbędnego oprzyrządowania
oraz szkolenia dla nauczycieli prowadzących w/w. pracownie.
Informatyczny sprzęt komputerowy wprowadzono również do szkół
podstawowych. Tutaj także, pod fachowym okiem nauczyciela, młodzież
chętnie pracuje, ucząc się obsługi tych nowoczesnych urządzeń
technicznych..
W celu podwyższenia jakości nauczania wprowadzono do
większości naszych placówek oświatowych naukę dodatkowego języka
zachodniego. Nie jest obowiązkowy, lecz jego znajomość, na pewno
zaowocuje z chwilą wstąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Cieszy nas bardzo, kiedy uczniowie naszych szkół zdobywają
punktowane miejsca i nagrody w konkursach i olimpiadach przedmiotowych, zawodach sportowych, uzyskują dobre wyniki w trakcie dalszej nauki
w liceach, czy technikach. Myślimy wtedy wszyscy o pierwszych
placówkach szkolnych, nauczycielach i warunkach w jakich ta młodzież
rozpoczynała swoją edukację. Jest to także bodziec do większego
inwestowania w oświatę
w naszej Gminie.
Adam Chrobak
Wójt Gminy Dynów
...wróć
|
Głos Wolny wolność ubezpieczający
|
Wśród życzeń świąteczno- noworocznych
otrzymaliśmy bardzo miły list od naszego stałego Czytelnika z Warszawy
- Pana Adama Paygerta, wnuka ostatniego „dziedzica" Dynowa p. Stefana
Trzecieskiego. Nawiązując do „10 lat społecznego trudu" /z czerwca ub.
r „Dynowinki" napisał:" Gratulują całemu. Zespołowi „Dynowinki"! To
wspaniałe dzieło uczące odpowiedzialności za region i uczące wysiłków
na rzecz tego regionu. Dzieło budzące cnoty społeczne i obywatelskie.
Doskonała szkoła woli, chęci działania, ambicji że nie jesteśmy od
innych gorsi, oraz dumy z naszego kraju, z naszych stron, z naszej
historii, oraz ostatecznie z tego, że jesteśmy tym, czym i kim
jesteśmy. Gratuluję też wyjątkowej wrażliwości na bogactwo literatury
polskiej gęsto, oraz co trudniejsze, właściwie cytowanej. Na zapleczu
tych tekstów domyślam się kogoś rozmiłowanego w literaturze i to nie
tylko w jej „kanonie" lektur".... Te słowa uznania sadła nas
największą nagrodą za 10 lat pracy włożonej w wydawanie „Dynowinki".
Jesteśmy szczęśliwi, że ożywiające nas idee służby społecznej,
rozmiłowanie w tradycji i historii, szacunek do spraw i osób żyjących
w naszej małej Ojczyźnie w bliższej i dalszej przyszłości, dążenie do
kształtowania ładu demokratycznego między rządzącymi i rządzonymi i
cnót wolnego społeczeństwa obywatelskiego - okazały się w naszym
dorobku gromadzonym krok po kroku i ziarnko do ziarnka tak czytelne,
że aż nazwane
„DZIEŁEM BUDZĄCYM CNOTY SPOŁECZNE I OBYWATELSKIE".
Tak jakby ziściły się słowa poety:
„Niech każdy w swoim kółku czyni, co każe Duch Boży a
całość sama się złoży „
bo nie była to realizacja jakiegoś z góry przyjętego planu
ideowego czy dydaktyki indoktrynacyjnej z pozycji „lepiej wiedzących"
- a po prostu teksty dyktowane potrzebami serca i rozumu, wydarzeniami
chwili, nastrojami społecznymi i własnymi doznaniami piszących - w
ciągu tych 10 lat burzliwych przemian politycznych, społecznych i
ekonomicznych przetaczających się przez cały nasz Kraj. Myśmy się też
zmieniali i piszący i Czytelnicy. Od entuzjazmu i zapałów pierwszych
wolnych wyborów, po rozczarowania i zderzenia marzeń z twardą
rzeczywistością, podziały i skłócenia wewnątrz społeczności,
„odbijanie się od ściany do ściany" w poszukiwaniu „kolorów"
atutowych", nawroty „starego" w nowych opakowaniach, zwątpienia i
huśtawki nastrojów społecznych - do ogólnego zniechęcenia i mody na
narzekanie wszystkich na wszystko.
Jak teraz ma wyglądać nasza służba społeczna ? Na to pytanie
będziemy usiłowali odpowiedzieć w nowym poszerzonym składzie Redakcji
i pod opiekuńczymi skrzydłami Stowarzyszenia Promocji i Rozwoju
Regionu Dynowskiego, które jak sama nazwa wskazuje chce służyć
dalszemu rozwojowi miasta i regionu. Mamy nadzieję, że współpraca „Dynowinki"
ze Stowarzyszeniem będzie układać się harmonijnie i służyć wspólnym
celom pobudzania wsparcia społecznego dla inicjatyw i działań
Stowarzyszenia, ożywi wiarę w lepsze jutro i pobudzi u wszystkich chęć
pracy dla dobra wspólnego, a Redakcja „Dynowinki" pozostanie wierna
tym wartościom, którym przez dziesięć lat służyła. I oby z pożytkiem
dla nas wszystkich.
Pozostając z tą nadzieją na nowe 10 lat
Głos
Wolny
Wolność ubezpieczający
Anna
Baranowska- Bilska
...wróć
|
Dynowskie wspomnienia
|
|
Kinga Moysa fot. A. Iwański |
W tym cyklu zamieszczamy dziś wspomnienia
spisane w roku 1983 przez jedną z najstarszych mieszkanek Dynowa,
niestety już nie żyjącą,śp. Kingę Moysa, córkę. Eleonory i Stefana
Trzecieskich. Urodziła się w roku 1897, w cieniu wiekowych lip i dębów
w siedemnastowiecznym dworze, w którym od 200 lat rodziły się, żyły,
pracowały i umierały kolejne pokolenia Trzecieskich. Dwór gościnny i
otwarty, pełen dzieci i seniorów rodu, gości i pracowników majątku
ziemskiego, otoczony ogrodami i zabudowaniami rozległego folwarku
stanowił niemal baśniową krainę szczęśliwego dzieciństwa. Okres
międzywojenny spędziła P Kinga w majątku ziemskim męża śp. Michała
Moysy na kresach wschodnich rzeczpospolitej. Po wkroczeniu Armii
Czerwonej do Polski - 17 września 1939 r. straciła męża, majątek i
dach nad głową. W roku 1943 wróciła z synem jedynakiem do domu
rodzicielskiego w Dynowie. Tu, w 1944 roku przeżyła „śmierć" starego
dworu, wysadzonego przez cofające się wojska niemieckie, reformę rolną
i prawie 50 lat dalszego życia, w trudzie codziennej pracy zdobywania
środków egzystencji, zamieszkując w ocalałym po wybuchu w tzw. „nowym
dworze" z licznymi członkami bliższej i dalszej rodziny. W latach 60 i
70 nauczała języka niemieckiego i francuskiego w LO w Dynowie. Do
końca życia otoczona życzliwością i szacunkiem Dynowian, zachowała
pogodę ducha, ciekawość świata i przywiązanie do naszej Małej
Ojczyzny. Zmarła w roku 1989, przekazując rodową siedzibę Trzecieckich
fundacji charytatywnej, by nadal mogła służyć dobru wspólnemu
społeczności.
Anna Baranowska - Bilska
...wróć
O swoim mieście
(opowiada Kinga Moysa)
Tu w Dynowie urodziłam się 90 lat temu. Tu był świat mego
dzieciństwa i pierwszej młodości, świat, który we wspomnieniach ma
zawsze coś z baśni i kolorowego snu. Dlatego najchętniej wracam myślą
do tamtego Dynowa, „przepołowionego" rzeczką Dynówką jak granicą, na
dwa odrębne Dynowy: miasteczko i wieś, połączone tylko „ławą"
spinającą jak klamra oba brzegi na ścieżce biegnącej od wsi, przez
dworskie ogrody, do miasta. Miasteczko zbudowane na wzniesieniu
górowało zresztą nad wsią nie tylko wieżą kościelną i położeniem,
nazywając ją „Przedmieściem" - a wieś dzielnie broniła swej pozycji
utrzymując odrębny samorząd z wójtem na czele, własną 4-klasową szkołę
i oddział Ochotniczej Straży Pożarnej.
Po tej stronie rzeczki rozsiadł się wśród starodrzewia
XVIII-wieczny polski dwór, murowany spichlerz, a za zabudowaniami
folwarcznymi - browar, opodal którego widniały wysokie tyki na polach
chmielowych. Wieś ciągnęła się za dworem długą ulicówką graniczącą z
malowniczymi polami uprawnymi należącymi do wsi i dworu.
Życie wsi wyznaczały pory roku i rytm prac polowych.
Towarzyszył mu rytmiczny. dźwięk młotów z 2 kuźni, niosący się daleko
przez wieś od wczesnego rana. „Wieś" wybierała się tłumnie do „miasta"
na nabożeństwa i uroczystości kościelne, na jarmarki, szczególnie
bogate na św. Jakuba, Matki Boskiej Zielnej i św. Mikołaja, na śluby i
pogrzeby. Ciągnęły wtedy stadka kobiet w czerwonych spódnicach z
białymi zapaskami, w kolorowych kaftanach (katankach) i chustach,
gromady ciemno ubranych mężczyzn i wielobarwne dziewczęta z kwiatami
we włosach.
Szczególnie kolorowe były zawsze procesje w dniu Bożego Ciała,
na których „wieś" spotykała się z „miastem" w uroczystym pochodzie,
uszeregowanym według „przynależnych godności". Pierwsze miejsce w
nawie kościelnej i przed baldachimem zajmowali miesz- czanie z
„gwardii obywatelskiej" w czarnych czamarach z kolorowymi pasami i
wysokich czapach obszytych białym barankiem. Nosili oni zaszczytne
tytuły „sławetnych obywateli miasta Dynowa" oraz szlacheckie szable,
które prezentowali z olśniewającym błyskiem i szczękiem podczas
czytania Ewangelii.
Przed nimi, równie godnie, w tradycyjnych mundurach i
błyszczących hełmach szła orkiestra Ochotniczej Straży Pożarnej.
W rocznicę 3 Maja pochodowi z kościoła pod pomnik Jagiełły przewodzili
sokoli w swoich pięknych mundurach i rogatywkach z piórami.
Przed pomnikiem wysłuchiwano przemówień, śpiewano pieśni
patriotyczne, grzmiała orkiestra - a wieczorem, w siedzibie „Sokoła"
odbywały się wieczornice poetyckie lub występy teatru amatorskiego.
Duszą teatru była przez kilka lat p. Szar-kowa, córka kierownika
szkoły w miasteczku. Jej dziełem bywały 2-3 premiery w roku sztuk
teatralnych, a także jasełka bożonarodzeniowe, grane z równym zapałem
w mieście i na wsi.
Miasteczko tętniło życiem.
Rynek był centrum handlowym i życia licznej społeczności
żydowskiej. W sklepach i sklepikach można było kupić wszystko - od
żywych ryb i koszernego drobiu, po toalety wprost z Wiednia, kapelusze
i wyroby jubilerskie. Najokazalszym budynkiem przy rynku była
synagoga, w której czarno ubrani Żydzi zbierali się na długie modły
przy świecach. Siedziba sądu, biuro notarialne i urząd skarbowy
ściągały do miasta urzędników, palestrę i tłumy interesantów. Stale
ordynowało w mieście 2-3 lekarzy. W rynku mieściła się też apteka w
obszernym murowanym budynku, z mieszkaniem dla aptekarza i jego
rodziny.
We dworze czynna była czytelnia - wypożyczalnia, zawierająca około
1000 tomów literatury pięknej i fachowej (rolniczej).
Towarzystwo „Sokół" przyciągało młodzież działalnością
sportową, patriotyczną i kulturalną.
Istniała kręgielnia i klub cyklistów.
Młodzież wiejska, wolny zimowy czas poświęcała na tworzenie szopek, z
którymi później obchodzono wszystkie domy, rywalizując o palmę
pierwszeństwa. Chodzili też jasełkowi przebierańcy odgrywając w domach
słynną scenę z Herodem, Śmiercią, Diabłem i Żydem.
W życiu dzieci czas Świąt Bożego Narodzenia był okresem pełnym
nadzwyczajności i wrażeń. Na Nowy Rok przyjeżdżał tzw. „słomiany koń"
- a więc najpiękniejszy koń we wsi, w czerpaku ze słomianych warkoczy,
z jeźdźcem w ogromnej słomianej czapie, który z wysokości końskiego
grzbietu wygłaszał życzenia noworoczne - koniecznie długie i rymowane.
Jeżeli zmieścił się w drzwiach, wjeżdżał aż do wnętrza domu.
Wielką atrakcją były też wesela - przed którymi orkiestra
obchodziła domy gości weselnych i „odgrywała" ich. Przewodził jej
starosta weselny z białą chustą na lasce. Przez 2-3 dni cała wieś
rozbrzmiewała muzyką. Piękne też były obrzędy weselne z „wykupem"
panny młodej, oczepinami i chóralnym śpiewem. Śpiew towarzyszył też
zbiorom chmielu, dożynkom i zimowym wieczorom spędzanych na
przędzeniu.
Nigdy nie było nam nudno. Nigdy świat nie wydawał się
ciekawszy i piękniejszy niż wtedy. A może to tylko urok dzieciństwa?
A.B.
...wróć
|
Dynowscy zwyczajni - niezwyczajni
Pani Aleksandra
|
|
Pani Aleksandra w sztuce „Krowoderskie
zuchy" z partnerem scenicznym -
p. Zygmuntem Chudzikiewiczem. |
Czy ktoś z młodego pokolenia wie co to, a
nie kto to była hiszpanka? Na pewno nie, a w pamięci mojej „ZWYCZAJNEJ
NIEZWYCZAJNEJ" tkwi ona jako najgroźniejsza z chorób, najokrutniejsza,
bo zabrała najukochańszą dla każdego dziecka istotę - Mamę. Niespełna
2 - letnia Oleńka została całkowitą sierotą jej ojciec - Aleksander
Ginalski -walcząc nad Pilicą przeciwko Prusakom poległ już w 1914
roku.
Wychowaniem sierotki zajmowali się dziadkowie i choć Oleńka do
psotnic nie należała, to jak każde dziecko „ coś tam na sumieniu ma" !
Bo Ola z bardzo wczesnego dzieciństwa pamięta długie babcine suknie i
takież fartuchy, pod które skryć się można było oraz piękną książkę w
złoconej / tak błyszczała/ oprawie z prześlicznymi inicjałami na
każdej stronie.
Obrazeczki były takie kolorowe, takie śliczne !
Oleńka po cichutku, w kąciku pokoju usiadłszy jeden - ten
najśliczniejszy - wycięła. Tylko jeden ! Co się potem działo!! Pamięta
to lanie, srogie oblicze dziadka i ten obrazeczek widzi do dziś. Mimo
upływu ponad 80 lat od tamtej, dziecinnej profanacji rodzinnej
pamiątki rodu Ginalskich, spod Kurowa za Lublinem, nie zapomniała jego
szczegółów.
Ujawniona tak wcześnie chęć posiadania rzeczy ładnych pozostała Pani
Aleksandrze do dziś.
W pokoju, którego w zimie prawie nie opuszcza, jest ciepło i
przytulnie, nie tylko za-sprawą jasnopomarańczowego wystroju, ale tyle
tu koronkowych serwetek, serweteczek, małych reprodukcji, obrazów z
kwiatami i żywych kwiatów, że słoneczko uśmiecha się zewsząd.
A było kiedyś Pani Aleksandrze bardzo, bardzo zimno!
Straszne okupacyjne noce w Warszawie wspomina z drżeniem
serca. Była już wtedy mężatką i matką 2-letniego syna. Mąż przed wojną
pracował w biurze zakładów mechanicznych na Okęciu a po klęsce
wrześniowej jak większość młodych ludzi zaangażował się w działalność
konspiracyjną.
Jak można opisać strach, gdy w sąsiednim mieszkaniu na ul.
Karolkowej, gdzie wówczas mieszkali, Niemcy zorganizowali „kocioł" ?
Może bezwładem nóg, łomotem serca, które zdawało się wyskakiwać z
piersi to znów podchodziło do gardła, a może długością wstrzymywanego
oddechu ? A czy można wyrazić radość matki, która po 12-go-dzinnym
staniu w kolejce przynosi do nieopa-lanego mieszkania 5 kg węgla.?
Zdobywanie żywności, opału, niezbędnych środków do życia w
okupowanej stolicy stawało się z dnia na dzień trudniejsze, więc
wrócili w rodzinne strony męża do Trześniowa.
Był rok 1942 i tu na prowoncji życie toczyło się też dwoma
nurta-mi.Podziemie działało, do wsi docierały hiobowe wieści o
egzekucjach, masowych aresztowaniach i obozach. Trasy tajnych wypraw
Pani Aleksandry wiodły w różne kierunki; raz do pobliskiego Krosna a
kiedy indziej aż do Stryja. Odwagi a czasem wręcz brawury nigdy jej
nie brakowało.
Tak naprawdę o swoje życie bali się wszyscy, gdy front
wschodni zatrzymał się w pobliżu wioski. Sześć tygodni na linii ognia,
noce spędzane w piwnicach i wąwozach, w lesie za Zmiennicą... uratował
ich jakiś oficer rosyjski, bo rozkazał im natychmiast opuścić dom i
uciekać do lasu.... Posłuchali, zostawili cały dobytek ! Wściekła
całonocna strzelanina zamieniła okolicę w pobojowisko. Rosnąca na
podwórzu jabłoń stała się strzaskanym kikutem, tylko szczapy leżały
dookoła.
„Widzisz: żyjemy, choć śmierć była bliska" - pisał ulubiony poeta pani
Aleksandry.
Po wojnie życie toczyło się wartko i ciekawie. Mieszkali
kolejno w Brzozowie, Gra-bownicy i Dynowie, który stał się przystanią
na długie lata.
Pani Aleksandra- absolwentka przedwojennej szkoły ekonomicznej
w Lublinie - znalazła pracę w Stacji Pogotowia Ratunkowego. Ta,
najpierw mieściła się w budynku przy ul. Waryńskiego, potem na
Mickiewicza aż wreszcie znalazła locum w nowej Przychodni Zdrowia.
Jaki był wówczas sprzęt medyczny, samochody ! A po jakich drogach
jeździły karetki! Lepiej nie wspominać.
Aż trudno uwierzyć, że rocznie odbywano po 13.000 wyjazdów
udzielano ponad 2000 porad ambulatoryjnych. Nie było strzykawek
jednorazowych, przenośnej aparatury diagnostycznej, tylu lekarzy
różnych specjalności, ale pomocy „na Pogotowiu" udzielano zawsze. Raz
nawet kwarantannę odbywano, gdy u podróżujących wrocławian
podejrzewano cholerę. Skończyło się jednak na strachu i przesadnej
ostrożności.
Pani referent d/s gospodarczych Pogotowia Ratunkowego w Dynowie mimo
licznych obowiązków domowych i związanych z pracą zawodową, znajdowała
czas na realizację młodzieńczych marzeń.
A był to teatr !
Pan J. Węgrzyn - malarz, fotograf i reżyser w jednej osobie
zaangażował Panią Aleksandrę. Czy się nadawała ? Też pytanie!
Wszak jeszcze w Lublinie debiutowała w roli tyle ważnej i
odpowiedzialnej co trudnej - uosabiała Polskę - Na wzór z obrazu J.
Malczewskiego, według słów poety legionowego J.Mączki:
„ Wstań Polsko moja !
W ogniach zórz
Nowe się szlaki krwawią Tobie !
O lżej Ci będzie w gromach burz
Niźli w zawiędłych wspomnień grobie -
Wstań Polsko moja, w blaskach zórz !
W dynowskim teatrze występowała w lżejszym repertuarze: „Krowoderskie
zuchy", „Pan Damazy", "Gwałtu co się dzieje", „Damy i huzary", „Mały
rycerz i panny".
Kreowała bohaterki pełne ciepła, humoru, dowcipne i... bardzo
eleganckie.
Gdy zimą 1981 roku zespół przygotowywał „Damy i huzary", próby
odbywały się u p. Aleksandry Tabiszowej, gdyż temperatura w sali prób
była równa tej na zewnątrz budynku. A u miłej Gospodyni - - p.
Dyndal-skiej zawsze gorąca herbata, ciasteczka, i... promienny
uśmiech. Do dziś,a skończyła już 89 lat, zachowała tę samą życzliwość,
pogodę ducha, wyrozumiałość dla ludzkich słabości i młodzieńczą wprost
ciekawość świata. Mimo kłopotów ze zdrowie nie narzeka, imponować może
optymizmem, którego brak o wiele od nich młodszym. Nie lubi jednak
bu-fonów i zarozumialców, z lekką ironią o nich mówi:
„trzymajcie mnie w sto, bo jeden nie ma co"
Krystyna Dżuła
...wróć
|
Dynowski epilog Braci Samarytan
|
|
Założycielem Zgromadzenia Braci Samarytan był brat Jan
Gaworecki urodzony w Dydni 30 maja 1900 r. Najpierw wstąpił do zakonu
Bonifratrów, a następnie do zakonu Braci Misjonarzy Kresowych 28 III
1922 r. w Dubnie i tu przyjął imię zakonne Bogumił. Jednak i tę
wspólnotę opuścił w 1930 r. Dojrzewała bowiem w nim myśl założenia
nowego zgromadzenia, które spełniałoby posługę miłosiernego
Samarytanina. Zgromadzenie takie zostało założone przez niego 21 IV
1934 r. w Białymstoku w archidiecezji wileńskiej. Pomyślnie
rozwijające się dzieło zniszczyła, zdawało się, że tylko na pewien
czas, wojna. Brat Bogumił i jego współbracia rozproszyli się po kraju.
Po wojnie wielu z nich przybyło do rodzinnej miejscowości swego
założyciela, do Dydni. Przez pewien czas bracia pracowali tu ofiarnie,
a na-wet powstawała myśl założenia w Dydni nowego klasztoru.
Dużą pomoc na terenie parafii Dydnia bracia Samarytanie
okazali mieszkańcom spa-lonej w czasie konfliktu polsko-ukraińskiego
wsi Temeszów. Udzielali bezinteresownie po-mocy medycznej chorym i
rannym, aż do całkowitego wyleczenia, aplikując im zastrzyki i fachowo
opatrując rany.
Pragnąc uregulować status swego zgromadzenia, przebywającego w
Dydni br. Bogumił zwrócił się z prośbą do ówczesnego ordynariusza
przemyskiego bpa Franciszka Bardy o pozwolenie założenia domu
zakonnego w Dynowie. Dynów spełniał bardziej wymogi miejsca, gdzie
przerwane wojną dzieło brata Bogumiła mogło się odrodzić i rozwinąć.
Istotnym bowiem problemem zgromadzenia był brak możliwości prowadzenia
nowicjatu. W okresie II wojny światowej kilku braci zagięło, dwóch
natomiast zmarło. Mimo iż zgłaszali się nowi kandydaci, przysyłani
przez proboszczów, zgromadzenie nie miało możliwości prowadzenia
nowicjatu, ze względu na zniszczenie dotychczasowych struktur w
wyni-ku wojny i wydarzeń powojennych. W Dydni udało się zgromadzić
kilku nowicjuszy i w pewnym okresie wspólnota liczyła 17 braci, ale
nie było tam możliwości dalszego rozwoju zgromadzenia.
Kuria biskupia w Przemyślu pismem z 7 VI 1946 r. wyraziła
zgodę na przeniesienie się zgromadzenia z Dydni do Dynowa. Uprzednio
kuria skontaktowała się z arcybiskupem metropolita wileńskim w
Białymstoku, a otrzymawszy pozytywna opinię o br. Bogumile, jego
zgromadzeniu i prowadzonej przez nich działalności w archidiecezji
wileńskiej z 23 I 1946 r. odniosła się pozytywnie do prośby
zainteresowanego.
Przeniesienie się braci Samarytan z Dydni do Dynowa było możliwe nie
tylko dzięki otwartości bpa Bardy, ale także dzięki inicjatywie
pracujących w Dynowie księży Michała Bara – proboszcza i dziekana
dynowskiego oraz kanonika Jana Śmietany – miejscowego ka-techety
(profesora). Do Dynowa bracia Samarytanie przybyli 12 VIII 1946 r.
Warunki jakie bracia mieli w Dynowie pozwalały na patrzenie w
przyszłość z nadzieją i optymizmem. Zamierzali tu zorganizować nawet
nowicjat dla kilkunastu nowicjuszy.
W Dynowie bracia otrzymali do dyspozycji cztery morgi ogrodu
pocerkiewnego oraz mogli użytkować zamkniętą cerkiew greckokatolicką.
Cerkiewka była niewielka, ale murowana i mieściła się tuż obok
wolnego, pięciopokojowego murowanego domu z kuchnią orz zabudowań
gospodarczych (pocerkiewne). Ponadto miasto oddało zgromadzeniu w
użytko-wanie 11 mórg ziemi ornej. W przyszłości bracia zamierzali przy
cerkwi zbudować klasztor i założyć szpital na 20-30 łóżek.
Inicjatywa założenia szpitala w Dynowie była tym bardziej pożądana, że
w mieście nie było nawet pogotowia ratunkowego a najbliższe szpitale
znajdowały się w Przemyślu, Rzeszowie i Sanoku, a więc w odległości
kilkudziesięciu kilometrów. Snując plany na przy-szłość min. założenia
schroniska dla starców, inwalidów i kalek z Dynowa i okolicy, bracia z
energią zabrali się do pracy wśród potrzebujących. A było ich jak
zwykle bardzo wielu, głównie wśród biedoty. Udzielali zatem bracia – w
liczbie dziesięciu – pomocy medycznej chorym, którzy przychodzili do
nich oraz odwiedzali obłożnie chorych w domach a nierzadko leżących
„na barłogu w walących się ruderach”. szczególnie powszechną i
dolegliwą choroba był świerzb. Szczególną opiekę bracia roztoczyli nad
uciekinierami i pogorzelcami zza Sanu. Były to ofiary napadów
nacjonalistów ukraińskich z OUN-UPA.
Licząc na unormowanie się sytuacji politycznej w Polsce br.
Bogumił zamierzał po-wrócić do archidiecezji wileńskiej i wznowić
działalność w Białymstoku i w Grodnie. Pisał o tym do abpa Romualda
Jałbrzykowskiego. Metropolita był również zainteresowany powrotem
braci Samarytan do archidiecezji wileńskiej, o czym informował br.
Bogumiła kanclerz kurii metropolitalnej. W Dynowie natomiast, o ile
wyraziłby na to zgodę abp Jałbrzykowski pro-wadziliby placówkę
kuracyjną i wypoczynkową. Potrzebowali na to jednak zgody arcybiskupa,
ponieważ nie posiadali zatwierdzonych konstytucji zgromadzenia.
Plany pokrzyżowała choroba i śmierć br. Bogumiła. Zachorował
poważnie na nerki. Udał się zatem do Krakowa, gdzie poddał się
operacji. Po operacji zmarł na zawał serca. W testamencie, jaki
pozostawił w depozycie u swojej siostry w Dydni, polecił braciom
powrócić do życia świeckiego. Przez pewien czas na miejscu pozostali
br. Rafał Rudnicki, nieznany z nazwiska kandydat oraz nieco później
dotarł do Dynowa jeszcze br. Stanisław Stępień. Ponieważ po śmierci
br. Bogumiła miejscowi księża nie wykazywali większego zainteresowania
pozostałymi braćmi, więc br. Albin odszedł do stanu świeckiego i
ożenił się, br. Rafał w 1948 r. wstąpił do Bonifratrów a br. Stępień
podjął pracę w Tarnowie jako kolejarz. O innych braciach brak
jakichkolwiek wiadomości. Był to koniec działalności zgromadzenia
braci Samary-tan. Brat Bogumił spoczął na dynowskim cmentarzu, gdzie
dotąd znajduje się jego skromny nagrobek.
Ks. Stanisław Nabywaniec
...wróć
|
A słyszała pani...
czyli o kreatywności inaczej
|
|
Nigdy nie powtarzaj słów zasłyszanych, a nic na tym nie
stracisz. (Syr 19,7)
Przestaję się dziwić, że ludzie wielcy mają czas na wiekopomne
dzieła, czynione na dodatek z pełną gracji swobodą. Oni po prostu nie
zajmują się hipotezami budowanymi na domysłach, nie roztrząsają nic
nie znaczących kwestii, nie gdybają dla gdybania, nie plotkują.
Słownik j. polskiego podaje dość dosadne określenia dla
zjawisk, które otaczają nas jak powietrze: plotka = nie sprawdzona lub
kłamliwa pogłoska; wiadomość powtarzana z ust do ust, najczęściej
szkodząca czyjejś opinii; pleść = mówić bez sensu, bez zastanowienia;
gadać, paplać, bzdurzyć. Nic dodać, nic ująć. Zwłaszcza te ostatnie
określenia trafnie nazywają rzecz po imieniu. Bo jaki sens w
trwonieniu cennych minut naszego jedynego bądź co bądź życia na
wałkowanie różnego rodzaju banialuków? Jeśli już dojdzie do spotkania
dwóch homo ledwo sapiens (określenie jednego z moich sympatycznych
maturzystów), co w świecie nafaszerowanym wirtualnością i
pseudokomunikacją jest z pewnością pokarmem dla nadziei, to niechby
takie dwie persony ubogaciły się raczej swoimi przeżyciami,
refleksjami, spostrzeżeniami, nadziejami, radościami, zamiast zajmować
się działalnością młynarską: mieleniem wieści i bliźnich. Z tej mąki
chleba nie będzie.
A zjawisko zatacza szerokie, oj, szerokie kręgi. Nie omija
żadnej grupy społecznej, tym bardziej, że Polacy nadzwyczaj chętnie
lubią zabawiać się w głuchy telefon. Przedszkolaki węszą i
przechwalają się już w listopadzie, co im przyniesie św. Mikołaj. Te
bardziej szkolne pociechy zawsze skądś znają jakieś dykteryjki o
swoich nauczycielach. Licealiści – zdobywają kolejne szlify w
dociekaniu zawiłości sercowych swoich i innych. Studenci – z rozmachem
godnym potomków żaków puszczają w świat z okien akademików historie o
swoich wyczynach i ekscesach, niekoniecznie naukowych. Sąsiedzi: my
zawsze w porządku, oni – a bodajby ich. Pracownicy – mogliby pisać
wielotomowe dzieła o swoich przełożonych itd. itp. A gdyby tak
posłuchać z boku tych wielogodzinnych niekiedy wywodów, to nierzadko
ręce opadają.
Można i należy się spotykać. Z pewnością trzeba próbować
oceniać zjawiska, a niekiedy i ludzi. Ale bezkrytyczne i bezmyślne
mącenie wody nigdy nikomu niczego dobrego nie przyniosło i nie
przyniesie. A czasu szkoda.
Trzeba rzeczywiście nie lada wyczucia, żeby z tego gąszczu
strzępków informacji i wyssanych z palca bredni wyłowić to, co
prawdziwe, istotne, ważne. Trzeba nie lada charakteru, żeby umieć
wyrobić sobie własne zdanie, kiedy wszystkie przesłanki wokół
zaciemniają rzeczywistość. Trzeba pewnego urobienia wewnętrznego, żeby
tego typu danych używać do budowania siebie i innych. Budowania, bo
plotka na ogół zajmuje się kąsaniem i wybijaniem szyb w oknach czyjejś
nieskazitelności. A to już jest zwykłe chuligaństwo. Choćby strojne w
krasomówcze ozdobniki, niebagatelne wpływy czy rzędy skrótów przed
nazwiskiem, pozostaje działalnością trującą i szkodliwą.
Zainspirował mnie, czy raczej sprowokował, fakt, iż wokół
pewnego pospolitego, publiczego wydarzenia, widziałem rosnące w tempie
bambusowym księżycowe wersje wydarzeń (ani myślę pisać, o co chodzi).
Nadto zdałem sobie sprawę, że codziennie wiele czasu zajmuje mi
analiza lokalnych wieści z pierwszej ręki, które nierzadko okazują się
być wieściami z ręki piątej, siódmej lub wprost z czyjejś wyobraźni.
Propaganda ziejąca z głośników i ekranów aż mierzi grubiańskością.
Prasa zadziwia i zdumiewa w dostarczaniu pożywek dla żądnych krwi
specjalistów i specjalistek od budowania domków z kart i zamków z
piasku. I po co nam to wszystko? Czy wychodzimy z tych ploteczek
więksi, mądrzejsi, bardziej doświadczeni? Wątpię.
Chodzenie po kolędzie, które dało mi wiele radości i morze
doświadczeń, miało też niekiedy posmak survivalu zdrowego rozsądku
pośród skażonych groteską poglądów, łaszących się tu i ówdzie do
niektórych włościach. W sumie to się ucieszyłem, bo w końcu jako
„osoba nie mająca pojęcia o życiu i jego koniecznościach”, nadto
„pozostająca w niedostępnych zwykłym śmiertelnikom rejonach idealnych”
(jakie to śliczne!…), miałem okazję zejść wreszcie z obłoków na
ziemię, z wykoncypowanej, naiwnej beztroski w ten skomplikowany padół,
którego księża zrozumieć nie mogą… A na poważnie: gdyby zabrać się za
liczenie wszystkich mitów i obiegowych opinii na niektóre bliskie nam
tak czy inaczej tematy, nie wiem, czy jakikolwiek pecet poradziłby
sobie z tym wszystkim. A czasu szkoda.
Posłyszałeś słowo? Niech umrze z tobą! Nie obawiaj się –
nie rozsadzi ciebie. (Syr 19,10)
ks. Krzysztof Rzepka
...wróć
|
Niby mi wolno, ale...
|
|
Mam swoje ulubione filmy, muzykę, której słucham z
przyjemnością, książki do których wracam nawet po kilka razy, ale mam
też prawie dorosłe dzieci i żeby nie stanowić dla nich całkowitego
reliktu przeszłości słucham, czytam i oglądam to, co w ich pojęciu
jest wartościowe.
Bywa, że nie mogę zdzierżyć i pytam kąśliwie „a kto tak jęczy
jakby miał owsiki i ból brzucha”, ale na ogół bardzo się staram
zrozumieć co jest fascynującego w powieściach Kinga czy muzyce Jennis
Jeplin. Bo pewnie coś jest skoro wyżej wymieniona pieśniarka pasjami
wyje w pokoju córki.
I to jest właśnie problem, który nie daje mi spokoju.
Akceptacja odmienności gustów i nie tylko gustów.
Obejrzę czasem jakiś film, który uznam za wart obejrzenia,
usiłuję potem namówić na niego dzieci i od razu spotykam się z
komentarzem „szkoda czasu, to beznadziejne”. Tak samo dzieje się z
książkami, z płytami, z wszelkimi przejawami twórczości ludzkiej.
Jak możesz, młody tumanie, oceniać negatywnie rzecz, której
nie poznałeś! – wściekam się w duchu i mam straszną ochotę zawlec
oponenta przed ekran i wtłoczyć mu siłą do pustego łba to, o czym
potem moglibyśmy porozmawiać. Z wielu powodów nie da się tak postąpić
więc staram się wytłumaczyć, że to strasznie zubożające podejście do
świata a dodatkowo jeszcze dyskwalifikuje towarzysko. Argumentu, że
może też ranić czyjeś uczucia staram się nie wysuwać, żeby „nie
przeginać pały”.
Byłoby pięknie gdyby rzecz dotyczyła wyłącznie kontaktów
rodzinnych, ale tak niestety nie jest i na każdym kroku trzeba dawać
odpór niczym nieumotywowanej napastliwości bliźnich. I co wtedy robić?
Naprawiać świat i bronić swojego czy „dawać tyły” w imię świętego
spokoju.
No, bo teoretycznie daje mi się prawo swobodnego wyboru tego
co lubię, ale jednocześnie oczekuje się, że wybiorę akurat to co jest
po czyjej myśli.
Oglądam w Polsacie program o nazwie „Idol”. Muzyczny konkurs,
w którym o zwycięstwie decydują widzowie. Żeby tak całkiem nie
puszczać publiki na szerokie wody szacowne jury podpowiada, kto gdzie
i w czym popełnił błąd, gdzie zafałszował, co zrobił poniżej
przyzwoitego poziomu. Jury składa się ze zwykłych śmiertelników więc
nie powinno nas dziwić, że jednych forują a innym rzucają kłody pod
nogi, byle robili to w sposób zakamuflowany. W „Idolu” walą z tzw. „
grubej rury” i oczekują, że publika uwzględni takie preferencje. Z
chwilą, kiedy wynik głosowania widzów wskazuje jednoznacznie na
różnice w gustach, jurorzy wieszają psy na głosujących i obrażają
sporą rzeszę telewidzów odmawiając im prawa do swobodnego wyboru. Mnie
się też jeden wysoki młodzian straszliwie tam nie podoba, ale skoro
pół Polski głosuje na niego należy ten wybór uszanować albo nie
zapisywać się na jurora w konkursie publiczności.
Podobnie rzecz się ma z oglądaniem serialu „Rodzina
Kiepskich”. Jaki on jest każdy wie, ale skoro wygrywa w wielu
rankingach na najpopularniejszy program, trzeba uszanować gusta
społeczeństwa. Tymczasem nie ustaje krytyka humoru prezentowanego
przez Ferdynanda K. a przyznawanie się do oglądania serialu jest w
złym tonie. Ha, ha, a ja oglądam, śmieję się z głupot jakie tam
pokazują i się nie przyznaję, że oglądam.
To ja z dziećmi toczę boje o uszanowanie odmiennych gustów, a
tu ze wszystkich stron pchają się przykłady, że walę głową w mur.
Chyba przestanę, bo mam jedną i może się jeszcze w życiu przyda.
CE
...wróć
|
O nagości i nie tylko...
|
To nieprawda, że epatowanie nagością
irytuje tylko starsze panie (złośliwi twierdzą, iż powodem jest
wyjście z tzw. „obiegu”). Owszem irytuje także ludzi całkiem młodych!
Niepokojący staje się fakt nadużywania nagości w przekonaniu,
że wtedy jest się „na topie”, jest się „cool”...
W czym więc tkwi błąd?! Najczęściej w niewiedzy!
Nagość bowiem dodaje uroku w okolicznościach intymnych, na
przyjęciu, w kawiarni, dyskotece, ale już w szkole, w masowych
środkach komunikacji, w urzędzie, na ulicy – drażni!
Szkoła jest miejscem pracy, urząd także, odciąganie uwagi
nagością przeszkadza w koncentracji - może niektórym tylko – niemniej
trzeba to mieć na uwadze...
Chłopcy, młodzi mężczyźni z różnych zespołów muzycznych,
wokalnych nie wiedzą, lub nie chcą wiedzieć, a może nikt im tego nie
uświadomił, że nie każdy nagi tors jest do oglądania, czasem lepiej go
nie pokazywać publicznie, wcześniej trzeba nad nim popracować,
uprawiając ćwiczenia fizyczne, a to już wymaga wysiłku...
Osobna sprawa to panowie i panie tzw. trzeciej młodości,
którzy nie pamiętają, że kalendarz jest nieubłagany...
Nie bez winy są środki masowego przekazu, zwłaszcza telewizja i
magazyny mody. Joanna Bojańczyk w artykule „O modzie w telewizji”
pisze: „Gdyby Tomasz Kamel wystąpił w marynarce w tygrysie wzory pół
Polski ruszyłoby do sklepów po takie cudo. Zmiana fryzury Jolanty
Pieńkowskiej wywołuje protesty widzów. Pewnie dlatego Pieńkowska nie
może uwolnić się od swojego znaku firmowego: misternej grzywki w ząbki
wyzelowanej przez telewizyjne fryzjerki.”
Ale z kolei telewizja polska czerpie wzory z telewizji
światowej, a ta z magazynów i pokazów mody i tak kreuje ona wzory i je
konsumuje: koło się zamyka i trzeba po prostu z tych wzorów nauczyć
się korzystać, by nie popaść w przesadę i bezkrytycyzm.
A uczyć się trzeba od wczesnej młodości, bo nikt nie wie,
czego życie w określonych okolicznościach będzie od niego wymagać.
Można posłużyć się w tym względzie Panią Premierową której
nieodpowiednia suknia wywołała ogólne zgorszenia.
Wprawdzie nikt nie lubi być pouczany, ale rada podana
taktownie przynosi pozytywne rezultaty. Wiedzieli o tym nasi
przodkowie. Już w średniowieczu Słota w wierszu „O zachowaniu się przy
stole” uczył dobrych manier w czasie wspólnego posiłku i w stosunku do
kobiet. Parę wieków później Jędrzej Kitowicz poświęcił tomy dobrym
obyczajom.
Kto wie, czy współcześnie nie przydałby się „jakiś Słota”,
który znalazłby czas i ochotę, żeby zagrzmieć, ostrzegając, że
„dziczejemy”... Był kiedyś w „Przekroju” kącik „Savoire Vivre”,
nieśmiało w młodzieżowych pismach pojawiają się „dobre rady”, ale
jakoś bardzo marginalnie...
Pewno, że nie należy stosować przesadnego purytanizmu
obyczajowego, ale brak dobrych obyczajów utrudnia życie całemu
społeczeństwu, tylko że z komercjalizmem trudno walczyć...Pogoń za
zyskiem doraźnym przesłania troskę o morale narodu. Trzeba jednak
ostrzegać i pouczać uparcie. Tu wielka rola rodziny, szkoły i opinii
publicznej, ta ostatnia jakby przestała się liczyć...
Jest coś niepokojącego w tym, że wstyd jakoś się rozmywa.
Młodzież na lekcji „boi” się negatywnych ocen, a przestaje się
wstydzić niewiedzy, często żenującej i nie widzi nic złego w
oszukiwaniu, odpisywaniu... W świecie biznesu i polityki też nie dba
się o własny wizerunek a słowa „wstyd”, „uczciwość’ często zastępuje
słowo „spryt”, a w osądzaniu i wymierzaniu sprawiedliwości nawet sądy
działają jakoś opieszale.
W obliczu upadku nieskazitelności autorytetów młodzi
rozgrzeszają się łatwo ze swych słabostek, co na przyszłość niezbyt
dobrze wróży...
Janina Jurasińska
...wróć
|
Z historii Procesu Brzozowskiego cz.2
|
|
Jedną z centralnych postaci w procesie był Władysław
Kasprowicz syn Wojciecha, aresztowany w dniu 29.08.1947 roku. W akcie
oskarżenia sporządzonym przez Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa
Publicznego w Rzeszowie podano :
„Kasprowicz Władysław w miesiącach wiosennych 1944 r. wstąpił
do organizacji AK na terenie miasta Dynowa a do której to organizacji
został zwerbowany przez niejakiego Wandasiewicza Józefa mieszkańca
Dynowa. W organizacji tej występował w okresie od roku 1944 do
miesiąca maja 1945 r. pełniąc funkcję zwykłego członka organizacji
występując pod pseudonimem „Łysy” (akta k. 125 str. 3 Tom I)
W miesiącach jesiennych 1945 r. bliższej daty nie ustalono
Kasprowicz Władysław jako burmistrz miasta Dynowa brał osobisty udział
w poufnym posiedzeniu które odbyło się w lokalu gminnym w Dynowie w
osobistej kancelarii wójta Kocaja Stanisława. Jako członkowie poufnego
posiedzenia byli Cag Leon – komendant placówki AK na miasto Dynów,
Chudzikiewicz Leonard – członek AK a zarazem komendant „Samoobrony”,
Kocaj Józef - starosta powiatu Brzozów Kocaj Stanisław - wójt gminy
Dynów, Łukasiewicz Antoni z-ca wójta oraz Sidor Antoni - sekretarz
gminy Dynów.
Na posiedzeniu tym poufnym zabrał głos Cag Leon jako komendant
placówki AK oraz Chudzikiewicz Leonard jako komendant „Samoobrony” na
miasto Dynów, którzy przedstawili członkom „Sądu Obywatelskiego”
sprawę grasujących band na tamtejszym terenie, rzekomo pod dowództwem
Kucyły Józefa byłego członka AK a mieszkańca miasta Dynowa.
Równocześnie postawili wniosek o zareagowanie ze strony zebranych i
rozstrzygnięcie sprawy Kucyły Józefa. Po przeprowadzonej dyskusji
członkowie „Sądu Obywatelskiego” postanowili a tym samym zatwierdzili
wyrok śmierci pozaocznej na Kucyłę Józefa a polecenie realizacji
powierzyli Chudzikiewiczowi Leonardowi i Cagowi Leonowi. Kasprowicz
Władysław jako członek „Sądu Obywatelskiego” a zarazem burmistrz
miasta Dynowa akceptował pozaoczny wyrok śmierci na Kucyłę Józefa
który został po upływie kilku dni zamordowany tj. zastrzelony przez
członków organizacji AK w obrębie stacji kolejowej w Dynowie. (akta k.
104, 105 Tom I)
Z dobrodziejstwa ustawy o amnestii z dnia 22.02.1947 r. nie
skorzystał i nie ujawnił przed komisją amnestyjną popełnionego
przestępstwa a tym samym ukrywał tajemnicę oraz zacierał ślady
dokonanych przestępstw morderczych na tamtejszych terenach gminy Dynów
aż do dnia 25.08.1947 r. tj. do chwili aresztowania go (akta k. 157,
162 Tom I) ”
Ostatecznie Władysława Kasprowicza oskarżono o to, że :
a)
„Kasprowicz Władysław wchodził w porozumienie z członkami
nielegalnej organizacji tj. w miesiącu listopadzie 1945 r. bliższej
daty nie ustalono w lokalu gminnym w Dynowie brał udział w
posiedzeniu tajnym tak zwanym „Sądzie Obywatelskim” na którym byli
Leon Cag, Chudzikiewicz Leonard, członkowie nielegalnej organizacji
— czyn ten stanowi przestępstwo z art. 88 w zw. z art. 86 KKWP,
b) w tym czasie i miejscu dopuścił się pomocnictwa słowem do
zabójstwa człowieka tj. w miesiącu listopadzie 1945 r. bliższej daty
nie ustalono w lokalu gminnym w Dynowie w porozumieniu się z osobami
L. Cagiem i L. Chudzikiewicza postanowli aby zabić Kucyłę Józefa —
czyn ten stanowi przestępstwo z art. 28 KKWP w zw. z art. 225 KK. ”
(str. 39 aktu oskarżenia)
Aresztowanie Władysława Kasprowicza - Burmistrza Dynowa zbulwersowało
mieszkanców miasta.
Nie tylko Zarząd miasta Dynowa, ale również społeczeństwo miało odwagę
„podjąć interwencję” w sprawie aresztowania swojego Burmistrza.
Najlepszym przykładem są dwa dokumenty z tamtych czasów, które
w całości poniżej przedstawiam w oryginalnej formie i treści.
Zarząd
Miejski w Dynowie Dynów, dnia 13.11.1947 r.
ZAŚWIADCZENIE
My niżej podpisani członkowie Zarzadu Miejskiego w Dynowie stwierdzamy
niniejszym własnoręcznymi podpisami, że Ob. Kasprowicz Władysław
pełniący do czasu aresztowania go stanowisko burmistrza miasta Dynowa
był pod każdym względem pierwszym obywatelem miasta Dynowa. On to
położył dużo pracy w celu podniesienia gromady Dynów i Przedmieścia do
rzędu miast. Mimo iż często na zdrowiu niedomagał jeździł aż do
Ministerstwa Administracji Publicznej oraz innych komórek
administracyjnych by czynić starania o podniesienie Dynowa i
Przedmieścia do rzędu miast. Starania jego odniosły swój skutek, czego
dowodem jest Rozporządzenie Ministra Administracji Publicznej z dnia 2
maja 1947 r. o utworzeniu z dniem 1.04.1947 r. gminy miejskiej Dynów w
powiecie brzozowskim województwie rzeszowskim zawarte w Dzienniku
Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej nr 39 poz. 194 z dnia 30 maja 1947 r..
Przy wyborach burmistrza nowoutworzonej gminy miejskiej Dynów ludność
tut miasta licznie zebrana na sali wyborczej wyrażając przez
wyłonionych z siebie Członków Miejskiej Rady Narodowej uznanie za
pracę poniesioną przez Ob. Kasprowicza Władysława w celu umiastowienia
Dynowa i doceniając jego zdolność do kierowania gospodarką samorządową
jednogłośnie wybrała Ob. Kasprowicza Władysława na stanowisko
burmistrza. Dalszym dowodem przywiązania miejscowej ludności do Ob.
Kasprowicza Władysława jako burmistrza miasta były ponowne wybory
zarządzone przez Władze Zwierzchnie, które odbyły się 28 lipca 1946 r.
i w których to tenże Ob. Kasprowicz Władysław został ponownie wybrany
na stanowisko burmistrza miasta Dynowa.
Dalej stwierdzamy, że jeżeli chodzi o pracę Ob. Kasprowicza
Władysława wynikającą z piastowanego stanowiska burmistrza, to była
ona wykonywana przez niego z pełnym zapałem, z zaparciem się siebie i
swej rodziny i była kierowana jedynie dla rozwoju gminy i dobra jej
mieszkańców.
Ponadto Ob. Kasprowicz Władysław w roku 1944 po wypędzeniu
okupanta z terenu Dynowa jako ówczesny sołtys gromady Dynów czynił
usilne starania w celu stworzenia Gimnazjum w Dynowie co doprowadził
do celu i w obecnej chwili gmina miejska Dynów posiada na swym terenie
dzięki staraniom Ob. Kasprowicza Władysława Gimnazjum, cieszące się
dużą frekwencją i zadowoleniem ludności miejscowej i pobliskich
wiosek.
Burmistrz : J. Wandasiewicz
Wiceburmistrz : St. Stankiewicz
Członkowie :
1. podpis nieczytelny
2. podpis nieczytelny
3. podpis nieczytelny
4. Błotnicki Wilhelm
OŚWIADCZENIE
Dnia 22 sierpnia 1947 roku został aresztowany burmistrz miasta
Dynowa Ob. Kasprowicz Władysław. Ponieważ sprawa ta jako obywateli
naszej miejscowości bezpośrednio nas ze względu na to, że jesteśmy
obywatelami Dynowa i Państwa Polskiego — oświadczamy co następuje :
Jako nasz rodak znany nam jest Ob. Kasprowicz Władysław od
najwcześniejszych lat swego życia. Jako dziecko biednych rodziców z
chwilą gdy poczęły się w nim tworzyć pewne światopoglądy przejawiał
ideje demokratyczne, które niejednokrotnie nie zgadzały się z
istniejącym stanem stosunków społecznych. Już jako fizycznie i
społecznie nierozwinięty wyrażał swoje poglądy na niesprawiedliwy
podział społeczeństwa naszego na tych którzy używają i na tych którzy
… (słowo nieczytelne dopisek autora). Znany z tych poglądów może za
późno wysunięty został przez nasze społeczeństwo na stanowisko sołtysa
Dynowa już w chwili rozkładu sił okupacyjnych niemieckich tzn. w
ostatnim miesiącu przed ustąpieniem bandyckiego okupanta a wysunięty
został ze względu na złożone w nim zaufanie, że będzie stał na straży
interesów polskiego naszego społeczeństwa. Chociaż w krótkim czasie
dał się jednak na stanowisku sołtysa poznać Ob. Kasprowicz jako
prawdziwy i niezachwiany rzecznik demokracji robotniczo – ludowej. I
tylko dlatego po wypędzeniu barbarzyńskiego okupanta na zgromadzeniu
powszechnym społeczeństwo demokratycznie powołało go nadal do
kierowania sprawami gospodarczymi, społecznymi i politycznymi naszej
miejscowości.
Aby stworzyć sobie warunki do samodzielnej pracy mimo
sprzeciwów nadrzędnej władzy administracji gminnej przez osobisty
wpływ uzyskując jej zgodę usamodzielnia gromadę Dynów i podnosi do
godności miasta, przez co realizuje charakter Dynowa zaniedbany
niedbalstwem dawnych czynników administracyjnych Dynowa. Jako
burmistrz potrafił wniknąć i zrozumieć duszę naszej demokracji czego
dał wyraz w organizacji Stronnictwa Ludowego, Stronnictwa które
jedynie zainteresowało się naszym społeczeństwem, zapomnianym przez
inne organizacje polityczne.
Stojąc na czele jako przewodniczący Stronnictwa Ludowego
przeprowadził w 90 % wybory na korzyść Bloku Demokratycznego, bez
żadnych znanych z przeszłości tryków sanacyjnych, ale na podstawie
uświadomionego o stanowisku demokracji – społeczeństwa naszego do
którego to uświadomienia dużo włożył swej pracy właśnie Ob. Kasprowicz
Władysław burmistrz Dynowa.
I dalej ten oto Władysław Kasprowicz prócz wniesionych
korzyści politycznych organizuje dla chłopów i robotników Gimnazjum,
które corocznie wydaje Narodowi i Państwu kilkudziesięciu młodych,
przysposobionych przez program i czynniki kształcące pracowników
demokratycznych.
Szkoła Powszechna i Publiczna Średnia Szkoła Zawodowa miała w
nim przychylnego i życzliwego rzecznika. W każdym wypadku fakt, że w
okresie zimowym 1946/47 szkoła nie była zamknięta z braku opału ani na
jeden dzień jest zasługą Władysława Kasprowicza, który osobiście i pod
groźbą banderowców sam prowadził furmanki po drzewo dla szkoły do lasu
zagrożonego przez banderowców.
Wiele jeszcze momentów dla Ob. Kasprowicza Władysława
dodatnich moglibyśmy podnieść, czego jednak – z obawy niezanudzania
Władz Polski Demokratycznej zajętej wieloma sprawami – nie robimy.
Może Ob. Kasprowicz Władysław miał w swym postępowaniu według opinii
niektórych a nieuchwytnych czynników reakcyjnych strony ujemne z
którymi to czynnikami nikomu nie wolno łączyć imienia Kasprowicza jako
prawdziwego demokraty – to nawet wobec zaistnienia tych błędów których
bezwarunkowo nie znamy i okreslić nie potrafimy, to usprawiedliwiamy
ewentualne błędy jego kierując się zasadą, że nie błądzi tylko ten
który nic nie robi a ten kto cokolwiek poczyna może się mylić.
W każdym bądź razie obserwując jego życie i działalność dla
dzisiejszej i w naszym przekonaniu prawdziwej, istotnej i zwiazanej z
Sojuszem Narodów Słowiańskich, rzeczywistości Polskiej nie
dostrzegliśmy tych błędów które by tej rzeczywistości mogły się
przeciwstawiać, natomiast z czystym sumieniem stwierdzić możemy i
jesteśmy obowiązani, że postępowanie jego dyktowane było przekonaniem
opartym na zrozumieniu naszych interesów narodowych, gwarancją których
jest właśnie obrona tego Sojuszu.
Dynów
w listopadzie 1947 roku
Oświadczenie zostało podpisane własnoręcznie przez 328 mieszkanców
Dynowa, zaś własnoręczność podpisów stwierdził Burmistrz J.
Wandasiewicz odciskając pieczęć o treści „Zarząd Miejski w Dynowie”.
W aktach sądowych zawarte są jeszcze inne dokumenty biorące w
obronę Władysława Kasprowicza. Ich treść zamieszczę w następnym
artykule.
...wróć
|
Bliżej dynowskich zabytków
|
|
fot. A. Iwański |
Kościół pod wezwaniem św. Wawrzyńca w
Dynowie zalicza się do najcenniejszych budowli sakralnych powstałych
na Podkarpaciu. Należy również do najstarszych murowanych świątyń
Polski południowo – wschodniej.
Budowa stanowi jeden z głównych elementów w panoramie miasta.
Usytuowana na wzniesieniu, widoczna z daleka, pełni rolę dominanty.
Nadal kontrastuje skalą i wielkością z sąsiednimi budynkami.
Data budowy kościoła w Dynowie nie jest znana. Prawdopodobnie
został założony już w XIV stuleciu, na co zdaje się wskazywać fakt, że
występował pod wezwaniem Narodzenia Świętej Marii Dziewicy. Profesor
Widajewicz w swoich badaniach mówi, że o ustaleniu czasu powstania
kościoła decyduje niewątpliwie jego wezwanie. Stwierdza on, że
kościoły XV wieczne na Rusi Halickiej można podzielić na dwie grupy:
„starcze” (sięgające bardziej w głąb XIV stulecia) i „ młodsze” ( z
końca XIV w.) na podstawie na podstawie wezwania. Wszystkie kościoły
starsze nosiły wezwanie Najświętszej Marii Panny, „nowsze” były
fundowane pod innymi wezwaniami.
W 1462 r. kościół został bogato wyposażony przez Małgorzatę z
Denowa. W tym także roku konsekrowany. Według źródeł miał on murowaną
część prezbiterialną a resztę drewnianą.
Biskup Piasecki mówi, że kościół pod wezwaniem św. Wawrzyńca
został ufundowany i zbudowany przez Małgorzatę ze Strzałkowa i jej
syna Stanisława w 1462 r. Ostrożniejszy nieco jest biskup K. Szembek,
który twierdzi, że kościół został ufundowany w 1462 r. przez
Małgorzatę wdowę po kasztelanie przemyskim w celu zbawienia duszy
swojej oraz swoich poprzedników i następców. Fundacja ta była bardzo
bogata. Małgorzata zapisała kościołowi Narodzenia Świętej Marii
Dziewicy wieś Ulanica pod Dynowem wraz ze wszystkimi potokami,
sołectwami, czynszami i innymi robociznami, ciążącymi na ludności w
innych wsiach dóbr dynowskich. Darowała temu kościołowi dwa łany,
jeden koło łanu plebana i drugi na Przedmieściu Dynowskim ciągnący się
w kierunku Łubnego z sadzawkami, które były na tych łanach lub mogły
powstawać na tym polu – bez wyrządzenia szkody łanom miejskim czy też
podmiejskim. Również podarowała kościołowi dziesięcinę z folwarku w
Bachórzu i z folwarku dynowskiego leżącego na Przedmieściu Dynowskim
przed wsią Bachórzem oraz każdego roku kamień łoju z jatek dynowskich.
Fundacja ta była bardzo bogata, bowiem w tych czasach przeciętne
uposażenie kościoła parafialnego na Rusi wnosiło 1 lub 2 łany (
zależnie od wielkości lokacji lub jakości gleby) wolne od czynszów.
Zapis nakładał na proboszcza obok licznych modlitw za intencję
dobrodziejki, obowiązek utrzymania czterech kapłanów, którzy by
odśpiewali codziennie, „cursum Marianum” ku czci Matki Boskiej.
Opis przywileju fundacyjnego z 21V 1462 r. mówi o fundacji
kościoła, ale równocześnie wymienia plebana Aleksego, czyli, że jest
to raczej renowacja albo powiększenie uposażenia a nie fundacja
kościoła. W każdym razie nic nie mówi o budowli kościoła. Wymieniając
zaś plebana naprowadza na wniosek, że kościół już istniał i to w
pierwszej połowie XV w., zatem w okresie gotyku. Był to, więc albo
drewniany gotycki, jakie znajdowały się na cały południowym obszarze
diecezji przemyskiej, albo murowany gotycki, co byłoby naprawdę w tych
stronach rzadkością. Sądząc jednakże po wielkości fundacji należy
przypuszczać, że mógł być on już wtedy budowlą murowaną. Rękopiśmienne
przekazy historyczne nic jednak nie mówią o takim właśnie kościele.
Małgorzata starała się o zatrzymanie opieki nad kościołem
dynowskim w rękach rodu Kmitów i tym celu w r. 1462 sporządziła
dokument, na mocy którego odstąpiła połowę prawa patronatu kościoła
parafialnego Narodzenia Świętej Marii Dziewicy, bratu swemu
Dobiesławowi Kmicie.
Rok 1604 należy przyjąć jako datę budowy całego kościoła w miejscu
pierwotnego, istniejącego wcześniej. W zapisie Kaplicy Różańcowej mamy
kilkakrotnie u biskupa K. Szembeka zaznaczone „ Kaplica tej samej
starożytności co kościół”. Datę budowy kaplicy podaje Szembek około
1604 r. Z tego samego czasu pochodzi kaplica św. Krzyża, o której
Szembek wyraźnie mówi „ murowana z kościołem głównie”.
Biskup W.H. Sierakowski w 1745 r. pisze „ w tym mieście
kościół parafialny niegdyś drewniany, tak według struktury jak i
fundacji pierwszych fundatorów z powodu częstych pożarów zwłaszcza
przez Węgrów a potem przez Szwedów wzniecanych, pozbawiony przywilejów
nie może okazać oryginałów erekcji. Obecnie jest murowany z
sklepieniem ceglanym zamkniętym w obydwu chórach, którego budowy
rozpoczęła Małgorzata ze Strzałkowa. W mały chórze ( prezbiterium)
murowany, w wielkim chórze drewniany. Około 1604 r. otrzymał od
Katarzyny z Maciejowic Wapowskiej kasztelanowej przemyskiej strukturę
kamienną, którą ma aż dotąd. Wzniesiony został już pod wezwaniem św.
Wawrzyńca. Konsekrowany 29 lipca 1617 r. przez Andrzeja Próchnickiego
arcybiskupa lwowskiego.
W marcu 1657 r. kościół został zniszczony przez wojska Jerzego
Rokoczego księcia siedmiogrodzkiego.
Biskup K. Szembel pisze „ Po najeździe bezbożnych Kozaków Rakoczego w
sobotę przed niedzielą Laetare ( cieszcie się), który był dniem 10.
III. 1657 r. Po spaleniu miasta w kościele dynowskim niewinnych ludzi
500 została przelana. Kościół wypalony, ołtarze wyniszczone tak
dalece, że dopiero po roku w niedzielę palmową rozpoczęło się
nabożeństwo różańcowe.
W 1661 r. Mikołaj Ossoliński starosta Krzyszyński, znany awanturnik w
ziemi przemyskiej, powodowany prywatną zemstą do Olbrachta
Grochowskiego na czele 300 ludzi spalił miasteczko, złupił kościół,
dopuścił się zniewagi księży, rabunków i gwałtów.
W 1663 r. z inicjatywy biskupa przemyskiego Stanisława
Sarnowskiego odbudowano kościół parafialny.
W XVIII w. kościół ulega zaniedbaniu, ponadto wichura zerwała
dach, który w r. 1775 częściowo pokryto nawet słomą. Wieża, niegdyś
duma miasta, groziła zawaleniem. „Dekret reformacyjny nakazał
zniszczyć wieżę aż do facjaty, a na miejsce zniszczonej kondygnacji z
muru wznieść drewnianą. Nakazał również podeprzeć kościół skarpami,
powiązać wnętrze ankrami oraz naprawić sklepienie i ściany”
W latach osiemdziesiątych XVIII w. rozebrano wieżę kościelną
pozbawiając miasto widocznej z dala ozdoby.
W 1889 r. wymurowano zamiast faciatu drewnianego od strony
zachodniej trójkątny szczyt murowany i sprawiono wyżej figury
świętych: Stefana i Kazimierza. W tym samym czasie pokryto dach i
sygnaturkę blachą.
W 1894 r. rozpoczęto wiosną restaurację kościoła pod
kierunkiem technicznym Tomasz Prylińskiego architekta i konserwatora
zamku na Wawelu. Pod jego kierunkiem i według planów przez niego
sporządzonych:
a) odmalowano kościół i cały odzłocono wewnątrz
b) zbudowano nowy chór murowany
c) sprawiono nową posadzkę z płyt szamotowanych czarno – białych
d) sprawiono nowe okna żelazne ze szkła katedralnego
e) wykonano dwa witraże
f) w 1898 r. postarano się o nowe stalle w prezbiterium i nowe
kamienne balasy
g) odnowiono ołtarze i kaplice św. Antoniego, oraz ołtarze : św.
Wojciecha i św. Franciszka, a do wszystkich ołtarzy bocznych
sprawiono stopnie murowane czarne i cementowe antypodia
h) sprawiono nowy ołtarz św. Józefa w Oratorium nad kaplicą św.
Antoniego
i) odnowiono ambonę i całą odzłocono
j) sprawiono dwa nowe konfesjonały, duże w stylu renesansowym
W 1924 i 1925 r. dano na kaplicach Serca
Jezusowego i Matki Najświętszej nowe kopuły. Pokryto je blachą, jak
również kaplicę św. Józefa. Ponadto dano trzy nowe krzyże na wieży
sygnaturkowej i na kopułach.
Podciągnięto na wysokość 0.70, 1.40, 1.50 metra nowy cokół pod kościół
z bloków betonowych. Ponadto pokryto płytami cementowymi węgary i
pilastry wystające z murów.
W 1926 r. odnowiono wnętrze kościoła, Ściany prezbiterium,
nawy głównej i kaplic bocznych zostały pokryte polichromią figuralną
pędzla Stanisława Szmuca.
W ostatnich latach prowadzone są w kościele parafialnym prace
remontowe.
W 2000 r. została poddana remontowi dzwonnica, która wymagała
w 100% skucia starych zagrzybiałych tynków i położenia nowych.
Jednocześnie odnowiono kaplicę św. Teresy wewnątrz dzwonnicy.
W 2001 r. dokonano malowania dachu kościoła, skucia
zagrzybiałych tynków przy cokole świątyni i położenia nowych.
Prowadzono również prace wewnątrz kościoła. Oczyszczono mastaby
ołtarzowe i ściany w kaplicach bocznych. Renowacji poddano obraz Matki
Boskiej Dynowskiej.
W 2002 r. wybudowano ubikacje przykościelne. Wewnątrz kościoła
wykonano wzmocnienie nadproża między nawą główną a prezbiterium.
Oczyszczono też ołtarz główny.
Na 2003 r. planuje się pomalowanie elewacji zewnętrznych.
Oczyszczenie nawy głównej, odmalowanie sklepienia. Po zakończeniu prac
ogólno – remontowych będzie koniecznie wykonanie właściwej renowacji
ołtarzy i polichromii na ścianach wewnętrznych świątyni.
Prace w kościele z uwagi na jego zabytkowy charakter z
konieczności uzgadniane są z konserwatorem zabytków. Stosowanie
odpowiednich materiałów do prac konserwatorskich jest kosztowne, ze
względu na to prace polegają w głównej mierze na oczyszczaniu i
zabezpieczaniu przed zniszczeniem.
Kościół dynowski wymaga jeszcze wiele kosztownych prac
remontowych i renowacyjnych. Od mieszkańców Dynowa w dużej mierze
będzie zależał ostateczny wygląd świątyni, utrzymujący jej zabytkowy
charakter i odpowiedni poziom artystyczny.
M. Galej
c.d.n.
...wróć
|
Dynów w "Słowniku Geograficznym z 1881 r."
|
|
W niniejszym numerze
chcemy przedstawić Czytelnikom hasło „Dynów”, zamieszczone w „Słowniku
geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”. Hasło
to zamieszczone jest w tomie II wydawnictwa, opublikowanym
w 1881 r.
„Słownik” wydawany był w Warszawie w latach 1880-1904 i
obejmował wszystkie miejscowości dawnej Rzeczypospolitej. Zamierzeniem
autorów było stworzenie swego rodzaju encyklopedii krajoznawczej, „z
której mógłby korzystać zarówno geograf, dziennikarz, jak i ekonomista
a wreszcie każdy, kto pragnie i potrzebuje dowiedzieć się czegoś o tej
lub owej okolicy kraju, czy danej miejscowości” (ze wstępu).
Mimo upływu ponad 120 lat publikacja zachowała – w większości
– wartość naukową. W przypadku Dynowa niektóre informacje historyczne,
zwłaszcza dotyczące początków miasta i pierwszych właścicieli, nie
zawsze odpowiadają aktualnemu stanowi wiedzy na ten temat. Mimo tego,
a także mimo dość zawiłego stylu autora, prezentujemy je praktycznie
bez zmian (rozwinięto skróty, wstawiono akapity). Poważniejsze
ingerencje zaznaczone są kwadratowym nawiasem. Bardziej dociekliwego
Czytelnika odsyłamy do niedawno wydanej książki „Dynów. Studia z
dziejów miasta”.
Autorem hasła „Dynów” była osoba podpisana: „Hr. Kr.”. Z dużym
prawdopodobieństwem można jednak przyjąć, że pod tymi inicjałami kryje
się Aleksander hrabia Krasicki, właściciel Dubiecka.
Jerzy Majka
Dynów, dawniej Denów, miasteczko, leżące w
powiecie brzozowskim, niedaleko Sanu, w dawnej ziemi sanockiej. Dusz
3700; unitów [grekokatolików] do 200 (należących do parafii Bachórzec),
izraelitów 1200. Mieszczanie sadzą cebulę i inne jarzyny, które
rozwożą po targach. Po większej części szewcy są i mularze. Znajduje
się tu urząd pocztowy i telegraficzny.
Jan Pakosław ze Strożyszcz otrzymał od Kazimierza Wielkiego powiat
rzeszowski, który aż tu dosięgał [autor myli się – okręg, czy też
włość rzeszowska nie sięgała Dynowa]. Córkę Augustyna z Rzeszowa [nie
bardzo wiadomo kogo autor miał na myśli] pojął Kmita Sobieński, po
której wziął w posagu: Rzeszów, Dynów i inne dobra. Lecz około roku
1460 pojął Kmiciankę Małgorztę [...] i wziął z nią Rzeszów, Dynów itd.
Taż pani czyni fundację kościoła łacińskiego i tejże są fundacji
kościoły [z] roku 1462 w Błażowej, Futomie i Wesołej. W archiwum
leskim czytamy: Stanisław i Anna, córka dziedzica Dynowa, wydana za
Filipa, kasztelana międzyrzeckiego, dziedzice Dynowa (a dzieci tejże
Małgorzaty) nadają wieś kościołowi w Dynowie.
Wapowscy już około 1540 roku są dziedzicami Dynowa. W roku
1540 Piotr stolnik sanocki tu dziedziczył. Synowi Piotra Stanisławowi
postawiła nagrobek w kościele w Dynowie wdowa Magdalena z Jordanów
kasztelanowa krakowska – takiż ojcu Piotrowi, stolnikowi postawił syn
Andrzej kasztelan przemyski. Jędrzeja zabitego [w] roku 1574 przez
Samuela Zborowskiego, na koronacji Henryka [Walezego], wdowa [po
Andrzeju], Katarzyna Maciejowska dokończyła budowę kościoła w Dynowie
w roku 1604. Ta pani wykupiła od schyzmatyków [prawosławnych] cerkwie
w Izdebkach, w Łubnej, zakładając tamże kościoły, jako i w Hyżnem,
Nozdrzcu, w Bachórzcu, a w Pawłokomie unicki.
W skutek działu zawartego w roku 1644 między braćmi
Wapowskiemi, wnukami Andrzeja, Mikołajem i Karolem, sprzedaje Mikołaj
Bachórzec Jerzemu Kazimierzowi Krasickiemu, podkomorzemu sanockiemu, a
Karol sprzedał Dynów Marcinowi Konstantemu Krasickiemu, tudzież Hartę,
Lipnik, Wesołę, Łubnę, Kazimirówkę. Syn Marcina był Konstanty,
kasztelan przemyski. Jerzy stolnik przemyski, umierając bezpotomnie
[w] 1687 roku, darował te dobra swej żonie Teofilii z Czartoryskich
podkomorzance krakowskiej, a gdy ta później wyszła za Grzegorza
Ogińskiego hetmana wielkiego litewskiego, dostał się po jej zgonie
Dynów córce jej z Ogińskich Pacowej, a od tej znów jej córce z Paców
Piotrowej Ożarowskiej, w których imieniu jako pełnomocnik sprzedał
Adam Poniński podskarbi Dynów Trzecieskiemu [w] roku 1781.
Dziś jest posiadaczem Zbigniew Strzemię Trzecieski. Kościół
łaciński spłonął w czasach wojen ze Szwedami i Rakoczym, lecz [w] 1663
roku został zrestaurowany i przez Stanisława Sarnowskiego biskupa
przemyskiego był poświęcony. W Dynowie był oprócz tego kościół
przytułku dla biednych, pod wezwaniem Zwiastowania N.M.P. a także
kościół św. Krzyża, obok drogi do Dubiecka. Do parafii należy 5 wsi:
Bartkówka, Igioza, Ulenica, Lipnik i Chodorówka. Razem w parafii –
katolików 3933, żydów 1206.
W Dynowie jest też posterunek żandarmerii, szkoła etatowa
czteroklasowa. Domów 384. Własność większa obejmuje roli ornej 605,
łąk i ogrodów 114, pastwisk 75, lasu 12 morgów; własność mniejsza roli
ornej 1355, łąk i ogrodów 112, pastwisk 257, lasu 6 morgów. Dom
ubogich, założony od czasów niepamiętnych, ma 1836 złotych majątku
zakładowego. Jest tu browar wielki fabryczny, rafineria nafty i
fabryka stearyny. Z Dynowa idzie droga państwowa na południe do Dydni,
na wschód ponad Sanem do Dubiecka i na zachód do Domaradza. Jarmarki
roczne odbywają się: na towary, bydło i ziemiopłody 3 lutego, 19
marca, 2 maja, 9 września, 25 listopada i 6 grudnia, a każdego
poniedziałku targi na ziemiopłody.
Hr. Kr.
...wróć
|
Jak drzewiej bywało czyli opowieści z herbem w
tle
Fundacja Andrzeja Maksymiliana Fredry w Kalwarii
Pacławskiej
|
|
Wybitną postacią rodu Fredrów w XVII wieku był kasztelan
lwowski i wojewoda podolski Andrzej Maksymilian Fredro. Wsławił się
nie tylko jako znakomity mąż stanu, budujący własny program naprawy
państwa, ale także jako pisarz polityczny, autor fachowych dzieł z
zakresu wojskowości i mecenas kultury. Wiele uwagi poświęcał reformom
w systemie oświatowym. Doceniał sens wykształcenia w życiu człowieka i
dlatego apelował o zakładanie bibliotek miejskich, edukowanie
rzemieślników za granicą, wydawanie czasopism municypalnych czy
kształcenie kobiet. Postulaty te zawarł przede wszystkim w swych
najznamienitszych dziełach: „Przysłowia mów potocznych, obyczajowe,
radne, wojenne” i ”Vir consilii”. Dorobek literacki Andrzeja
Maksymiliana przedstawimy szczegółowo w innym artykule.
Ważne miejsce w działalności publicznej Fredry zajmowała rola
mecenasa kultury. Znany był, bowiem jako fundator zespołu
architektonicznego w Kalwarii Pacławskiej.
Kalwarie jako miejsca kultu Męki Pańskiej zaczęły powstawać na
ziemiach polskich w pierwszej połowie XVII wieku. Pierwszą, wzorcową
dla tego rodzaju budowli była kalwaria wzniesiona przez wojewodę
krakowskiego Mikołaja Zebrzydowskiego w jego dobrach nieopodal
Lanckorony. Wybór miejsca nie był przypadkowy. Fundatorowi
przyświecała idea dokładnego odtworzenia jerozolimskiej drogi
krzyżowej i podkreślenie podobieństwa ukształtowania terenu miejsca
fundacji do pierwowzoru. Budowa całego zespołu klasztornego wraz z
kaplicami, rozpoczęła się w 1600 roku. Mikołaj Zebrzydowski nie zdążył
ukończyć dzieła. Kontynuowali je syn Jan oraz wnuk Michał. W celu
opieki nad miejscem świętym i pątnikami wojewoda krakowski sprowadził
do kalwarii oo. bernardynów. Pierwsze nabożeństwa dróżkowe zostały
odprawione w roku 1608. Ruch pielgrzymkowy zaczął się od tego czasu
intensywnie rozwijać. Przybywali pątnicy ze Słowacji i Śląska
Cieszyńskiego. W 1617 roku Mikołaj lokował osiedle Zebrzydów, które w
1640 roku uzyskało prawa miejskie. Od XIX wieku Nowy Zebrzydów
nazywany jest Kalwarią Zebrzydowską. Rozgłos tego miejsca
pielgrzymkowego wzrósł wraz z umieszczeniem w nim Cudownego Obrazu
Matki Bożej, podarowanego w 1641 roku przez Stanisława Paszkowskiego.
Powstanie tak dużego ośrodka kultu religijnego i pielgrzymkowego było
wyrazem ówczesnej religijności. Odbywające się co roku odpusty i
uroczystości pasyjne miały bardzo widowiskowy charakter. Działały
niezwykle emocjonująco na zgromadzonych wiernych, rozpalały fanatyzm
religijny, egzaltację, były narzędziem propagandy kontrreformacyjnego
katolicyzmu. Pielgrzymka do tak zorganizowanego miejsca świętego miała
być substytutem peregrynacji do Jerozolimy, szczególnie dla warstw
mniej zamożnych czy plebsu.
Podobny charakter, a nawet koleje losu ma Kalwaria Pacławska.
Do dzisiaj możemy podziwiać to urokliwe miejsce, w którym znajduje się
klasztor oo. franciszkanów pw. Znalezienia Krzyża Świętego oraz 42
kaplice. Trzydzieści sześć z nich tworzy tak zwane Dróżki Męki
Pańskiej oraz Dróżki Pogrzebu i Wniebowzięcia Matki Bożej. Kalwaria
została umiejscowiona na wzgórzu, o wysokości 460 metrów, u podnóża,
którego widnieje malownicza rzeka Wiar, utożsamiana z jerozolimskim
Cedronem. Przy dobrej widoczności można stąd zobaczyć Przemyśl i
znajdujący się za granicą Dobromil. Obecny wygląd Kalwarii Pacławskiej
jest dziełem drugiego jej fundatora, Szczepana Dwernickiego. Osiedlił
się on tu pod koniec lat sześćdziesiątych XVIII wieku i do końca życia
związał z klasztorem. Za sprzedany majątek wybudował nową świątynię,
pomieszczenia klasztorne, szpital dla ubogich i chorych, a także
prawdopodobnie budynki gospodarcze. Dokonał też szeregu zapisów
pieniężnych, dzięki którym życie religijne mogło się rozwijać.
Pierwsza fundacja dokonana przez Andrzeja Maksymiliana Fredrę
miała zapewne wiele przyczyn. Zostały one przedstawione w najlepszym
opracowaniu monograficznym tego miejsca, dokonanym przez o. Józefa
Symeona Barcika. Na pewno znaczenie pierwszorzędne odegrały względy
religijne. Fredro chciał stworzyć ośrodek kultu podobny do tego, który
istniał w Kalwarii Zebrzydowskiej. Niestety Kalwaria Pacławska nigdy
nie dorównała wielkością i znaczeniem swojej poprzedniczce.
Religijność XVII–wieczna nasycona była wiarą w moc relikwii, cudownych
miejsc i wizerunków oraz wydarzeń, które decydowały o ludzkim losie.
Takie właśnie cudowne objawienie miało być związane z miejscem
fundacji Andrzeja Maksymiliana Fredry. Legenda głosiła, „że Fredro w
czasie polowania zapuścił się w głąb lasu w pogoni za jeleniem i w
miejscu, gdzie dziś stoi kościół, miał ujrzeć wśród rogów tegoż
jelenia jaśniejący krzyż”. Pierwsze wiarygodne informacje dotyczące
stworzenia miejsca kultu męki pańskiej przez Fredrę pochodzą z 1655
roku. Wtedy to zainteresował tą propozycją dominikanów i przedstawił
im warunki fundacji.
Co prawda nie wskazał miejsca, w którym miałby powstać kościół
i klasztor, ale obiecał zapewnić utrzymanie dla ośmiu duchownych w
zamian za działalność modlitewną. Zawierucha wojenna spowodowała
przesunięcie budowy klasztoru o 10 lat. Nowa propozycja została
skierowana w 1666 roku do reformatów, którym fundator przedstawił 18
warunków. Głównie były to polecenia związane z działalnością
duszpasterską skierowaną do pątników odwiedzających to miejsce. Swoje
zamiary, co do wyglądu i okazałości fundacji ujawnił Fredro w
poleceniu „aby wybudowano kościół tak wielki jak w Leżajsku lub
jezuitów w Lublinie”. Reformaci nie przyjęli jednak fundacji, dlatego
trzecim i ostatnim zakonem, do którego zwrócił się Andrzej Maksymilian
Fredro byli franciszkanie. Od 1668 roku po dzień dzisiejszy
zgromadzenie to opiekuje się Kalwarią Pacławską. Zaproponowane warunki
dotyczyły szczegółowo opracowanego zestawu modlitw i nabożeństw za
zmarłych, fundatorów i ojczyznę. Określono również uposażenie, jakie
klasztor otrzyma od fundatora oraz ziemie, które będą należały do
braci zakonnych. Fundacja tak poważnego miejsca kultu jest wyrazem
religijnej postawy Andrzeja Maksymiliana Fredry. Znając zapewne
sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej chciał w swoich dobrach stworzyć
podobny ośrodek, konkurujący z fundacją Zebrzydowskiego. Wskazanie na
świątynię w Leżajsku i Lublinie jako wzorcowe dla kościoła
kalwaryjskiego dowodzi obycia Andrzeja Maksymiliana Fredry w sprawach
architektury, a jednocześnie bacznego obserwowania tego, co modne,
uznane i może świadczyć o wielkości, i znaczeniu fundatora jak i
samego przedsięwzięcia. Kult Męki Pańskiej był bardzo popularny w
religijności społeczeństwa polskiego XVII wieku. Ten element chciał
rozwinąć Andrzej Maksymilian Fredro. Dołączyła do niego bardzo żywa w
okresie baroku pobożność maryjna. Podobnie jak w Kalwarii
Zebrzydowskiej pojawił się na wzgórzu kalwaryjskim w Pacławiu cudami
słynący obraz Matki Boskiej, pochodzący z Kamieńca Podolskiego. Możemy
się domyślać, że sprawcą sprowadzenia w 1679 roku obrazu był sam
fundator kalwarii gdyż Stanisław Fredro twierdził, że „ojciec A. M.
Fredro wykupił obraz od Turków i przeznaczył do kościoła w Kalwarii”.
Od tego czasu kult maryjny był w tym miejscu bardzo żywy.
Umiejscowienie kalwarii miało wyraźne znaczenie misyjne. Okoliczne
miejscowości były zamieszkałe przez ludność ruską wyznania
prawosławnego. Należy pamiętać, że unia brzeska została na terenie
diecezji przemyskiej wprowadzona dopiero w 1681 roku. Andrzej
Maksymilian Fredro był zdeklarowanym przeciwnikiem innowierców.
Fundacja łacińskiego klasztoru na terenach w większości zamieszkałych
przez schizmatyków, miała za zadanie wzmocnienie wątłej tu religii
katolickiej. Jednocześnie kasztelan lwowski dążył do umocnienia
żywiołu polskiego, dla którego klasztor byłby oparciem. Dlatego w
sąsiedztwie została założona osada Słoboda. Jej charakter
urbanistyczny przypominał miasteczko. Z tego względu w ciągu dziejów
nazywano ją Kolonią Fredrów albo Miasteczkiem. Dzisiaj nosi nazwę
Kalwarii Pacławskiej. Osada miała za zadanie obsługiwać przybywających
do kalwarii pielgrzymów. Zachowała się tradycja budowania długich
domów, o konstrukcji przysłupowej, krytych dwuspadowymi dachami.
Obszerne strychy, do których prowadzą osobne wejścia z zewnątrz,
przeznaczone były dla pątników. Domy szczytami zwrócone są do
szerokiej ulicy, pełniącej kiedyś funkcję rynku. Na nim to odbywały
się jarmarki, powiązane z uroczystościami odpustowymi. Tak oto
fundacja klasztoru i kalwarii miała mieć znaczenie miastotwórcze. Jest
to o tyle ważne, że obszary te zostały spustoszone przez wojny w I
połowie XVII wieku. Osada przyklasztorna nigdy nie rozwinęła się
jednak w większy ośrodek i do dzisiaj jest typową wsią. Misyjne
przeznaczenie fundacji Fredry spełniło swoje zadanie w ciągu dziejów.
Wspólne uroczystości religijne organizowane dla katolików i unitów
polonizowały tych ostatnich. Pod koniec XIX wieku wszyscy mieszkańcy
Pacławia przeszli na wyznanie katolickie. Zamiarem Andrzeja
Maksymiliana Fredry było również zbudowanie w tym miejscu potężnej
twierdzy, będącej ochroną dla zakonników i mieszkańców okolicznych
wsi. Ziemie południowo – wschodnie Rzeczypospolitej były w pierwszej
połowie XVII wieku terenem nieustannych walk. Szczególnie często
zapuszczali się na te obszary Tatarzy. Powstanie kozackie w 1648 roku
stało się dla ziem ruskich czasem pożogi i zniszczeń. Do tego należy
dodać rozboje wojska kwarcianego. Wszystko to uzasadniało budowę
umocnionego klasztoru, który przybrałby formę fortecy typu
bastionowego, o powierzchni około 3 ha. Od początku XVII wieku na Rusi
Czerwonej zaczęto stosować obwarowania wałami ziemnymi typu
holenderskiego z wyodrębnionymi, pięciobocznymi bastionami. Resztki
takich właśnie umocnień wykonanych w 1668 roku można jeszcze dzisiaj
zobaczyć wokół klasztoru (zarys trzech murowano – ziemnych bastionów).
Jaką formę zewnętrzną przybrała fundacja Andrzeja Maksymiliana
Fredry? Czy tak ambitne zamierzenia zostały zrealizowane? Informacje
na ten temat są nader skąpe. Pierwszy kościół został zbudowany w 1668
roku. Prawdopodobnie nie przypominał w niczym świątyń w Leżajsku czy
Lublinie. Trudno nawet ustalić czy była to budowla drewniana czy
murowana. Znajdowała się wewnątrz obwarowań, nieopodal dzisiejszego
kościoła. Można domniemywać, że po wykonaniu murowanych fundamentów
posadowiono na nich drewniane ściany. Kościół musiał być niewielki,
ponieważ w krótkim czasie po jego wybudowaniu zakonnicy przystąpili do
prac nad nową świątynią. Ta, którą dzisiaj możemy oglądać w Kalwarii
Pacławskiej została jednak wzniesiona w latach 1770 – 1775, z fundacji
wspomnianego już Szczepana Dwernickiego. Podobnie skąpe informacje
dotyczą również pierwszego klasztoru. Miał to być dość duży, drewniany
budynek, zamieszkały przez 12 duchownych. Mimo pożaru przetrwał do lat
70–tych XVIII wieku, kiedy to powstał obiekt murowany. W XIX i XX
wieku został on przebudowany i w takim stanie przetrwał do dzisiaj.
Najważniejszym elementem stanowiącym istotę kalwarii, miały być
kaplice i łączące je dróżki. Pierwsza tak zorganizowana droga krzyżowa
powstała jako wstępny element fundacji Andrzeja Maksymiliana Fredry,
przed rokiem 1668. Wybudowano wtedy 28 rozmieszczonych na dróżkach
kaplic. Odległość między budynkami miała ściśle odpowiadać
analogicznym w Kalwarii Zebrzydowskiej. Do dnia dzisiejszego nie
zachowała się ani jedna kaplica fundowana przez Andrzeja Maksymiliana
Fredrę. Możemy przypuszczać, że były to obiekty drewniane, wykonane
prowizorycznie z myślą o zastąpieniu ich w niedalekiej przyszłości
murowanymi kapliczkami. Świadczy o tym chociażby wzmianka o warunkach
fundacji z 5 lutego 1668 roku, w której Andrzej Maksymilian Fredro
obiecywał przekazywać franciszkanom, co roku, 6000 złp. na budowę
nowych obiektów. Do dzisiaj nie zachowały się żadne informacje
świadczące o postawieniu nowych kaplic. Pierwsze murowane stacje drogi
krzyżowej powstały z inicjatywy drugiego fundatora, Szczepana
Dwernickiego. Gruntowna rozbudowa i renowacja kalwaryjskich dróżek i
kaplic rozpoczęła się w 2 połowie XIX wieku. W latach 1860–1867
postawiono 13 nowych obiektów, a 5 odnowiono. Kolejne lata przynoszą
dalsze zmiany. Sześć nowych kaplic powstaje w latach 1867 –1870, a 8
pozostałych wybudowano w okresie od 1870 do 1875 roku. Inicjatorami
tych zmian byli gwardianie klasztoru kalwaryjskiego: o. J. Nycz, o. K.
Burdziński i o. E. Pawlik. Do czasów współczesnych nic nie pozostało z
fundacji fredrowskiej. Właściwie tylko elementy kilku kaplic pochodzą
z okresu działalności Szczepana Dwernickiego.
Dzisiejszy kształt kalwaryjskich Dróżek Męki Pańskiej oraz
Dróżek Pogrzebu i Wniebowzięcia Matki Bożej zawdzięczamy XIX–wiecznym
budowniczym. Miejsca święte, związane z odpustami i ruchem
pielgrzymkowym przyciągały zawsze eremitów. W aktach klasztoru
zachowały się informacje o przebywaniu tu w XIX wieku pustelników.
Dzieje fundacji kalwaryjskiej już od samego początku obfitowały w
wiele perypetii. Na początku pojawiły się trudności z pozyskaniem
zakonu, który podjąłby się realizacji fundacji. Następnie zamierzenia
Andrzeja Maksymiliana Fredry, co do kształtu, czy też wielkości
fortecy i kościoła oraz wyglądu kaplic kalwaryjskich nie zostały
wykonane. Na koniec dołączają się kłopoty natury prawnej, związane z
zatwierdzeniem darowizny fundatora na rzecz klasztoru franciszkanów.
Uchwalona w 1635 roku konstytucja sejmowa zakazywała przekazywania
instytucjom kościelnym dóbr szlacheckich, chyba, że taka darowizna
będzie akceptowana przez sąd ziemski. Tego warunku Andrzej Maksymilian
Fredro nie dopełnił. Uporządkowania prawnego fundacji kalwaryjskiej
nie dokonała również żona pierwszego fundatora, Katarzyna z
Gidzińskich Fredrowa, ani jej synowie Jerzy Bogusław i Stanisław
Józef. Co więcej, od 1694 roku, kiedy to Jerzy Bogusław Fredro stał
się spadkobiercą majątku Andrzeja Maksymiliana, rozpoczynają się
długotrwałe spory pomiędzy klasztorem, a nowym właścicielem. Przyczyny
ich są na pewno złożone i trudne do jednoznacznego wyjaśnienia. Należy
jednak stwierdzić, że mimo wielu trudności i niesnasek powstających
wokół tej fundacji, franciszkanie cieszyli się sympatią rodu, gdyż ten
czynił zapisy dość dużych sum na ich rzecz. I tak biskup przemyski
Aleksander Fredro darował zakonowi 30,000 złp., a siostra Jerzego
Bogusława Fredry, Anna Wincencja 12,000 złp.
Czy wiesz, że.....
W XVIII wieku Józef Mniszech, pan na Dukli,
Laszkach, Strusoklęskach, Rudawie i Brzostowicach, wzorując się na
modzie francuskiej, jako pierwszy w Polsce, wprowadził na urządzanych
przez siebie przyjęciach obowiązek używania przez każdego gościa noża
i widelca.
Historia jednego zabytku
Obraz Matki Boskiej z Kalwarii Pacławskiej.
Wizerunek Matki Boskiej z Dzieciątkiem pochodzi z XVII wieku.
Namalowany został na płótnie. Przedstawia Madonnę trzymającą na lewej
ręce małego Jezusa. Dziecię prawą ręką czyni znak błogosławieństwa a w
drugiej trzyma kulę ziemską. Biskup przemyski Łukasz Ostoja Solecki 15
sierpnia 1882 roku dokonał koronacji obrazu.
Ten cudami słynący wizerunek Matki Boskiej został przeniesiony
do Kalwarii Pacławskiej w 1679 roku z Kamieńca Podolskiego. Jak głosi
legenda gdy Turcy zdobyli twierdzę splądrowali kościół oo.
Franciszkanów a znajdujący się w nim cudowny obraz wrzucili pod most,
do rzeki Smotrycz. Matka Boska objawiła się wtedy pewnemu starcowi i
poleciła, aby ten zaniósł jej podobiznę do nowego kościoła w Kalwarii.
Zmęczony staruszek zatrzymał się po drodze na nocleg w Samborze.
Ponieważ obraz zajaśniał raptem niezwykłą światłością, mieszkańcy
miasta uroczyście, w procesji odprowadzili go do kościoła w Kalwarii
Pacławskiej. Tam umieszczony został w ołtarzu bocznym, gdzie znajduje
się do dzisiaj.
Opracowali Anna i Jarosław Molowie
...wróć
|
Studniówka 2003
|
|
|
Zgodnie z wieloletnią tradycją na około sto
dni przed maturą, w szkołach średnich, odbywa się bal studniówkowy.
Dla wielu uczniów jest to niezwykle ważne wydarzenie do którego
przygotowują się miesiącami. Podobnie też było w tym roku w L.O. w
Dynowie.
Organizacją studniówki zajęli się rodzice czwartoklasistów.
Starali się by wszystko było dopięte na ostatni guzik, bo jak mówi
jedna z przyszłych maturzystek – „studniówkę ma się tylko raz w życiu
i musi być ona niezapomniana”.
Jak nakazuje zwyczaj przed studniówką czwartoklasiści „dali
przed-stawienie”. Najpierw dla rodziców, potem dla I i III – klasistów,
na końcu zaś dla swoich rówieśników. Program składał się z części
refleksyjno - filozoficznej i satyrycznej, które przygotowała młodzież
pod czujnym okiem pani mgr Ewy Hadam.
Bal odbył się 25.01.2003 r. w szkole, która tradycyjnie
przystrojona została przez trzecioklasistów. Dekoracje były bajeczne.
Na szybach srebrne gwiazdki na tle niebieskiej bibuły sprawiły, że tej
nocy szkoła wyglądała „niebiańsko”. Nie zabrakło też balonów w tonacji
niebieskiej – od granatu do błękitu – które zdobiły główny korytarz.
Dopełnieniem były kolorowe światełka u sufitu. Na stołach między
napojami i smakołykami stały granatowe świece. Ich ciepłe światło
oświecało uśmiechnięte twarze uczestników balu i wprowadzało na-strój
podniosłości i w pewnym sensie tajemniczości. „Sala była wspaniała, na
niebiesko. Harmonizowała z resztą wystroju szkoły. Były kolorowe
wstążeczki, balony, ogromny napis „Studniówka 2003”. Trzecioklasiści
pomyśleli o wszystkim – komentuje Marek – osoba towarzysząca.
Około godz. 18 padły długo oczekiwane słowa: „Poloneza czas
zacząć”. Jako pierwsi w tan ruszyli uczniowie „IV a”, a potem
pozostałe klasy. Dla niektórych wykonanie tego uroczystego tańca było
powodem do niepokoju. „Denerwowałam się trochę. Nie chciałam pomylić
kroków, a taniec w takich szpilkach nie należy do najłatwiejszych” –
wspomina Joanna, czwartoklasistka.
Wszystko wyglądało wspaniale. Długo opracowywane i ćwiczone
przez młodzież układy choreograficzne sprawdziły się w najmniejszym
nawet szczególe. Orkiestra pięknie zagrała cztery razy poloneza, a
potem już coś bardziej „nowoczesnego”. Uczestnicy balu bawili się przy
piosenkach „Ich Troje”, „Brathanki” i innych. Oczywiście nie zabrakło
„Chusteczki” ku zadowoleniu niektórych.
Goście zostali uraczeni daniami mięsnymi, barszczem czerwonym
z krokietami, żurkiem. Było też ciasto tortowe. Ci, którzy zgłodnieli
mogli posilić się przepysznymi sałatkami – szczególnie pieczarkową –
dodaje Monika, ciastkami i owocami.
Uczestnicy studniówki za „radą” Maryli Rodowicz: „Niech żyje bal, bo
to życie to bal jest nad balem”, bawili się świetnie i kulturalnie do
białego rana. Dopisywały im szampańskie nastroje, czemu sprzyjał
klimat, który był uroczysty – ale nie sztywny – podkreśla uczennica z
„IV d”.
„Ta Studniówka na długo pozostanie w mojej pamięci. Nie tylko
dla-tego że była moja, ale przede wszystkim, że była udana. Wszystkie
starania: suknia, fryzjer, makijaż czy nawet sztuka chodzenia w butach
na wysokich obcasach opłaciły się – mówi przyszła maturzystka. Jedynie
zespół trochę mnie zawiódł. Liczyłam na bardziej tradycyjne utwory ale
i tak jestem zadowolona”.
Goście długo pamiętać będą ten bal. Ich wspomnienia nie ulecą
tak szybko, a to za sprawą mgr Mariusza Chomy, który fotografował i
filmował to wydarzenie.
Mam nadzieję, ze równie udana jak studniówka dla
czwartoklasistów będzie matura, do której coraz bliżej.
AW
...wróć
|
Program studniówkowy w ZSZ
im. Kard. S. Wyszyńskiego w Dynowie.
|
|
Dnia 24 stycznia 2003 roku w sali gimnastycznej Zespołu Szkół
Zawodowych im. Kard. Stefana Wyszyńskiego w Dynowie, zamienionej na
dzień przed studniówką w salę balową, został zaprezentowany program
studniówkowy zatytułowany „Wszystko to już było i nie wróci więcej...”
Na widowni zasiedli: Dyrekcja i nauczyciele ZSZ, rodzice
przyszłych maturzystów oraz ich koleżanki i koledzy.
W roli aktorów-amatorów, tancerzy i piosenkarzy wystąpili uczniowie
klasy IV liceum zawodowego, V technikum mechanicznego i III technikum
mechanicznego po szkole zasadniczej.
Scenariusz programu przygotowany przez nauczycielkę języka
polskiego i wychowawczynię klasy V Tm. w jednej osobie Bogusławę
Pinkowicz i zrealizowany we współpracy z wychowawczyniami klas IV Lz.
Haliną Rybą oraz III Tzm. Aliną Paściak zawierał w swej treści
podsumowanie pewnego etapu życia uczniów klas maturalnych – od
wczesnego dzieciństwa aż do chwili obecnej, gdy stali się bohaterami
przedstudniówkowego wieczoru, a nawet wybiegał nieco w przyszłość,
prorokując przyszłe losy przyszłych absolwentów ZSZ.
W pełnych humoru scenach uczniowie prezentowali to, co
zapamiętali ze swojego szkolnego życia: były więc w nich postacie i
tematy z bajek, literatury klasycznej oraz wspomnienia reakcji
rodziców na szkolne niepowodzenia ich pociech. Występy minichórku i
zespołu tanecznego przygotowanego przez dyrektor MOKiR w Dynowie
Grażynę Malawską uatrakcyjniały pokaz.
W programie nie zabrakło też słów wdzięczności kierowanych
przez uczniów pod adresem Dyrekcji, nauczycieli i rodziców za wiedzę i
wszystko dobro, które od nich otrzymali. Wyrazem tej wdzięczności były
kwiaty i obietnica zdania egzaminu maturalnego na same piątki.
Podsumowującym punktem spotkania było wystąpienie dyrektora
ZSZ w Dynowie Stanisława Tymowicza.
B.P.
...wróć
|
Rewia mody w ZSZ w Dynowie
|
Uczniowie klasy IV Lzkm zaprezentowali
przed Dyrekcją, gronem pedagogicznym i rodzicami swą najnowszą
kolekcję ubiorów przygotowanych w ramach zajęć warsztatowych.
Przeważały kreacje wieczorowe i karnawałowe, których nie powstydziliby
się nawet najbardziej wybredni znawcy przedmiotu.
Zadowoliły one tak zwolenników klasycznych linii jak i
amatorów strojów awangardowych. Piękno ubiorów i profesjonalizm
prezentacji sprawił, że pokaz wywarł na widzach ogromne wrażenie.
Pomysłodawczynią i reżyserem widowiska była p. Anna Fara.
A.F
...wróć
|
Sukcesy Grupy Artystyczno – Teatralnej Antrakt z
ZSZ w Dynowie
|
|
Styczeń obfitował w
nowe działania grupy.
Po sukcesach 11.01.2003 roku w VI Młodzieżowym Konkursie Kolęd
i Pastorałek w Dynowie, w którym członkowie zespołu zdobyli dwa
wyróżnienia, już po raz czwarty 15 stycznia 2003 roku Grupa
Artystyczno-Teatralna ANTRAKT rywalizowała w konkursie jasełkowym w
Błażowej. Tym razem patronat nad imprezą objął Starosta Powiatu
Rzeszowskiego a do udziału w niej zaproszono wszystkie szkoły średnie
powiatu rzeszowskiego. Spowodowało to konieczność przeformułowania
nazwy konkursu na I Powiatowy Przegląd Widowisk Jasełkowych w Błażowej.
Grupa zaprezentowała nieco rozbudowany program pt. „Zaufajmy Panu”.
Występ ten został niemal entuzjastycznie przyjęty a zespół odniósł
ogromny sukces!!!
Grupa ANTRAKT zajęła I MIEJSCE oraz zdobyła nagrodę Starosty
Powiatu Rzeszowskiego i nagrodę Dyrektora Zespołu Szkół w Błażowej.
Zespół otrzymał prócz dyplomów i gratulacji „prawdziwe”- dwa w o r k i
pieniędzy. Trzeba przyznać, że była to dla wszystkich ogromna
satysfakcja. Już teraz zaczęto snuć plany o wyjeździe na jakąś daleką
wycieczkę. Miłym zakończeniem cyklu występów jasełkowych była piąta
już prezentacja programu 23 stycznia 2003 roku w Środowiskowym Domu
Dziennej Pomocy Społecznej w Dynowie. Przedstawiony spektakl został
bardzo ciepło przyjęty przez podopiecznych tej placówki, władze miasta
i zaproszonych gości.
A. M.
...wróć
|
Facyt semestralny
czyli jak toczyło się życie szkolne w LO Dynów
|
|
fot.M.Choma |
I.Klimaty artystyczne
-
„ I Ty możesz zostać idolem”- w programie
wystąpili utalentowani pierwszoklasiści : Katarzyna Hadała, Monika
Helon, August Grochowski, Anna Wróbel oraz starsi koledzy : Dorota
Sówka, Kawałek Joanna, Lemierz Iwona, Agnieszka Martowicz, Jolanta
Nowak, Joanna Potoczna.W role jurorów wcielili się nauczyciele
:Jacek Bator, Ewa Hadam, Maciej Jurasiński oraz ks. Krzysztof Rzepka.Publiczność ubawiła się do łez podczas kabaretowego występu grupy
„Zbuntowane Janioły”-15.10.2002./ op. M. Jurasiński, E. Hadam/
-
Wspomniany już zespół kabaretowy „Zbuntowane
Janioły” wziął udział w wojewódzkim przeglądzie kabaretowym czyli w
XV Niebyleckim Kabaretowisku,gdzie zaprezentował swój dorobek
satyryczny i spotkał się z miłym przyjęciem -20.10.2002/op.E.Hadam/
-
Recytacje i utwory poezji śpiewanej do własnych
kompozycji prezentowali na VIII Wojewódzkim Konkursie Prozy i Poezji
Niemieckojęzycznej w Lubaczowie : Monika Helon, Łukasz Buczyk,Artur
Gierlach, Dorota Sówka,Michał Zięzio, który zajął I miejsce w
kategorii recytacji pokonując tym samym 58 uczestników
-16.11.2002/op. E.Hadam/
-
X Regionalny Konkurs Poezji Patriotycznej
„Jesienne refleksje” przyniósł uczniom naszej szkoły dwie cenne
nagrody. Dorota Sówka zdobyła I miejsce, Michał Zięzio
III-11.11.2002 /op.A.Kiełbasa, E.Klaczak-Łach/
-
Potwierdzeniem talentu recytatorskiego Michała
Zięzio były V Ogólnopolskie Targi Satyryczne w Przemyślu, gdzie
reprezentant naszej szkoły zajął III miejsce-22.11.2002/op.M.Jurasiński/
-
„Wieczór Katarzyny i Andrzeja ” upłynął nie tylko
pod znakiem wróżb. Na program tego spotkania złożył się także
konkurs literacki „Miłość w literaturze”. Na nagrody zasłużyły Blama
Karolina, Gdyczyńska Dominika, Kędzierska Daria, Siekaniec Barbara,
Szmul Joanna. Gromkie brawa od publiczności otrzymał kabaret „
Zbuntowane Janioły”, Monika Helon wraz z zespołem, Katarzyna Hadała –wróżka oraz Edyta Bartoń –moderatorka-29.11.2002/op.E.Hadam, M. Choma/
-
16.12.2002 był dniem wielkiego sukcesu dla grupy
reprezentującej LO na I Międzyszkolnym Przeglądzie Kolęd i Zwyczajów
w Krajach Niemieckojęzycznych w Rzeszowie. Grupa w składzie:
Karolina Blama, Dawid Deręgowski, Piotr Dżuła, Artur Gierlach,Anna Lasek, Jolanta Misiewicz, Dorota Sówka zaprezentowała montaż
słowno- muzyczny w języku niemieckim zdobywając uznanie jurorów,
czego wyrazem było przyznanie I miejsca./op.E. Hadam/
-
Nie zabrakło udziału naszych szkolnych artystów w
I Dynowskich Mikołajkach Artystycznych zorganizowanych z inicjatywy
Stowarzyszenia Promocji i Rozwoju Regionu Dynowskieg 7.12.2002.Uroczystość uświetnili swoimi występami : Artur Gierlach, Dorota
Sówka oraz Michał Zięzio./op.M.Jurasiński/
-
„ A słowo stało się dzieckiem ” –to tytuł
świątecznego programu, na który złożyły się deklamacje w wykonaniu
Karoliny Blamy, Jolanty Misiewicz, Doroty Sówki,Pawła Bentkowskiego
oraz przepiękne „kolędowanie” z udziałem Moniki Helon, Anny Lasek,
Doroty Sówki i zespołu instrumentalnego w składzie: Łukasz Buczyk,Artur Gierlach, Marcin Helon, Marcin Kurzydło-20.12.2002./op.E.
Hadam, M.Choma, ks.K.Rzepka/
-
W VI Młodzieżowym Konkursie Kolęd i Pastorałek, który odbył się 11.01.2003 w Dynowie wystąpili: Monika Helon, Anna
Lasek, Dorota Sówka ora zespół instrumentalny w składzie:Łukasz
Buczyk, Artur Gierlach, Marcin Helon, Marcin Kurzyło. Dorota Sówka
„wyśpiewała” Grand Prix/ op.E.Hadam, M.Jurasiński/
-
Przed balem „studniówkowym” zaprezentowany został
program artystyczny złożony z części refleksyjnej, satyrycznej oraz
tanecznej. W przygotowaniu tego wydarzenia pomogła nam pasja
kabaretowa „Zbuntowanych Janiołów” i pozostałych uczniów klasy IV d
(Łukasz Buczyk, Dominika Indyk, Tomasz Juras, Barbara Kamieńska,
Magdalena Kulon, Dorota Mikita, Edyta Oleniacz,Katarzyna Siry),
talent muzyczny Marcina Helona, uzdolnienia wokalne i recytatorskie
Doroty Sówki oraz taneczne hobby Moniki Helon. Równie wspaniale
zaprezentowali się pozostali szkolni artyści w osobach :Eweliny Bąk,
Anny Błotnickiej, Ewy Hadam, Marzeny Maksymiak, Małgorzaty Pyś,
Beaty Sarnickiej, Eweliny Wojtas, Joanny Drelinkiewicz, Natalii
Szewczyk oraz Anny Wróbel -24.01.2003/op.E.Hadam/
II.” W zdrowej szkole, zdrowy duch „ także ten
sportowy czyli jakimi osiągnięciami mogą pochwalić się nasze drużyny w
trwającej do końca roku szkolnego „Licealiadzie” i turniejach
sportowych. Sukcesy, jakie odnotowaliśmy, są wynikiem ciężkiej pracy
uczniów i nauczycieli wychowania fizycznego /B. Peszek, A.Żak,K.Żak/, którzy poświęcają wiele czasu na sportowe zajęcia pozalekcyjne.
Dziewczęta
1.I miejsce w piłce siatkowej w powiecie
2.I miejsce w piłce ręcznej w powiecie
3.I miejsce w piłce koszykowej w powiecie
4.III miejsce w tenisie stołowym w powiecie
5.III miejsce w piłce ręcznej w rozgrywkach międzypowiatowych.
Chłopcy
1.I miejsce w piłce siatkowej w powiecie
2.III miejsce w piłce ręcznej w powiecie
3.III miejsce w piłce koszykowej w powiecie
4.II miejsce w tenisie stołowym w powiecie
5.IV miejsce w piłce siatkowej w rozgrywkach międzyszkolnych.
Turniej szachowy/dziewczęta i chłopcy/
1.II miejsce w szachach w powiecie
2.IV miejsce w rozgrywkach międzyszkolnych
Osiągnięcia indywidualne w szachach:
1.Barbara Oleszko –II miejsce w powiecie
2.Jarosław Gosztyła –III miejsce w powiecie
|
|
fot.M.Choma |
III. Szkoła wiedzą stoi czyli chlubne tradycje
olimpiad przedmiotowych
-
Konkurs Języka Angielskiego zorganizowany przez
NKJO w Ostrowcu Świętokrzyskim
Najlepiej zaprezentował się Sławomir Radoń /kl. IV a/ (op.J.Bator)
-
Olimpiada Języka Niemieckiego
Do etapu regionalnego zakwalifikowały się :Małgorzata Pantoł/kl.IV
b/ Małgorzata Pyś/kl.IVa/(op.E.Hadam)
-
Olimpiada Ochrony Środowiska
W finale okręgowym uczestniczyli : Wojciech Banaś i Marcin Myrda./kl.IIIa/
W finale centralnym brał udział Wojciech Banaś, który zajął IV
miejsce i zdobył dzięki temu indeks na wybraną wyższą uczelnię./op.M.Kuszek/
-
Olimpiada Biologiczna
Na szczeblu okręgowym reprezentują naszą szkołę: Czyżowska Natalia
i Warzybok Monika /kl.IVa/ (op.M.Kuszek)
-
Olimpiada Ekologiczna
W zmaganiach na szczeblu rejonowym wezmą udział : Banaś Wojciech,Myrda
Marcin/kl.IIIa/ oraz Katarzyna Mol /kl.Ia/ (op. M.Kuszek)
-
Olimpiada z Religii „Bóg bogaty w miłosierdzie”
W etapie diecezjalnym wezmą udział: Kamila Łamik /kl.IV
c/,Małgorzata Pyś /kl.IVa/ oraz Monika Słonka /kl.IIIa/ (op.
ks.K.Rzepka/
-
Olimpiada Artystyczna
Do Krakowa na etap rejonowy pojadą :Weronika Kędzierska/kl.IIIb/ i
Michał Zięzio /kl.IIIc/(op..Galej)
-
Olimpiada Wiedzy o Unii Europejskiej
Do dalszego etapu zakwalifikowali się :Karol Dudek/kl.IIIe/, Dawid
Deręgowski /kl.Id/, Rafał Kopacki i Marcin Myrda /kl.IIIa/ (op.
E.Hadam)
|
IV. Inicjatywy Samorządu Szkolnego i
Europejskiego Klubu Młodzieżowego.
-
Akcja „Góra Grosza”
-
Dyskoteki.
-
Kontynuacja tradycji udziału klas IV w
pielgrzymce do Częstochowy.
-
Zapalanie zniczy na grobach
zmarłych związanych z naszą szkołą.
-
Gazetka okolicznościowa z okazji Święta
Niepodległości.
-
” Mikołajki „ dla młodszej klasy w Zespole Szkól
oraz dla społeczności naszej szkoły.
-
Udział w akcji charytatywnej „Fundacja Serc”.
-
Uroczyste spotkanie opłatkowe dla wszystkich
pracowników szkoły i uczniów.
-
Pomoc w zorganizowaniu wyjazdów do kina na
projekcje filmów „Pianista „,”Zemsta”.
-
Udział w szkoleniu dla członków klubu
europejskiego zorganizowanym przez RCIE w Rzeszowie.
-
Witryna informacyjna „ Fakty i mity, czyli o
polskim członkostwie w Unii Europejskiej ”.
-
Akcja „ Obserwujemy szczyt w Kopenhadze”.
(op.J. Bator, M.Choma, E. Klaczak Łach, E.Hadam, A.Mol, B.Peszek,
M.Piestrak, K.Żak
V.„Przez trudy do gwiazd ” czyli ranking
najlepszych uczniów w naszej szkole.
1.Warzybok Monika 5,25
2.Radoń Sławomir 5,22
3.Jagusztyn Alicja 5,11
4.Kuszek Mateusz 5,08
5.Binko Sylwia 5,00
6.Czyżowska Natalia 4,89
7.Martowicz Agnieszka 4,89
8.Nowak Jolanta 4,89
9.Toczek Agnieszka 4,89
10.Wojtas Ewelina 4,89
11.Łach Magdalena 4,88
12.Pantoł Małgorzata 4,88
13.Sówka Dorota 4,88
14.Jakielaszek Krzysztof 4,88
15.Pyś Michał 4,85
16.Blama Karolina 4,83
17.Potoczna Katarzyna 4,83
18.Gierula Anna 4,78
19.Kijowska Iwona 4,78
20.Olszewska Marta 4,78
21.Sobaś Tomasz 4,78
Opracowanie:
Ewa Hadam
...wróć
|
Rozpoczęły się ferie zimowe
|
|
|
Rozpoczęły się ferie zimowe, które zamykają
pierwszy „etap” pracy nauczycieli i uczniów Zespołu Szkół nr 1 w
Dynowie. Jest to dobry czas na podsumowanie tego co zrobiliśmy i
pochwalenie się naszymi osiągnięciami. Wszelkie zmiany zachodzące we
współczesnej szkole stawiają nowe zadania. Nie tylko przed
nauczycielami, uczniami ale i rodzicami. Wszystko co nowe budzi w nas
lęk. Mimo, iż reforma oświaty funkcjonuje kolejny rok zadajemy sobie
pytania: Czy damy sobie radę? Co będzie dalej? Mimo wszystkich „za” i
„przeciw” nauczyciele naszej szkoły podnoszą swoje kwalifikacje
zawodowe, starają się o kolejne stopnie awansu zawodowego, uczestniczą
w kursach, konferencjach metodycznych organizowanych przez Ośrodek
Doskonalenia Nauczycieli. W ramach pracy pedagogicznej kilkudziesięciu
nauczycieli prowadzi zajęcia pozalekcyjne bez wynagrodzenia. Dzięki
temu nasi uczniowie mogą rozwijać swe zainteresowania i umiejętności.
Należy zaznaczyć, że nie zapominamy również o uczniach mających
problemy w nauce. Oni też zostali objęci opieką. W szkole działają
Zespoły Samokształceniowe Nauczycieli (nauczania zintegrowanego,
przedmiotów matematyczno-przyrodniczych, humanistycznych oraz języków
obcych). W trakcie spotkań omawiane są metody i sposoby pracy z
uczniami, następuje wymiana doświadczeń, analiza podejmowanych
działań. Członkowie poszczególnych grup pełnią dyżury z których
chętnie korzystają uczniowie. Jednym z elementów pracy szkoły jest
działalność na rzecz środowiska. Nasi uczniowie wraz z wychowawcami
brali udział w akcji „Sprzątanie świata” (wrzesień 2002), porządkowali
opuszczone groby przed Świętem Zmarłych, brali udział w
uroczystościach związanych ze świętem 11 listopada, drużyna harcerska
(op. A Chrapek) przywiozła i przekazała mieszkańcom Dynowa
Betlejemskie Światełko Pokoju. W szkole bardzo aktywnie działają
organizacje skupiające młodzież. Należą do nich: Samorząd
Uczniowski (op. E. Hadam, L. Choma), Uczniowski Klub Sportowy (op. A.
Dżuła, M. Mazur), Europejski Klub Młodzieżowy (op. B Piejko, L. Choma).
Mamy za sobą niektóre konkursy przedmiotowe. W konkursie przedmiotów
humanistycznych SP najlepiej zaprezentowały się Marta Kołt i Sabina
Hadam z klasy VI d. Uzyskały po 26 punktów na 30 możliwych. W
konkursie matematyczno-przyrodniczym najlepsze wyniki osiągnęli: Lidia
Radoń, Miłosz Mikulec, Michał Doszak (wszyscy z klasy VI b) |
|
|
W grudniu odbył się VI
Międzyszkolny Konkurs Kolęd i Pastorałek. Zespół Szkół reprezentowali:
Iwona Szpiech, Iwona Pasiecznik, Katarzyna Frańczak(III d G) oraz
Grzegorz Rogut, Jakub Trybalski i Agata Bajda (III a G). W tym
przeglądzie zajęli III miejsce. Opiekunem grupy jest p. Andrzej
Kędzierski. 15 stycznia w Błażowej miał miejsce III Przegląd Widowisk
Jasełkowych „Doliny Strugu”. Widowisko pt. „Cicha noc, święta noc”
które, wraz z uczniami przygotowały panie E. Hadam, I. Kiełbasa i M.
Marszałek zdobyło III miejsce. Przedstawienie było wystawiane
trzykrotnie: w Domu Pogodnej Starości, dla Katolickiego Stowarzyszenia
Nauczycieli oraz mieszkańców Dynowa.
24 stycznia został zorganizowany konkurs recytatorski przez p.
Iwonę Kiełbasę. W jury zasiedli A. Kędzierski, E. Piestrak, T. Słonka,
I. Kiełbasa. Pierwsze miejsce zostało przyznane M. Papiernik (II d G)
oraz Agnieszce Jurasińskiej (II a G). II miejsce przypadło E. Szałędze
(II d G), a III miejsce otrzymały M. Szczepańska (I a G) i L. Hadam
(II d G). Dodatkowo wyróżnienie przyznano M. Papiernik „za wyjątkową
recytację bogatą w uczucia i pełną ekspresji”
W minionym roku uczniowie naszej szkoły skorzystali z
organizowanych wyjazdów do kina i teatru W kinie,,Helios” w Rzeszowie
obejrzeli „Zemstę” oraz adaptację filmową książki J.K. Rowling „Harry
Potter i komnata tajemnic”. W rzeszowskim teatrze „Maska” klasy III c
i IV obejrzały spektakl pt. Czarodziejski młyn”
Nauczyciele Zespołu Szkól nawet podczas ferii zimowych
prowadzili w szkole wiele zajęć z uczniami. Ważne jest to, że robili
to bezpłatnie.
Kończąc swe rozważania pragnę wszystkim współpracownikom i
uczniom życzyć sukcesów i najlepszych efektów pracy w drugim półroczu
roku szkolnego 2002/2003.
M. Marszałek
...wróć
|
|
„Najważniejsza
rozmowa„
Bardzo często można
usłyszeć od dorosłych, że współczesna młodzież sprawia wiele kłopotów,
że nie wiadomo jak z nią rozmawiać. Dorośli narzekają, że nie potrafią
nawiązać kontaktu z dorastająca córką czy synem. Kłopoty i problemy,
które spotykają młodzież są bardzo często nie zrozumiałe przez
dorosłych. Takie zachowanie jak agresja czy gniew są traktowane jako
przejaw buntu młodego pokolenia. Dorośli nie potrafią zrozumieć, że za
taka postawą kryje się dość często bezradność i strach przed
przyszłością, a niekiedy żal do rodziców o to, że ich nie rozumieją,
że nakazują i zakazują wszystkiego. Kiedy młodzi nie znajdują
należytego zrozumienia zaczynają budować swój własny, nie zawsze
właściwy i często niezrozumiały przez dorosłych świat.
Dojrzewanie emocjonalne nastolatków
jest bardzo zróznicowane. Aby zrozumieć dorastanie konkretnego
nastolatka, trzeba poznać atmosferę domu w, którym on żyje, poznać
stosunki i relacje jakie panują pomiędzy rodzicami. Stwierdzić jakie
stosunki panują pomiędzy rodzicami a dzieckiem. Powszechnie uważa się,
że dojrzewanie córki przypomina przeszłość matki,a syna doświadczenia
ojca. Rodzice zapominają o tym, że całe zachowanie jakie uzewnętrznia
nastolatek jest odbiciem przeżyć jakie sami w tym okresie
doświadczyli..Bunt i niezależność tak charakterystyczne dla okresu
dojrzewania są trudne do zrozumienia i zaakceptowania przez dorosłych.
Tak naprawdę trudno zaakceptować fakt,że córka lub syn potrzebują od
nas pomocy choć ostentacyjnie dają do zrozumienia, że nas nie
potrzebują, że chcą być od nas niezależni. W takich sytuacjach
intuicja wielu rodziców podpowiada, że arogancja, złość, brak
posłuszeństwa są wołaniem o pomoc, wołaniem o zrozumienie i
wyrozumiałość. Rodzice powinni pamiętać, że dorastający syn tak
naprawdę tęskni za dobra relacja z ojcem a, córka za relacją z
matką.Ojciec jest dla syna pierwszym wzorem męskości a matka pierwszym
wzorem kobiecości dla córki Mając to na uwadze rodzice powinni
pamiętać jak wielki wpływ poprzez swoja osobowość mają na dzieci.
Problemy jakie przeżywa młodzież
dotyczą nie tylko relacji z rodzicami ale także sfery seksualnej,
która w tym okresie nastręcza wiele problemów i nasuwa wiele pytań.
Rodzice nie chcą i czują się zażenowani w przypadku rozmów na te
tematy. Dlatego młodzież nie mając partnerów do rozmów w domu szuka
ich gdzie indziej. Pierwsze wiadomości czerpie z różnych zródeł nie
zawsze właściwych.Zdarz się, że tym jedynym jest prasa, radio lub
telewizja. Wiedza z nich czerpana jest często powierzchowna i
niekompletna. Płciowość człowieka sprowadza tylko do fizyczności, do
używania a nie przeżywania. Sferę seksualną człowieka oddzielana od
sfery psychicznej. Wartości takie jak: odpowiedzialność,
ofiarność,poświęcenie czy wierność stawia się na drugim miejscu (
często można spotkać się z takim stwierdzeniem, że są one wręcz
niemodne, niedzisiejsze, przestarzałe ). Konsumpcyjność współczesnego
świata utwierdza w przekonaniu młodego człowieka, że liczy się to aby
jak najwięcej mieć, a nie aby być. Wszystko to powoduje, że młodzież
traktuje seksualność powierzchownie, sprowadzając ją tylko do
fizyczności. Musimy pamiętać o tym, że to w jakim kierunku idzie
wychowanie seksualne nastolatki czy nastolatka zależy od rodziców, od
tego jaka atmosfera panuje w domu. Jeśli jest właściwa sprzyja
prawidłowemu rozwojowi każdego młodego człowieka.
Nie każdy z nas pamięta o tym, że
okres dorastania każdego młodego człowieka charakteryzuje się dużą
wrażliwością.To właśnie ta wrażliwość sprawia, że staje się on
bardziej podatna na zranienia. To z powodu tej wrażliwości młodzi
ludzie przesadnie przejmują się błahymi problemami.Niewielkie
niepowodzenia wywołują zniechęcenie, skłonności do depresji a nawet
myśli samobójcze. Aby zredukować stres jaki pojawia się w sytuacji
niepowodzenia młody człowiek szuka pomocy w alkoholu,
narkotykach,tabletkach uspokajających..Dzięki nim próbuje uciec od
tego z czym sobie nie radzi.Trzeba zauważyć, że takie sposoby
rozwiązywania problemów proponuje, wręcz podaje ( na wyciągnięcie ręki
) młodemu człowiekowi współczesny świat. Uczy, że prościej i łatwiej
jest zażyć narkotyk, wypić alkohol czy zażyć tabletkę jak szukać
rozwiązania danego problemu ( nie uczy do kogo zwrócić się o pomoc,
gdzie jej szukać ).
Rodzice muszą
pamiętać o tym, że wychowanie nastolatka polega dzisiaj nie na
pilnowaniu i rozliczaniu z tego co zrobił lecz na rozwoju i
podtrzymywaniu szczerego dialogu. Życzliwa i szczera rozmowa
prowadzona z córką czy synem może naprawdę wiele zdziałać. Rozmowa to
praktycznie jedyny sposób na to aby uniknąć problemów lub dowiedzieć
się o nich jak najwcześniej po to by w porę zareagować. Rodzice
powinni od pierwszych chwil życia swojego dziecka pamiętać o tym, że
od tego jak często mówią do swoich dzieci, jak je słuchają zależy to w
jakim stopniu uda się im nawiązać kontakt z córką lub synem.W życiu
jest taki czas kiedy dziecko domaga się od rodziców by je wysłuchali i
aby odpowiadali na zadawane pytania, warto właśnie ten czas
maksymalnie wykorzystać do nawiązywania silnej więzi i to właśnie
poprzez rozmowę. Budowanie dialogu czyli umiejętne komunikowane się z
drugą osobą wymaga czasu i jest procesem długotrwałym (zaczyna się w
momencie poczęcia dziecka ) i zależy od wielu czynników : od atmosfery
jaka panuje w domu rodzinnym, od relacji pomiędzy rodzicami, od tego
czy okazują sobie uczucia czy też nie, od tego czy rozmawiają z
dziećmi na różne tematy ( zależnie od wieku dziecka ) i czy potrafią
zauważyć w dziecku partnera do rozmowy. Rodzice, którzy pragną mieć
jak najlepsze relacje z swoimi dziećmi powinni o tym wszystkim
pamiętać.
Co można poradzić tym, którzy
chcą mieć jak najlepszy kontakt z własnymi dziećmi. Na pewno to, że
tworzy się go przez rozmowę. Dlatego podaję kilka rad jak ją
prowadzić.
Powinniśmy pamiętać aby
- nie atakować pozycji dziecka ale starać się je zrozumieć (stworzyć
klimat sprzyjający rozmowie)
- stworzyć atmosferę wzajemnego zaufania,
- pokazać dziecku, że zależy nam na tym by je zrozumieć,
- uznać pierwszeństwo dziecka w wypowiadaniu się,
- przestrzegać zasad partnerstwa (nie narzucać swojego zdania, swoich
sądów, nakazów i zakazów)
- koncentrować się wyłącznie na dziecku, na jego osobie i jego
problemie)
- słuchać bardzo uważnie,
- wysławiać się jasno i zrozumiale stosownie do wieku dziecka,
- używać łagodnego tonu głosu,
- unikać poniżania, atakowania i przykrych wyrażeń.
Szczera rozmowa może
dziecku dać wiele. Zachęca i pobudza do wysiłku, zwraca uwagę dziecka
na sobie samym, pomaga dążyć do celu. Daje wiarę i zaufanie w swoje
możliwości.
Pamiętajmy, że skuteczna rozmowa ma miejsce w tedy gdy dorosły stara
się zrozumieć co dziecko ( czy to duże czy małe ) chce mu przekazać.
Kiedy dorosły nie chce przez jedną rozmowę wszystkiego załatwić, kiedy
daje odczuć dziecku, że to co mówi jest ważne.
Rozmowa zawsze była i
będzie chyba najskuteczniejszym środkiem na problemy z dziećmi, czy
dorastającą młodzieżą pod warunkiem,że spełnia warunki o, których mowa
była wcześniej. Jeżeli rodzice chcą cieszyć się zaufaniem dziecka w
okresie dojrzewania to muszą pamiętać o tym aby więzi wzajemnego
zaufania budować jak najwcześniej a nie dopiero wtedy gdy pojawiają
się problemy z nastoletnią córką czy synem. Jednym z najważniejszych
darów jaki rodzice mogą dać swoim dzieciom jest możliwość wypowiadania
się w atmosferze szczerości i wzajemnego zrozumienia. Jeśli nastolatek
czuje, że może wyrazić swoje myśli przed matką lub ojcem daje duże
poczucie bezpieczeństwa i powoduje, że pełne niepokoju myśli tracą
swoją destrukcyjną siłę. Jeśli młody człowiek ma możliwość
wypowiedzenia swoich negatywnych myśli i wyobrażeń to nie będzie
skłaniać się do tego by postępować wbrew przyjętym zasadom.
Elżbieta Kiszka
...wróć
|
STUDNIÓWKA 2003
w Liceum Ogólnokształcącym
w Dynowie
|
|
|
|
|
|
STUDNIÓWKA 2003
w Zespole Szkół Zawodowych w Dynowie
|
|
|
|
|
...wróć
|
|
Twórczość naszego regionu
ks. Krzysztof Rzepka
Ks. Krzysztof Rzepka. Ur. w Sanoku (rocznik ’76), wychowany w
Zagórzu i Bieszczadach. Po sześcioletnich studiach w przemyskim
Seminarium Duchownym, wyświęcony na kapłana w 2002 r. Miłośnik życia,
ludzi, literatury i muzyki. Jego wiersze, w których zajmuje się
głównie życiem wewnętrznym człowieka, były publikowane w kilku
antologiach oraz „Niedzieli”.
PIEŚŃ BEZUŻYTECZNA
bezużyteczny inkaust
z trudem panujący nad sforą słów
które nie dojrzały do siebie samych
bezużyteczne pióro
odwykłe od uścisku niepewnej dłoni
która boi się zaufać niewygodnym myślom
bezużyteczny intelekt
zapatrzony w dyplom z podejrzanej uczelni
która zmurszałe absurdy czci jako nowoczesność
bezużyteczne natchnienie
rozpijaczone zmysłami i tępym otumanieniem
które właśnie obowiązuje światłe głowy
użyteczność bowiem
panicznie boi się wiatru
a zawsze mocno wieje
…
REFLEKSJA
Okryta snem, co nie śnił się nikomu,
Szła wolno mroźną, dziką okolicą,
I gdyby ktoś się przyjrzał bladym licom,
Odgadłby cichą, silną pieśń o domu.
Jak to się stało, że akurat tędy?
Akurat wtedy? Może los bezduszny?
Może wyroków prawych wydźwięk słuszny?
A może szansa, by naprawić błędy?
Gdzieś w odległościach znacznych od ogniska,
Mimo zagrożeń, jest czas na zadumę,
Która, gdy ciężko, łatwiej kruszy dumę.
A wtedy można podziwiać dom z bliska.
WOBEC MISTERIUM
jeżeli teraz nie pojmuję
i ratuję się paradoksem
lub teatralnym nieco
milczeniem
nie zamierzam wcale
poddawać w wątpliwość
prawdy obietnic
prawdy tajemnic
prawdy rzeczywistości
która nastręcza kilku wahań
są wahadła
co napędzają czas
jest czas
co zatrzymuje wahadła
RAPORT CHRZEŚCIJANINA
Odczuwam lekkość spraw nieistotnych.
Czuję chłód cienia godzin samotnych.
Lubię wpatrywać się w mroki wiary.
Cenię najmniejszy przebłysk ofiary.
Znajduję radość w zadanym trudzie.
Podziwiam piękno w odkrytym cudzie.
Uczy mnie zbędny szum cierpliwości.
Wieczory sądzą mnie z tchnień miłości.
Dojrzewam wolno do prawd odwiecznych.
Skrzętnie unikam zgód niebezpiecznych.
Próbuję scalić, co otrzymałem
I – przede wszystkim – wielbię Twą chwałę.
GŁÓD
bransolety zepsucia
nie tylko odzierają z czaru
wszystko co tchnie czystością i pokorą
ale nade wszystko otumaniają
w tumanach
trudno dostrzegać
ciepło pogodne
pieszczota powiewu
serce wyjęte z bagna powątpiewań
dusza łaknąca tchu i niezmącenia
czas ulatuje
wieczność się sposobi
…
|
JEŚLI SŁANIAJĄC SIĘ W MARSZU
latarnia pierwotnego zapału
walczy z paradoksalnie wzburzonym
morzem zniechęcenia
wybity z torów
pęd ku światłu
błądzi w pokrzywach światłocieni
nogi pewne ongiś jak cedry
uginają się
pod śmiesznie lekkim wyborem
kiedy upadam
nie wiem czy to przystanek
trzeci siódmy czy dziewiąty
kiedy jakoś się dźwigam
nie wiem czy to był
raz ostatni
kto nie idzie naprzód
ten się cofa –
ponoć oczywiste
…
OCZEKIWANIA
odszukać w sobie
dziecięce radości
zależałe pośród
lekkomyślnych zgód
i naiwnych zdrad
tych oczekiwań
które nigdy nie zawodziły
lecz trwały
wkomponowane w krajobraz życia
zszarzały bezkształt
coraz głośniej dopomina się
realnych barw
mieniących się czynnością
współbrzmiących z sensem
tych oczekiwań
które nie zawiodą
DZIĘKCZYNIENIE NA SKRAJU CISZY
gdybym obwiniał Cię o okrucieństwo
gdybym miał żal o spalone mosty
czymże byłby mój oddech
jeśli nie trującym wyziewem
usychającego ducha
jeżeli dobroduszny cynizm
ma być koroną doświadczenia
czyż wszelki trud nie jest
piekłem mrzonek
twarz może być zwrócona tylko w jedną stronę
absurdem jest żałować
że nie widzi się równocześnie
wszystkiego wokół
cel pociąga
czy jego zmiana da szczęście
czy taka niestałość może mieć uzasadnienie
w słabości i zawikłaniu człowieka
więc nie obwiniam Cię o okrucieństwo
nie mam też żalu o przeszłość
czymże jest mój oddech
jeśli nie zagadkowym spokojem
rozentuzjazmowanego Ducha
…
|
...wróć
|
|
Silva Rerum
- Uganda ( Afryka). Ruch mistyczno- militarny Johna Kona. Jego ludzie
porywają dzieci, biją je, głodzą. Jedna z tortur – w koszmarnym upale,
jaki przez cały rok tam panuje ( pogranicze Ugandy i Sudanu), to armia
uciemiężonych i zbłąkanych dzieci musi codziennie od świtu do nocy
maszerować. Rezultat – zmęczenie, otępienie, przygnębienie, apatia,
zupełna dezorientacja. Czasami ataki zbiorowego szału, w czasie
którego dziecięce oddziały Kona napadają na wioski, mordują wszystkich
paląc i grabiąc, co w nich jeszcze jest do zrabowania.
- Prawdziwy
cud : Odnaleziono ich żywych po roku ! Brzmi to nieprawdopodobnie ;
prawie rok po zamachu na WTC, odnaleziono dwójkę ludzi, których
uważano za pogrzebanych na zawsze pod murami WTC ! 45 – letni Robert
Vaughan nie przypomina sobie nic z wydarzeń 11 –września – od czasu
zamachu cierpi na utratę pamięci.
- 25 letni Piotr
Boguszewski ze wsi Mrowiny uratował życie nowo narodzonemu chłopcu.
Wygrzebał z ziemi żywego noworodka. Piotr nigdy nie zapomni tamtego
kwietniowego dnia i widoku kopca ziemi, z którego wystawała rączka
noworodka. obok rozłożystego krzaka dzikiej róży usłyszał ciche
kwilenie.
- Pod gwiazdami
Północy lodowy hotel w szwedzkiej Laponii. To jedyny taki pensjonat na
świecie. Pojawia się, gdy w listopadzie chwycą pierwsze mrozy, znika w
maju, kiedy słońce mocniej przygrzeje. Co roku w październiku armia
„lodowych” budowniczych przystępuje do tworzenia mroźnej osady. Do
połowy grudnia, zanim pojawią się pierwsi goście stanie hotel, centrum
sztuki, bar (można w nim spotkać członków rodziny królewskiej, słynne
modelki i artystów, którzy wpadają tu na drinka. Jest też kaplica.Całe
wyposażenie jest z lodu – fotele, „stoły”, krzesła a nawet szklanki.
Jeśli zdecydujesz się na noc w Ice Hotel, spędzisz ją na lodowym łożu.
Nie bój się, że zmarzniesz, choć temperatura powietrza wewnątrz pokoi
waha się między – 4° C a – 8°C. Łoże wymoszczone jest skórami
reniferów, dostaniesz także puchowy śpiwór. Rano na rozgrzewkę kelner
poda ci szklankę ciepłego soku z żurawin.
- W Japonii stosuje się
olejki zapachowe w miejscach pracy, aby poprawić nastrój pracownika i
tym sposobem wpłynąć na jego wydajność. Na Zachodzie – olejki rozpyla
się w gabinetach stomatologicznych czy w salach porodowych.
- Kto jedząc chleb z miodem
wie, że dla wytwarzania 1 kg „ złota z ula” długość lotów, które
musiały odbyć pszczoły odpowiada dwóm okrążeniom Ziemi ?
- Kto jedząc chleb z miodem
wie, że dla wytworzenia 1 kg „złota z ula” długość lotów, które
musiały odbyć pszczoły odpowiada dwóm okrążeniom Ziemi ?
- XV Światowy Kongres
Seksuologiczny, który odbył się w połowie roku w Paryżu, potwierdził,
że wiek XXI będzie stuleciem androgynii. Co to znaczy ? Androgynią
określa się osobowość o męsko damskich cechach psychicznych,
uniformizację, czyli upodabnianie się do siebie.Doprowadzi to
prawdopodobnie do lepszego porozumienia kobiet i mężczyzn, ale też do
stopniowego zaniku pożądania.
- Prawie całe życie
spędzamy w pogoni za szczęściem. Często tak bardzo zajęci jesteśmy
szukaniem szczęścia, że nie mamy czasu aby... być szczęśliwymi tu i
teraz. A to, czy jesteśmy szczęśliwi, nie zależy od zewnętrznych
okoliczności, tylko od nas samych. Cóż z tego, że wszystko układa się
po naszej myśli i zaabsorbowani codziennymi problemami nie potrafimy
tego dostrzec i docenić ? Co robić, by nawet najgorsze niepowodzenia
nie odbierały ci chęci życia ? Zastosujmy kilka zasad :1) Żyj ze sobą
w zgodzie, 2) Zostań optymistą 3) Naucz się cieszyć ( medytacja) 4)
Otwórz się na innych, 5) Pielęgnuj wspomnienia, 6)Nie uzależniaj
szczęścia od stanu posiadania. 7) Naucz się żyć tu i teraz 8) Porzuć
rywalizację 9) Okiełznaj emocje 10) Pamiętaj o prostocie. Moment
szczęścia potrafi przyjść do nas zupełnie niespodziewanie. Nie bądźmy
nieszczęśliwi z powodu braku szczęścia, bo wtedy nawet jeśli ono
zechce przyjść, odmówimy mu dostępu.
- Nowe planetarne środowisko
kulturowe może okazać się dla Europy inspirujące, korzystne i płodne.
Bo zetknięcie kultur i cywilizacji nie musi prowadzić do zderzenia.
Może ono być obszarem wymiany, pożądanego kontaktu, wzbogacenia. Geory
Simmel uważał, że podstawowym procesem w życiu społeczeństw ludzkich
jest powstawanie wartości i ducha wymiany. A wymiana zakłada klimat
życzliwy wzajemnemu poznaniu, rozumieniu, kompromisowi.
- To sensacja na skalę
międzynarodową. Skamieniał kości sprzed 230 mln lat odkryte w
Krasiejowie na Śląsku Opolskim, są szczątkami dinozaura / Silesaurusa/.
Mamy więc pierwszy polski szkielet dinozaura, który okazał się przy
tym najstarszy na świecie. W warszawskim Muzeum Edukacji PAN będzie
można obejrzeć rekonstrukcję stadka silezaurów naturalnej wielkości.
- Pierwsza Księga Enacha Starego
Testamentu zawiera myśl, że wyższe szyki aniołów Cherubinowie i
Serafinowie strzegą tronu Boga, którego czczą podczas gdy niższe szyki
troszczą się o sprawy ludzi. Chrześcijaństwo przyjęło tę anielską
hierarchię od judeizmu i idąc za św. Pawłem dodało do niej dalsze
szyki mocy, potęg, księstw, panowań i tronów. Ten system wierzeń
zawierał także idee „wojny w niebiosach”, w której toku anioł Lucyfer
został z nich wypędzony i stał się aniołem upadłym, wysłannikiem
zwodzącym ludzi i kuszącym ich do buntu przeciwko Bogu.
- Drogi Czytelniku uśmiechnij się !
Młody ksiądz Stefan Wyszyński (1901 – 1981) późniejszy Kardynał i
prymas wspinał się wraz z kolegą w Rzymie na wysoką kopułę kościoła a
drogę przed nimi tarasowała gramoląca się powolutku bardzo otyła
kobieta. Poczekajmy, aż ta gruba baba wejdzie na górę-powiedział młody
Wyszyński. Na to owa baba zatrzymała się i najczystszą polszczyzną
powiedziała : Proszę bardzo to ja już księży przepuszczę.
Bolesław Bielec
...wróć
|
Pegazik Dynowski
Pegazik wraca
po pewnej przerwie na łamy Dynowinki i dalej chce informować o
wydarzeniach kulturalnych ale i relacjach ich „sprawców”, dlatego też
apeluje do wszystkich animatorów kultury o dostarczanie materiałów.
Oprócz tego w dalszym ciągu Pegazik będzie informował i recenzował te
wydarzenia artystyczne, których był świadkiem.
Hej kolęda kolęda
11.I.odbył
się już VI Młodzieżowy Konkurs Kolęd i Pastorałek organizowany przez
Stowarzyszenie Promocji i Rozwoju Regionu Dynowskiego oraz MOKIR w
Dynowie. Komisja w składzie : przewodniczący Antoni Dżuła i członkowie
Zuzanna Nosal i Zygmunt Zięzio oceniła bardzo wysoko poziom
przygotowanego repertuaru kolędowego i wyraziła zadowolenie z powodu
rosnącej liczby uczestników oraz z faktu, że coraz częściej zespoły
sięgają po własny akompaniament. Po burzliwej dyskusji Komisja podjęła
następujące decyzje:
Wyróżnienie otrzymali:
Zespół Szkół NR 4 w Pawłokomie „Iskierki”, Dominik Piejko z
Zespołem (Zespół Szkół Zawodowych w Dynowie), Zespół Antrakt z Zespołu
Szkół w Dynowie.
Nagrody otrzymali:
III nagroda- brązowa bąbka dla zespołu wokalnego z Zespołu Szkó w
Dynowie,
II nagroda – srebrna bąbka dla duetu Anety Sowy i Barbary Kocój z
Błażowej
I nagroda – złota bąbka dla Zespołu wokalno – instrumentalnego przy
Zespole Szkół im. Św. Królowej Jadwigi z Błażowej. Oprócz tego
zdobywcy trzech pierwszych miejsc obdarowani zostali kolędą
„uzbieraną” przez organizatorów.
Grand
PriX w kategorii zespołów i nagrodę pieniężną ufundowaną przez
Burmistrza i Przewodniczącego Rady Miasta Dynowa otrzymał zespół BOCCA
DELLA VERITA.
Grand Prix w
kategorii solistów i nagrodę pieniężną ufundowaną przez Prezesa
Stowarzyszenia Promocji i Rozwoju Regionu Dynowskiego otrzymała Dorota
Sówka z LO w Dynowie.
15.I – uczniowie dwóch dynowskich szkół wzięli udział w IV Powiatowym
Przeglądzie Widowisk Jasełkowych w Błażowej. W kategorii szkół
podstawowych i gimnazjów zespół Zespołu Szkól w pod opieką pań
Małgorzaty Marszałek, Elżbiety Hadam i Iwony Kiełbasy zajął III
miejsce natomiast w kategorii szkół średnich zespół Antrakt z Zespołu
Szkół Zawodowych pod opieką Anny i Jarosława Molów zajął I miejsce.
Pegazik gratuluje !.
Szerzej o tych sukcesach piszą opiekunowie zespołów.
12 stycznia odbyły się w Głogowie
Małopolskim XIII Wojewódzkie Spotkania Teatrów Jasełkowych.Dynów
reprezentowany był przez SP nr 2 w Dynowie przy współudziale Kapeli
Dynowianie. Zaprezentowany przez nich program „Bóg się rodzi” zdobył I
wyróżnienie. Pegazik gratuluje wszystkim sprawcom sukcesu na czele z
panią Haliną Pawłowską i Antonim Dżułą.
Program studniówkowy w LO w Dynowie
24 stycznia w auliLo w Dynowie
zaprezentowany został program studniówkowy. Nawiązano do najlepszych
tradycji szkoły. Była więc bardzo mądra i pełna refleksji część
poważna był „ pyszny” program satyryczny a także debiut zespołu tańca
współczesnego pod dzielnym przewodnictwem Moniki Helon z I c. „
Sprawczynią” tego sukcesu artystycznego była pani prof. Ewa Hadam.
Brawo !
Kapela DYNOWIANIE w Przemyskiej Katedrze
19 stycznia br. Kapela Dynowianie
wystąpiła podczas Mszy Św. w Katedrze Przemyskiej wzbudzając uznanie
nagrodzone brawami wiernych.
Pegazik gratuluje j jednocześnie pyta : dlaczego Chór i Kapela nie
mogą wystąpić w dynowskim kościele?
...wróć
|
Sowy – mity i
rzeczywistość.
Nad Dynowem zapada zmrok. Wkrótce całe miasteczko pogrąża się w ciszy
przerywanej czasem przez przejeżdżający samochód czy głośne krzyki
młodzieży wracającej z nocnych imprez. Tymczasem na tle
rozgwieżdżonego nieba daje się zauważyć przesuwający się bezszelestnie
cień, a ze starej wysokiej lipy dochodzi jakieś pohukiwanie. To nocni
skrzydlaci łowcy – sowy, właśnie mają czas swej największej
aktywności. Praktycznie każdy mieszkaniec Dynowa wie o istnieniu sów,
ale ptaki te czasem w świadomości ludzi są owiane mgiełką
tajemniczości i przesądów.
W
wierzeniach ludowych Słowian funkcjonowała strzyga w postaci
czarownicy-sowy wysysającej krew. Termin strzyga pochodzi z języka
łacińskiego, gdzie „strix” oznacza puszczyka. Często sowa była
utożsamiana z upiorem, o którym Ł. Gołębiowski pisze: „upiór, podług
zdania ludu, obdarzony dwoistym życiem, pierwsze utraciwszy, drugiego
w nocnej porze używa, niepokoi i szkodę sprawia, bądź to w rzeczach
domowych bądź w świętych” (Z. Gloger „Encyklopedia staropolska”). Z
duszami ludzkimi, po śmierci egzystującymi jako sowy, spotykamy się w
naszej literaturze. W „Dziadach” A. Mickiewicza dusza pokrzywdzonej
przez pana z dworu wdowy zjawia się na obrzędzie dziadów w postaci
sowy. Natomiast w mitologii Słowian duch lasu m.in. przybierał postać
puchacza.
Nawet i obecnie, rozmawiając ze starszymi mieszkańcami miasta, można
się natknąć na twierdzenie, że częste pohukiwanie sowy przy
zabudowaniach domowych świadczy niewątpliwie, że któryś z mieszkańców
umrze. Niesłuszne przypisywanie sowom demonicznych cech przyczynia się
do pojawiania się przypadków agresji ludzkiej wobec tych pożytecznych
i niestety coraz rzadszych ptaków.
W
przeciwieństwie do wierzeń Słowian, w mitologii Greków sowie
przypisuje się pozytywne cechy. Jest ona symbolem bogini Ateny, jako
najmądrzejszy z ptaków. Wizerunkiem sowy często zdobiono monety
greckie i nazywano je „sowami z Laurion”. Sowa pozostała do dziś
symbolem wiedzy i mądrości.
Na terenie Dynowa możemy zaobserwować różne gatunki sów.
Najpospolitszy jest oczywiście puszczyk zwyczajny (Strix aluco), który
bardzo dobrze przystosował się do warunków miejskich. Głośne, długie
pohukiwanie to głos wydawany przez samca. Samica odzywa się krótkimi,
bardzo wrzaskliwymi seriami odgłosów, tylko czasem włączając się do
pohukiwania samca. Najczęściej puszczyki można usłyszeć na
przedwiośniu i w jesieni. Znacznie trudniej jest je zobaczyć, bo
dzięki specyficznej budowie piór poruszają się bezszelestnie. Gdy
siedzą, maskują się, zwykle odpoczywając przytulone do pnia drzewa.
Sowy to niezwykle pożyteczne ptaki. Ograniczają populacje szczurów i
innych gryzoni. Puszczyki w miastach mogą polować także na drobne
ptaki, głównie wróble. Sowy są w stanie z bardzo dużej odległości
zlokalizować swoje ofiary (np. puszczyki ze 100 m). Ułatwia im to
szlara, czyli specyficznie ułożone pióra wokół oczu, które skupiają
dobiegające do sowy dźwięki. Puszczyki na miejsca lęgowe wybierają
stare dziuplaste drzewa na terenie miasta. Nie gardzą też strychami i
rozpadającymi się budynkami.
Puszczyk zwyczajny jest wypierany z lasów przez swojego krewnego –
puszczyka uralskiego (Strix uralensis), który rozprzestrzenia się u
nas od wschodu. Na naszym terenie był widziany na Żurawcu. Można go
odróżnić od puszczyka zwyczajnego po większych rozmiarach i długim
ogonie, widocznym szczególnie w locie. Głos puszczyka uralskiego
przypomina szczekanie psa. Najnowsze badania nad głosami sów dowodzą,
że odzywają się one głównie przy wzrastającym ciśnieniu
atmosferycznym. Wtedy są najaktywniejsze.
Inną sową, jaką możemy spotkać na terenie Dynowa jest uszatka (Asio
otus). Można ją łatwo rozpoznać po sterczących, na kształt uszów,
piórach na głowie. Bardzo łatwo jest te sowy spotkać w zimie, nawet w
dzień, gdyż tworzą wtedy zgrupowania, obsiadając drzewo i leniwie
przyglądając się obserwatorom. Przez kilka lat takie zgrupowanie, w
postaci trzech uszatek, można było obserwować na jednej z wierzb koło
Liceum Ogólnokształcącego w Dynowie. Stada zimujących uszatek mogą
liczyć nawet do 50 sztuk. Pisklęta sów opuszczają gniazda nie umiejąc
jeszcze latać. Nazywa się je gałęźniakami. Podczas prób lotu często
upadają na ziemię, ale szybko wracają, wspinając się po pniu i
gałęziach. Nierozważni ludzie zabierają znalezione na ziemi małe
uszatki twierdząc, że są porzucone, co jest nieprawdą. Pisklęta należy
bezwzględnie pozostawiać, ewentualnie można je podsadzić na gałąź.
Rodzice nie opuszczają piskląt, nawet jeśli były w rękach ludzi.
Zupełnie przypadkowo w Dynowie można zaobserwować sowę śnieżną (Nyctea
scandiaca). Sowa ta wyróżnia się białym upierzeniem. Występuje na
Dalekiej Północy, a do Polski zalatuje wyjątkowo. Niestety, kilka lat
temu sowa śnieżna zabiła się w Harcie o druty wysokiego napięcia.
Bardzo prawdopodobne jest występowanie na terenie Dynowa innej sowy –
pójdźki (Athene noctua). Jest to mały ptak, odzywający się
charakterystycznym głosem „pójdź, pójdź”, od którego wzięła się jej
nazwa. Preferuje środowiska ze starymi, dziuplastymi wierzbami, jakie
można znaleźć jeszcze wzdłuż Sanu i Dynówki.
Niezwykle ciekawą sową, o ognistym ubarwieniu, jest płomykówka (Tyto
alba). W wierzeniach ludowych wrzaskliwe, donośne głosy płomykówek
miały przepowiadać pożar. Na terenie Dynowa sowa ta najprawdopodobniej
nie występuje i także na terenie całej Polski jest coraz rzadsza. Jej
egzystencja mocno związana jest z zabudowaniami ludzkimi. Zajmuje
strychy w starych budynkach i bardzo często wieże kościołów. Można
stworzyć jej warunki do bytowania przez zakładanie na strychach,
wieżach kościołów specjalnych budek w kształcie rur. Jeżeli znajdzie
odpowiednie warunki, to może zagnieździ się gdzieś w Dynowie.
Podsumowując należy
stwierdzić, że wszelkie przypisywanie sowom jakichś demonicznych cech
jest bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące dla tych ptaków. Oddają one
nam wielką usługę, ograniczając poważnie populacje wszelkich
szkodliwych gryzoni (m.in. szczurów) i zasługują na naszą wdzięczność.
Nie wycinajmy resztek starych parkowych drzew. Niech na terenie miasta
pozostaną stare dziuplaste lipy, wierzby, by sowy miały się gdzie
zadomowić. Stare drzewa, sady i parki to także element dodający uroku
naszemu miastu. Służą więc nie tylko sowom, ale i nam. Bardzo pomocne
może się okazać dla sów udostępnianie im naszych strychów przez
pozostawianie w ścianach otworów wylotowych, a także montowanie
specjalnych budek. Niech w Dynowie ciągle towarzyszy nocnej ciszy
pohukiwanie puszczyka. Przesądy o sowach niech pozostaną w pamięci
mieszkańców jako legendy, ale niech nie budzą w nich lęku.
Marta Bylicka
...wróć
|
Ze sportu
szkolnego Zespołu Szkół w Dynowie
Rok sportowy szkolny 2002/2003
rozpoczął się od rozgrywek trampkarzy młodszych w klasie okręgowej w
ostatnim tygodniu sierpnia.
Z rozgrywek wycofany
został zespół juniorów młodszych prowadzony przez trenera Dariusza
Mazura, ponieważ większość zespołu złożona z uczniów III klas
gimnazjum ukończyła szkołę i odeszła do szkół średnich. Trener Mazur
rozpoczął szkolenie młodzieży od podstaw w klasach IV.
Zespół trampkarzy
młodszych prowadzony przez mgr Stanisława Sieńko rozpoczął rundę
jesienną meczem z UKS Trzebownisko w Dynowie wygrywając 3:1. Przed
meczem zespół otrzymał puchar ufundowany przez Podkarpacki Związek
Piłki Nożnej za zdobycie I miejsca w lidze orlików starszych w sezonie
2001/2002.
W następnych meczach nasi chłopcy pokonali Grasnowię 19:0, Żołynię
6:1, Wolę Dalszą 4:0, Stal Łańcut 4:0 oraz Błażowiankę 6:0.
Zespół po I rundzie znajduje się na I miejscu i występował w
składzie:
1. Robert Janoszek
2. Aleksander Duda
3. Marcin Mryczko
4. Tomasz Toczek
5. Damian Kupczyk
6. Paweł Radosz
7. Mariusz Majka
8. Hubert Iwański
9. Jakub Kosztyła
10. Dawid Karnas
11. Michał Doszak
12. Paweł Sieńko
13. Paweł Rebizak
14. Bartosz Walus
15. Grzegorz Pyś
16. Michał Łamasz
17. Jarosław Mikoś
18. Mateusz Kowalski
19. Grzegorz Kaniewski
20. Jakub Potoczny
21. Maciej Potoczny
W
rundzie jesiennej bramki zdobyli:
Paweł Sieńko – 14
Jakub Kosztyła – 11
Mariusz Majka – 7
Dawid Karnas – 3
Michał Łamasz – 2
Hubert Iwański – 2
Paweł Rebizak – 1
Michał Doszak – 1
Należy dodać iż zawodnicy UKS „Pogórze” Dynów w piłce nożnej : Paweł
Rebizak, Jakub Kosztyła, Paweł Sieńko, Bartłomiej Pyś znajduję się w
swoich rocznikach w kadrze województwa podkarpackiego.
W dniu 8.10.2002r. zespół piłki ręcznej gimnazjum uczestniczył w
turnieju w Rzeszowie o Puchar Dyrektora Gimnazjum nr 10.
Startowały zespoły: UKS
„Pogórze” Dynów, UKS „Kosynier” I Rzeszów, UKS „Kosynier”II Rzeszów,
UKS „Olszynka” Dzikowiec, UKS „Doblowia” Wola Raniżowska, UKS „Start”
Pruchnik.
Zespół z Dynowa zajął III miejsce w turnieju – opiekunem był mgr
Andrzej Dżuła.
9.10.2002 dziewczęta klas VI i młodsze również uczestniczyły w
podobnym turnieju mini piłki ręcznej.
Startowały zespoły: UKS „ Pogórze” Dynów, UKS „ Kosynier” I Rzeszów,
UKS „ Kosynier” II Rzeszów, UKS „Jedynka” Pruchnik.
Dziewczęta z Dynowa w składzie:
1. Joanna Matwijczyk
2. Ewa Radosz
3. Anna Karnas
4. Edyta Witkowska
5. Anna Gierlach
6. Agata Banaś
7. Aneta Marszałek
8. Renata Paściak
9. Iwona Tereszczak
10. Agnieszka Marszałek
11. Magdalena Młynarska
12. Ewa Pałys
13. Beata Prokop
zdobyły I miejsce w turnieju.
Opiekun zespołu mgr Anna Martowicz
W dniu 8.11.2002r. w hali Zespołu Szkół w Dynoiwie rozegrano turniej
piłki ręcznej dziewcząt z udziałem zespołów: Gimnazjum Dynów, LO Dynów
i Zespołu Szkół Zawodowych w Dynowie jako przygotowanie przed finałami
powiatu rzeszowskiego.
9.12.2002r. odbył się
finał powiatowy w Głogowie małopolskim w mini piłce ręcznej chłopców
(klasy VI i młodsze).
Naci chłopcy w powiecie rzeszowskim zdobyli III miejsce.
Opiekun zespołu mgr Maria Chudzikiewicz.
10.12.2002r. również w Głogowie
małopolskim rozegrano finał powiatu rzeszowskiego w mini piłce ręcznej
dziewcząt.
Zespól naszej szkoły w składzie:
1. Joanna Matwijczyk
2. Ewa Radosz
3. Anna Karnas
4. Edyta Witkowska
5. Iwona Tereszczak
6. Renata Paściak
7. Aneta Marszałek
8. Agata Banaś
9. Agnieszka Marszałek
10. Anna Gierlach
11. Barbara Pantoł
12. Beata Prokop
zajęły III miejsce.
Opiekun zespołu mgr Anna Martowicz
16.12.2002 w Głogowie Małopolskim odbył się finał powiatu
rzeszowskiego gimnazjum w piłce ręcznej dziewcząt.
Oto wyniki
finału:
Dynów – Wólka Niedźwiedzka 9:3 (4:1)
Głogów – Jasionka 6: 2 (3:1)
Dynów – Głogów 6:2 (2:1)
Wólka Niedźwiedzka – Głogów 7:5 (4:2)
Dynów – Jasionka 12:3 (5:2)
Zespół w
składzie:
1. Ewelina Fornal
2. Małgorzata Bułdys
3. Kamila Prokop
4. Ewelina Krasnopolska
5. Katarzyna Bielec
6. Katarzyna Frańczask
7. Iwona Szpiech
8. Agata Bajda
9. Magdalena Niedzielska
10. Joanna Kaniewska
11. Sylwia Kozak
12. Adrianna Dudek
13. Natalia Piejko
14. Sabina Bujdasz
...wróć
|
Rozrywka
ODPOWIEDZI NA ZAGADKI Z POPRZEDNIEGO NUMERU
Krzyżówka z hasłem Stefan Trzecieski – właściciel Dynowa
Zagadki logiczne
Rodzeństwo – w rodzinie jest 7 dzieci: 4 chłopców i 3 dziewczynki
(odpowiedź, że w rodzinie jest troje dzieci jest niestety błędna – Ewa nie
miałaby wcale sióstr!!!)
Piwo – małżeństwo wypije baryłkę piwa w 10 dni.
Szeregowi – oddział liczy 301 żołnierzy ( 469 nie spełnia warunków
zadania, przy dzieleniu przez 5 nie daje reszty 1)
Wierszowana zagadka – bohaterem fraszki był Pan Grzegorz Pawłowski.
Prawidłowe odpowiedzi – hasło krzyżówki, fraszka i zagadka o piwie
przysłał Pan Marek Fuksa z Dynowa, zapraszamy do redakcji po odbiór
nagrody książkowej. Czyżby tylko Pan Marek poradził sobie z naszymi
łamigłówkami???
Uwaga! W tekście o „mitycznej siódemce” chochlik zamienił jedną
liczbę, zamiast 1608 powinno być 16807, przepraszamy!
Nowa
„porcja” LOGICZNYCH ZAGADEK dla Państwa!
Zapraszamy
do rozwiązywania i czekamy na prawidłowe odpowiedzi! Nagrody książkowe
ufunduje Stowarzyszenie Promocji i Rozwoju Regionu Dynowskiego.
MĄKA
W worku znajduje się 9 kg mąki. Jak przesypać ją do dwóch torebek 2kg i 7
kg mając wagę szalkową oraz dwa odważniki 20 dkg i 5 dkg? Możemy ważyć
tylko 3 razy!!!
BAKTERIE
W ciągu każdej sekundy z 1 bakterii powstają 2. Gdybyśmy w pustej probówce
umieścili 1 bakterię, to ta probówka zapełniłaby się w ciągu 1 godziny. W
jakim czasie zapełniłaby się probówka gdybyśmy umieścili w niej (pustej)
od razu 2 bakterie?
PENSJA
Paweł i Gaweł pracują w tej samej Firmie. Zaczęli pracę w tym samym dniu i
z taką samą pensją. W ubiegłym roku Paweł otrzymał 10% podwyżki a Gawłowi
obniżoną pensję o 10%. W bieżącym roku Pawłowi obniżono pensję o 10% zaś
Gaweł – otrzymał 10% podwyżkę. Który z nich zarabia teraz więcej?
Renata Jurasińska
|