Drodzy Czytelnicy !!!
Witam serdecznie na łamach
listopadowej Dynowinki i z radością informuję, że kwesta którą
zapowiadaliśmy zakończyła się sukcesem!
Dzięki poparciu Państwa i wszystkich mieszkańców Dynowa udało się
zebrać 2.475,55 zł. Zostaną one przeznaczone na renowację zabytkowej
kaplicy cmentarnej lub jednego z cennych nagrobków (o ostatecznej
decyzji powiadomimy w najbliższym numerze). Wszystkim, którzy
przyczynili się do przeprowadzenia tej pięknej, jednoczącej nas
wszystkich akcji serdecznie dziękuję!
Tymczasem już niedługo grudzień „zapuka śnieżką do okna”
przypominając, że niedługo „Mikołaj”, którego stowarzyszenie chce po
raz kolejny zaprosić na II Mikołajki Artystyczne.
Państwa też serdecznie zapraszam i w atmosferze nieco już w
świątecznej życzę dużo zdrowia i wszelkiej pomyślności.
Prezes Stowarzyszenia
Promocji i Rozwoju Regionu Dynowskiego
Towarzystwa Przyjaciół Dynowa
Dr Andrzej Stankiewicz
Co słychać w Stowarzyszeniu
Jesienne mgły, szarugi, jesienna cisza i opadające
liście spowodowały, że i Przyjaciele Dynowa w swojej działalności
opadli nieco z sił. Na szczęście tylko chwilowo, bo już 1 listopada
Stowarzyszenie chce zorganizować kwestę, z której środki
przeznaczone zostaną na renowację naszego cmentarza. W ten sposób
chcemy wesprzeć władze miasta w już rozpoczętych pracach, a w
przyszłości, w zależności od zgromadzonych funduszy, zająć się
odnowieniem zabytkowych, szczególnie cennych dla Dynowa, nagrobków.
Do tej inicjatywy nie muszę z pewnością Państwa przekonywać.
Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do włączenia się w naszą
działalność.
Prezes Stowarzyszenia
Promocji i Rozwoju Regionu Dynowskiego
Towarzystwa Przyjaciół Dynowa
dr Andrzej Stankiewicz
Burmistrz Miasta Informuje
Mam przyjemność i zaszczyt
poinformować czytelników „Dynowinki” po raz kolejny, że w ostatnim
okresie na przełomie m-cy października i listopada na terenie miasta
działo się wiele ciekawych rzeczy tak w sferze gospodarczej, jak i
promocyjno – kulturalnej.
O niektórych tylko z nich poinformuję Szanownych Czytelników,
abyście Państwo mieli właściwy ogląd rzeczywistości.
I tak w dziedzinie gospodarczej:
- wyrasta nam z ziemi budynek gimnazjum, stan surowy otwarty
zakończymy
w tym roku;
- trwają intensywne prace przy zakończeniu budowy hali sportowej;
- kończą się prace w budynku Strażnicy w Bartkówce;
- ogrodzony został Środowiskowy Dom Samopomocy, ul. Świerczewskiego
(środki z zewnątrz);
- wybudowano i oddano do użytku oświetlenie przy ul. Polnej;
- zakończono zaplanowane na ten rok prace na cmentarzu (alejki,
groby, droga,
podjazdy);
- zakończono prace pomocowe przy renowacji bramy kościelnej i
porządkowaniu części drogi (organistówka za dzwonnicą) – pomoc
urzędu w tym zadaniu wyniosła ponad 25.000 zł;
- zakończyliśmy prace przy budowie ul. Wuśki, odwodnieniu oraz
przebudowie chodników przy ul. Ks. J. Ożoga;
- pięknie wygląda uporządkowana skarpa przy ul. Grunwaldzkiej;
- ponad 500 m drogi powiatowej (ul. Sikorskiego) otrzymało nową
nawierzchnię wraz z okrawężnikowaniem;
- wyglądu właściwego po wstępnym uporządkowaniu nabrał plac
przedszkolny;
- rozpoczęliśmy porządkowanie ul. Dworskiej tyły, wycinane są
gałęzie i drzewa;
- Gminne Centrum Reagowania Kryzysowego otrzymało od Wojewody
Podkarpackiego 10.000 zł na zakup sprzętu komputerowego.
W dziedzinie kulturalno – promocyjnej:
W dniu 12 października br. gościliśmy w Dynowie przedstawicieli
miasta Vranov nad Topl’ou ze Słowacji. W skład słowackiej delegacji
wchodzili: Burmistrz Vranova Tomas Leso, starosta powiatu Igor
Sestac i radna Bożena Eepanova. Celem wizyty było podpisanie umowy o
wzajemnej współpracy Miasta Dynowa ze słowackim miastem Vranov n.T.
oraz nawiązanie współpracy zwłaszcza kulturalnej pomiędzy naszymi
miastami.
Umowę o współpracy ze strony Słowackiej podpisywał Burmistrz Vranova
P. Tomas Leso, a ze strony naszego miasta burmistrz P. Anna
Kowalska. Uroczyste podpisanie miało miejsce w Środowiskowym Domu
Samopomocy w obecności Przewodniczącego Rady Miasta, radnych i
przedstawicieli naszego miasta.
Umowa dotyczy rozwoju współpracy transgranicznej, współpracy w
dziedzinie przemysłu, handlu, usług, rolnictwa, ochrony środowiska
naturalnego oraz kultury, zwłaszcza lokalnej. Pozwoli na wspólne
występowanie o dofinansowanie środkami przedakcesyjnymi i unijnymi
przedsięwzięć objętych umową, interesujących zarówno stronę słowacką
jak i nasze miasto.
W godzinach popołudniowych w Zespole Szkół Zawodowych odbyło się
„wspólne biesiadowanie przyjaciół”, na którym swój dorobek
kulturalny prezentowali: chór „Societas Cantica” z Vranova n.T. oraz
chór „Akord” z Dynowa, grupa „Antrakt” z Zespołu Szkół Zawodowych,
dziecięcy zespół tańca ludowego „Bartkowiaczki” oraz kapela „Dynowianie”.
17 października delegacja z Dynowa, w skład której wchodzili min.
przedstawiciele władz miasta: P. Burmistrz Anna Kowalska, Z-ca
Burmistrza, przedstawiciele Rady Miasta, kapela „Dynowianie”, grupa
„Antrakt” brała udział w XII „Vranovskim Jarmarku”. Była to nasza
rewizyta wraz z zaprezentowaniem publiczności słowackiej naszych
zespołów. Występy naszych artystów przyjęte zostały przez
publiczność słowacką bardzo gorąco.
25 października w Zespole Szkół w Dynowie odbyła się Gala „Poznaj
swój talent”. Uroczystość miała charakter powiatowy. Gościliśmy
Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych z całego powiatu.
Organizatorem było Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych w Dynowie.
Wystąpiły dzieci ze Szkoły Podstawowej Nr 2 w Bartkówce, dzieci
Zespołu Szkół w Dynowie i młodzież z Harty. Pomoc w organizacji
otrzymaliśmy od Zespołu Szkół w Dynowie oraz Wójta Gminy Nozdrzec
(udział zespołu).
1 listopada harcerze z Zespołu Szkół w Dynowie zaciągnęli warty
honorowe przy grobach byłych nauczycieli i grobach Nieznanego
Żołnierza, porządkując je uprzednio.
Pragnę im oraz opiekunce Pani mgr Annie Chrapek podziękować za tę
inicjatywę, godną do naśladowania.
Z okazji 85-lecia odzyskania Niepodległości przez Polskę w dniu 11
listopada odbyła się uroczysta sesja Rady Miasta Dynowa. O godzinie
1600 w kościele parafialnym przedstawiciele władz miasta, radni,
mieszkańcy Dynowa wzięli udział w uroczystej mszy św. odprawionej w
intencji Ojczyzny. O tak ważnej dla Polski rocznicy, szczególnie
pamiętają kombatanci oraz młodzież harcerska, którzy uczestniczyli
we mszy św. w mundurach z pocztami sztandarowymi.
W uroczystej sesji, zwołanej z inicjatywy Rady Miasta Dynowa i Pana
Przewodniczącego Zygmunta Frańczaka uczestniczyli min.: Ks.
Proboszcz Stanisław Janusz, kombatanci, pracownicy UM i podległych
jednostek, dyrektorzy dynowskich szkół, mieszkańcy Dynowa. Uczniowie
Liceum Ogólnokształcącego w Dynowie wystąpili z programem słowno –
muzycznym a radny P. Maciej Jurasiński wygłosił okolicznościowy
referat.
12 listopada w nowej siedzibie Związku Gmin Turystycznych Pogórza
Dynowskiego odbyło się spotkanie poświęcone „Możliwościom i
perspektywom rozwoju miast i gmin w 2004 roku”. Na zaproszenie
Prezes Zarządu Pani Anny Kowalskiej w spotkaniu uczestniczyli: P.
Andrzej Maria Kostecki, Dyrektor Departamentu Rozwoju Regionalnego
Urzędu Marszałkowskiego w Rzeszowie, P. Marian Duda, Dyrektor
Departamentu Edukacji i Kultury Urzędu Marszałkowskiego w Rzeszowie
oraz P. Kazimierz Nycz, w-ce Prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony
Środowiska i Gospodarki Wodnej w Rzeszowie.
Z zaproszenia skorzystali również burmistrz i wójtowie gmin
ościennych tj.: Krzywicza, Krasiczyn, Sanok, Bircza i Hyżne,
zainteresowanych poszerzeniem struktur Związku.
Pan Andrzej Maria Kosteczki analizując specyficzne walory naturalne
Pogórza Dynowskiego, skupił się na wskazaniu dostępnych funduszy
unijnych, po które w najbliższym czasie może ubiegać się Związek.
Szczególną uwagę zwrócił na to, iż niezbędnym dokumentem, na którym
opierać się będą wszystkie projekty będzie Zrównoważony Program
Rozwoju Regionalnego dla Województwa Podkarpackiego. P. Marian Duda,
Dyrektor Departamentu Edukacji i Kultury UM w Rzeszowie poszerzył
wypowiedź swojego przedmówcy przedstawiając sposób pozyskiwania
środków finansowych na rozwój kultury i edukacji nie tylko z
zewnątrz, ale również ze środków krajowych. P. Kazimierz Nycz
poinformował o zasadach udzielania pomocy finansowej, zarówno
pożyczek jak i dotacji samorządom gmin oraz instytucjom
pozarządowym, jakie oferuje WNOŚ i GW w latach 2004-2006r.
Wystąpienie każdego zaproszonych gości kończyła dyskusja, dotycząca
poruszanych przez nich tematów. Kończąc spotkanie, zaproszeni goście
deklarowali pomoc przy tworzeniu i realizacji projektów oraz
wyrazili chęć dalszej współpracy.
Informując Państwa o działaniach podejmowanych w ostatnim okresie
czasu jestem przekonana, że składają się na nie dziesiątki
indywidualnych zaangażowanych postaw.
Wszyscy Ci, którzy zostali wymienieni z funkcji, bądź stanowiska
doskonale zdają sobie sprawę ile trudu trzeba ponieść, aby nasze
środowisko i miasto piękniało. Chcę im wszystkim gorąco podziękować.
Szczególne podziękowania kieruję pod adresem Rady Miasta i Pana
Przewodniczącego mgr Zygmunta Frańczaka.
Jeżeli społeczeństwo Dynowa w dalszym ciągu uczestniczyć będzie
przynajmniej w takim stopniu jak dotychczas we wspólnym
porządkowaniu naszej „małej ojczyzny”, to do Europy dojdziemy we
właściwym czasie.
Może nie wszystkim to odpowiada, dlatego tak trudno dostrzec im
pozytywne zmiany.
Mnie osobiście też cytując poetę Juliusza Słowackiego „Smutno mi
Boże”, że nie wszyscy dostrzegają, to co robi się w mieście. Wolą
nic nie robiąc, uzurpować sobie prawo do bycia wyrocznią
sprawiedliwości. Myślę, że ten etap „jedynie sprawiedliwych osądów”
mamy za sobą.
Dynów, 17.11.2003
|
Polubić Listopad
Nie jest powodem do chwały być
życzliwym dla osób,
które się lubi.
Ale odrobina życzliwości dla nieprzyjaciela, to już sukces.
Nie jest żadną sztuką zachwycać się udanym dziełem.
Lecz ciut zachwytu dla zwykłej rzeczy zrobionej z pasją,
to też nie byle co.
Nie jest wielkim osiągnięciem zrobić dobrze,
to co zawsze robi się dobrze.
Ale każda próba zrobienia czegoś spoza kanonu
codziennych obowiązków jest osiągnięciem.
I jakież to mecyje ziać radością w słoneczny,
wiośniany ranek?
Zachować radość w listopadowy, bury wieczór,
to dopiero sztuka!
Sposobów na to jest bardzo dużo.
Można zaprosić przyjaciół na gorącą herbatę i niezobowiązujące
ploteczki.
Można poczytać rzewne romansidło albo jakąś sensację z „górnej półki”.
Można posłuchać skocznej muzyki (polecam latynoskie rytmy, bo to samo
słońce).
Można wreszcie wyspać się do woli.
Albo zrobić porządek we wszystkich szafach (żadnych sentymentów w
kwestii niemodnej bluzki. Do wora i tyle!)
Na koniec można obejrzeć album z fotografiami i zrobić plany na
następne wakacje.
A kto wakacji nie uprawia może zaplanować, co i w którym miejscu
zasieje na działce.
No i można coś pysznego ugotować. A potem najeść się i popaść w
błogostan. (Chude szczapy wychodzą już z mody!)
Patrzcie Państwo ile inspirujących zajęć na jesienne szarugi.
Warto pamiętać, że listopad bywa
piękny i choć powiedzenie „szkaradny jak listopadowa kałuża”
znajduje pewne uzasadnienie w rzeczywistości, to jednak nie
przesadzajmy w zohydzaniu sobie życia.
Przez całą jesień, o 6.30 rano wlokę się do pracy ponura jak chmura
gradowa. Otwieram tylko jedno oko, żeby drugie trochę dospało i
wyrzekam na człowieczy los. Człapię rozbabłaną ścieżką koło „komunalki”
i wcale mi się świat nie podoba. A te głupie wiewiórki uganiają się
po drzewach, po placu, po ulicy niepomne, że tak rano, że ponuro i
szaro. No to staję, patrzę i nachodzi mnie myśl, że racja jest po
ich stronie. Cieszą się życiem, bo przecież nie są tu za karę. I
biorę z nich przykład - otwieram zapluszczone oko, wyganiam z siebie
resztki snu i szukam w otoczeniu czegoś optymistycznego. Zawsze da
się znaleźć. Trzeba tylko chcieć poszukać.
Listopadowy redaktor prowadzący
Ewa Czyżowska
Powiat Rzeszowski
VIII sesja Rady Powiatu
Rzeszowskiego kadencji 2002-2006 odbyła się w dniu 25 października
2003 r. w Zespole Szkół im. W. Orkana w Tyczynie.
Przed rozpoczęciem obrad Rady Powiatu młodzież Zespołu Szkół w
Tyczynie zaprezentowała radnym pokaz polskiego tańca narodowego w
historycznych strojach z okresu Księstwa Warszawskiego. Program
sesji obejmował 21 punktów. Realizację porządku obrad rozpoczęło
wystąpienie dyrektora Zespołu Szkół w Tyczynie mgr Roberta
Kaczmarskiego informujące radnych o ponad 50 letniej historii
szkoły.
Jednym z najciekawszych obiektów zabytkowych Tyczyna jest zespół
pałacowy, dawna rezydencja magnacka z drugiej połowy XIX w. Po
parcelacji majątku tyczyńskiego, resztówkę podzielono wstępnie w
1945r., a w 1946 r. dokonano ostatecznego podziału pomiędzy dwie
szkoły: Prywatne Gimnazjum Koedukacyjne „Samopomocy Chłopskiej” im.
W. Orkana i Gminną Szkołę Rolniczą oraz gorzelnię.
Po wyzwoleniu kontynuowano zapoczątkowaną w czasie okupacji naukę.
Ks. Leon Trojnar wraz z Mieczysławem Skotnickim zorganizowali na
przełomie 1944/45 r. prywatny kurs I klasy gimnazjalnej. Był to
początek dzisiejszego Liceum. Inicjatywa założenia gimnazjum wyszła
od nauczycieli prowadzących tajne nauczanie. Uformował się wtedy
Komitet Gimnazjalny składający się z przedstawicieli wszystkich 10
gromad gminy zbiorowej w Tyczynie.
Na wniosek Komitetu Gimnazjalnego w Tyczynie Kurator Okręgu
Szkolnego pismem z 24 sierpnia 1945 r. wyraził zgodę na powstanie
„...Gimnazjum Ogólnokształcącego im. W. Orkana z inicjatywy
Samopomocy Chłopskiej...” 4 września 1945 r. dokonano uroczystego
otwarcia Prywatnego Gimnazjum Koedukacyjnego „Samopomocy Chłopskiej
im. Władysława Orkana. Jego pierwszym dyrektorem został Tadeusz
Waligóra.
W 1948 r. nastąpiło upaństwowienie szkoły i zmiana nazwy: Państwowa
Szkoła Ogólnokształcąca Stopnia Licealnego. W latach 1950-74 Liceum
z niewiadomych przyczyn nie przyznawało się do swojego patrona. Do
pełnej nazwy powróciło w 1974 r. Inicjatorem przywrócenia szkole
imienia Władysława Orkana był jej nauczyciel doc. dr Antoni Jopek.
W historii Liceum lata 1955-1971 wyodrębniono ze względu na
szczególnie dynamiczny rozwój w okresie 16-letniego kierowania
szkołą przez Wincentę Dąbrowską nazywaną „Panią na Tyczynie”. To
właśnie za Jej kadencji wzrósł prestiż Liceum.
Rok szkolny 1974/75 obfitował w ważne wydarzenia dla Liceum. Szkoła
przygotowywała się do jubileuszu 30-lecia istnienia. 18 stycznia
1975 r. ostatecznie przywrócono imię patrona – Władysława Orkana. 1
stycznia 1978 r. połączono Liceum Ogólnokształcące z Zasadniczą
Szkołą Zawodową i Zasadniczą Szkołą Górniczą w Zespół Szkół. Rok
szkolny 1995-1996 podobnie jak i lata poprzednie był dla szkoły
wyjątkowy z różnych powodów. 30 września 1995 rozpoczęły się
uroczyste obchody rocznicowe z okazji 50-lecia istnienia Liceum.
Jubileusz uczczono wydaniem książki pt. „50 lat Liceum
Ogólnokształcącego im. W. Orkana w Tyczynie”.
Szkoła w swej historii miała wiele osiągnięć i sukcesów pracowali w
niej znakomici nauczyciele i wychowawcy. Dziś staje przed nowym
wyzwaniem koniecznością generalnego remontu obiektów.
Dyrektor szkoły kończąc swoje wystąpienie złożył podziękowanie
Radzie Powiatu za to, że na miejsce obrad wybrała ten zabytkowy
obiekt życząc, aby obrady w tak wyjątkowej scenerii przyniosły nie
tylko zamierzone efekty, ale dały również satysfakcję z obcowania z
jednym najbardziej cennych zabytków Podkarpacia.
Następnie głos zabrała Pani mgr Małgorzata Sochacka przedstawiając
historię budynku szkoły.
Pałac w Tyczynie został zbudowany w latach 1862-1869 przez hrabiego
Ludwika Wodzickiego, ówczesnego właściciela dóbr tyczyńskich.
Występują w nim różne formy stylowe z przewagą neoklasycystycznych i
neorenesansowych. Nie zabrakło także elementów pseudogotyckich o
charakterze zdobniczym. Architektura utrzymana jest w duchu
malowniczego eklektyzmu.
Budynek pałacu na rzucie zbliżonym do kwadratu zajmuje powierzchnię
1150m2. Jednopiętrowy pałac posiada jednotraktowy układ wnętrz
dookoła prostokątnego holu. Pomieszczenia rozmieszczone są w
układzie amfiladowym. Fasadą frontową pałac zwrócony jest ku stronie
wschodniej. Bryłę pałacu uzupełniają dwie wieloboczne wieże od
strony południowej zwieńczone attyką. Elewację południową wzbogaca
także dwukondygnacyjna logia filarowo-arkadowa. Eklektyczny pałac
został nakryty dachem wielospadowym i świetlikiem podwieszonym.
Wkrótce po zbudowaniu pałacu przystąpiono do dalszej rozbudowy. W
1881 r. wg projektu Tadeusza Stryjeńskiego wzniesiono pawilon
gościnny na rzucie kwadratu. Umieszczono go na linii elewacji
północnej pałacu.
Analiza rzutu i formy pałacu sugerują obecność kilku tendencji
architektonicznych. Bardzo czytelnym wyznacznikiem pierwszej
tendencji jest sam rzut pałacu, który z pewnością czerpie inspiracje
z wzorców klasycystycznych. Swoistym przejawem romantyzmu są dwie
wieże, elementem neorenesansowym jest logia. Występuje cały szereg
tradycyjnych elementów architektonicznych m.in. półkuliste łuki,
ryzality, oraz zespół motywów dekoracyjnych (blanki, fryz arkadkowy,
maswerki, rozetki) pochodzących z różnych epok stylowych. Dużą rolę
odgrywają otwory okienne rozmieszczone osiowo. Cechuje je
różnorodność kształtów i forma obramień. Dzięki temu wpływają
również na malowniczość i bogactwo brył, zwłaszcza okna w formie
długiego prostokąta półkoliście zwieńczonego i wypełnionego
dekoracją maswerkową.
Zespół pałacowy otoczony jest z trzech stron 7 hektarowym parkiem
krajobrazowym, założonym w drugiej połowie XIX wieku. Drzewostan
parku jest mieszany, około 50 drzew otrzymało status pomników.
Pałac w Tyczynie zarówno bryła jak i wystrój elewacji, godnie
reprezentował zamożność właściciela. Nie wiadomo czy Ludwik Wodzicki
uczestniczył w projektowaniu budowli, czy wpływał na koncepcję
architekta. Jedno jest pewne – zarówno autorowi jak i Wodzickiemu
zależało na tym, aby był wyrazem pozycji społecznej i politycznej
właściciela.
Po śmierci Ludwika Wodzickiego w 1894 r. dobra tyczyńskie
odziedziczyła jego córka, Izabella, która sprzedała je w 1911r.
Witoldowi Uznańskiemu. W czasie I i II wojny światowej pałac nie
poniósł większych strat. Po 1944 r. posiadłość tyczyńska została
przejęta przez Skarb Państwa.
Tą część obrad sesji kończył program artystyczny w wykonaniu uczniów
Zespołu Szkół w Tyczynie przedstawiający dzieje Tyczyna i ich
szkoły. Następnie radni zwiedzili szkołę i wysłuchali informacji
starosty Stanisława Ożoga, który omówił zakres remontów wykonanych w
budynku szkoły po 1999r. W kolejnym punkcie sesji radni podjęli
jednogłośnie następującą uchwałę:
Rada Powiatu postanawia rozpocząć działania prowadzące do
zabezpieczenia i odnowy zewnętrznej budynku głównego i pawilonu
Wodzickich w Tyczynie, będącego własnością Powiatu i siedzibą
Zespołu Szkół im. W. Orkana w Tyczynie.
Przed przerwą w obradach sesji starosta Stanisław Ożóg wręczył 7
nauczycielom ze szkół ponadgimnazjalnych powiatu Nagrody Starosty
Rzeszowskiego za wybitne osiągnięcia dydaktyczno-wychowawcze w roku
szkolnym 2003. Nagrody te otrzymali m.in. nauczyciel dyplomowany mgr
Kazimierz Żak z Liceum Ogólnokształcącego w Dynowie oraz nauczyciel
dyplomowany mgr Jarosław Mol z Zespołu Szkół Zawodowych im. S.
Wyszyńskiego w Dynowie.
W drugiej części obrad radni wysłuchali informacji:
- o stanie środowiska powiatu przedstawionego przez Wojewódzkiego
Inspektora Ochrony Środowiska Panią Marię Suchy
- o działalności Inspekcji Ochrony Roślin na terenie powiatu
przedstawioną przez inspektorów Pana Krzysztofa Kucia i Panią Ewę
Bereś
- o analizie oświadczeń majątkowych radnych, członków Zarządu,
Sekretarza, Skarbnika Powiatu, kierowników powiatowych jednostek
W trakcie sesji radni podjęli uchwały:
- w sprawie określenia zadań i przeznaczenia środków na realizację
zadań z zakresu rehabilitacji społecznej i zawodowej oraz
zatrudnienia osób niepełnosprawnych
- w sprawie zmiany zatwierdzenia planu finansowego Powiatowego
Funduszu Gospodarki Zasobem Geodezyjnym i Kartograficznym na rok
2003
- w sprawie zmian w budżecie Powiatu na rok 2003
- w sprawie zmian w Statucie ZZOZ „Sanatorium” w Górnie
W końcowej części sesji Komisja Rewizyjna złożyła sprawozdanie z
wykonania kontroli w I półroczu 2003. stwierdzając, że w
kontrolowanych jednostkach organizacyjnych powiatu nie stwierdzono
znaczących nieprawidłowości w ich funkcjonowaniu.
Sprawozdanie z działalności Zarządu w okresie od dwóch poprzednich
sesji oraz wykonania uchwał Rady Powiatu złożył również starosta.
Aleksander Stochmal
Radny Powiatu Rzeszowskiego
|
Głos Wolny – Wolność Ubezpieczający
Przeżywamy właśnie 85 rocznicę
powstania Państwa Polskiego po 120 tu latach niewoli. Wiemy jak
ogromną radość, entuzjazm i bezgraniczną ofiarność przeżywali nasi
Dziadowie i Ojcowie, skoro po zaledwie 2 latach niepodległości
zdołali odeprzeć nawałę bolszewicką, a w niecałe 20 lat scalić
ziemię 3 zaborów w jednolite państwo, podnieść z ruin i zniszczeń
gospodarkę, a przede wszystkim wychować młode pokolenie na
bohaterskich obrońców Ojczyzny w II wojnie światowej. Pokolenie to
zdało wspaniały egzamin z patriotyzmu i umiłowania wolności walcząc
w powszechnym niemal ruchu oporu w kraju i na wszystkich frontach
tej strasznej wojny. Zdawało również ten egzamin przez ponad 40 lat
niby suwerenności i niby wolności państwa w PRL-u, tworząc silne
ruchy opozycji politycznej i ideowej, dążącej do zrzucenia więzów
obcej ideologii i dominacji. Dziesięciomilionowy ruch „Solidarności”
zdołał wreszcie skruszyć te okowy w 1989 roku. Znowu jesteśmy u
siebie. Otrzymaliśmy dar Wolności w fajerwerkach radości i
entuzjazmu, pierwszy raz w historii bez przelewu krwi – ale po 14-tu
latach okazuje się, że nie umiemy sobie z tym darem radzić, nasz
entuzjazm wygasł, odwracamy się plecami od Państwa, nie potrafimy
przyjmować pełnej odpowiedzialności za to dobro wspólne – jakim jest
Ojczyzna. Wolna Ojczyzna ! Tegoroczne Święto Niepodległości nie jest
radosne. Społeczeństwo jest podzielone, głęboko skonfliktowane
wewnętrznie, niechętne wspólnym działaniom i wysiłkom, pełne obaw
przed integracja z Unią Europejską, pełne roszczeń i oczekiwań od
wszystkich w około byle nie od siebie. Budzi to niepokój wielu,
szczególnie tych ze starszych pokoleń, wychowanych w duchu „dawnego”
patriotyzmu. Wyrazem tego niepokoju, nie tylko dynowskiego Głosu
Wolnego, jest list – „Apel” – intelektualistów ogłoszony na łamach
„Gazety Wyborczej” (8.X.), który ośmielam się przedrukować w całości
wraz z nazwiskami autorów by przekazać Czytelnikom „Dynowinki”
najbardziej jasno i krótko sformułowaną wizję Państwa, do budowy
którego powinniśmy zmierzać. Wszyscy mamy patriotyczny obowiązek
służenia temu wielkiemu dobru wspólnemu – jakim jest Ojczyzna.
Pomyślmy więc przez chwilę nad słowami „Apelu”:
Zwracamy się do osób, ugrupowań i sił społecznych, którym drogie są
takie wartości, jak: prawość w służbie publicznej, tolerancja,
wolność w granicach prawa, demokracja, sprawiedliwość, równość szans
życiowych wszystkich obywateli i bezwzględna równość wobec prawa. Do
tych ludzi, którzy opowiadają się za gospodarką opartą o prawa
rynkowe, regulowane wszakże rozsądną interwencją państwa. Państwa
będącego arbitrem w rywalizacjach czy konfliktach grup społecznych,
nieopowiadającego się po żadnej ze stron i rozumnie reagującego na
naciski roszczeniowe. Państwa świeckiego, ale uznającego za
podstawowe zasady moralne wywodzące się z Dekalogu, zrodzone w
dyskusjach wskazania myśli humanistycznej oraz przyjęte zobowiązania
i normy prawne.
Zwracamy się także do: ludzi, którzy nie znaleźli dotąd miejsca na
mapie politycznej; ludzi, którzy zrazili się do polityki, a chcą
poprzeć próbę wyjścia z impasu; ludzi młodych, wierzących w
uczciwość i ideały.
Dziś – gdy nastąpiła daleko idąca kompromitacja przedstawicieli
klasy politycznej, gdy boleśnie została ujawniona panująca w
agendach władzy korupcja; a zarazem niekompetencja w zarządzaniu
państwem – grozi Polsce aktywizacja sił ekstremalnych, ugrupowań
populistycznych zarówno po prawej jak i lewej stronie sceny
politycznej. Jednocześnie zaś – wskutek rozbicia, rozdrobnienia czy
wręcz uśpienia sił reprezentujących środek tejże sceny politycznej –
może dojść do ich zupełnego zniknięcia z życia publicznego.
W tej sytuacji apelujemy do wszystkich, którzy utożsamiają się z
wymienionymi wyżej ideałami i zasadami, aby zjednoczyły swe siły
przeciw korupcji, niekompetencji oraz ekspansji ideologii
ekstremalnych poprzez powołanie ruchu, który podjąłby zdecydowaną
próbę gruntownego uzdrowienia życia politycznego i związanych z
polityką agend gospodarczych, przywrócił uczciwość i kompetencję
jako niezbywalne cechy polityka i zagrodził drogę populizmowi i
brutalności w życiu publicznym.
Nie powinniśmy biernie przyglądać się wydarzeniom w Polsce. Wspólnie
odpowiadamy za naszą Ojczyznę
Władysław Bartoszewski – Historyk,Dyplomata
Grażyna Borkowska - Historyk Literatury
Halina Bortnowska – Dąbrowska – Publicystka
Małgorzata Czermińska – Historyk Literatury
Roman Duda – Matematyk
Maciej Geller – Fizyk
Janusz Grzelak – Psycholog
Czesław Hernas – Historyk Literatury
Jerzy Ilg – Redaktor
Jerzy Jarzębski – Historyk Literatury
Aldona Jawłowska – Socjolog
Adolf Juzwenko – Dyrektor Ossolineum
Urszula Kozioł – Pisarka
Tomasz Łubieński – Pisarz
Janusz Maciejewski – Historyk Literatury
Piotr Matywiecki – Pisarz
Piotr Mitzner – Pisarz
Jan Nowak – Jeziorański – Redaktor, Publicysta
Adam Pomorski – Tłumacz eseista
Andrzej Romanowski – Historyk Literatury
Wiesław Saniewski – Reżyser
Andrzej Siciński – socjolog
Ryszard Siciński – Prawnik
Włodzimierz Siwiński – Ekonomista
Barbara Skarga – Historyk Filozofii
Stefan Starczewski – Socjolog Kultury
Jerzy Szacki – Socjolog
Małgorzata Szpakowska – Historyk Idei
Janusz Tazbir – Historyk
Jerzy Pomianowski - Redaktor,Publicysta
Piotr Węgleński – Genetyk, Rektor UW
Piotr Wojciechowski – Pisarz
Jacek Woźniakowski – Wydawca, Historyk Sztuki
Tych, którzy solidaryzują się z apelem i gotowi są go poprzeć,
prosimy o przekazanie akcesu do niego na adres: Polski PEN Club: 00
– 079 Warszawa, ul. Ordynacka 13 m.6 z dopiskiem „apel”.
(Prosimy o podanie swego adresu pocztowego lub elektronicznego).
Może i my potrafimy coś dla Ojczyzny zrobić?!
Głos Wolny – Wolność Ubezpieczający
Anna Baranowska – Bilska |
Co słychac w LO Dynów
"Tajemnica powodzenia jest
wytrwałość"
Trzeba dużo wytrwałości, aby
nadgryziony zębem czasu obiekt szkolny doprowadzić do należytego
stanu. Trzeba również dużo wytrwałości, aby zabezpieczyć środki na
ten cel.
Okazuje się, że dzięki Organowi Prowadzącemu, Panu Staroście
Rzeszowskiemu Stanisławowi Ożogowi, Zarządowi, Radzie Powiatu,
Radnym i pracownikom Starostwa jest to możliwe.
Wydawało się, że zakres prac w budynkach Liceum będzie mniejszy.
Kiedy już wykonano inwentaryzację obiektu, potrzebne projekty i
przystąpiono do prac remontowych, okazywało się raz po raz, że
trzeba koniecznie zasięgać opinii rzeczoznawców, czekać na podjęcie
decyzji ludzi, którzy są odpowiedzialni za przebieg i wykonanie prac
zgodnie z prawem budowlanym.
Mimo tych utrudnień, kolejnych niespodzianek w poszczególnych
pawilonach i coraz szerszego zasięgu, prace są wykonywane rytmicznie
a efekty widoczne. Najpierw zostały oddane do użytku sanitariaty w
całym obiekcie. Nie tylko cieszą oko piękną glazurą ale są
przestrzenne i wykonane kompleksowo, łącznie z wymianą centralnego
ogrzewania w tej części szkoły, kanalizacją i nawiewami. Zamontowano
nową stację uzdatniania wody, dzięki czemu łatwiej jest utrzymać
czystość.
Remontowi została poddana sala gimnastyczna. Po demontażu, dachu,
okien, c.o., parkietu okazało się, że wykonanie kolejnych ekspertyz,
w tym mykologicznej, jest konieczne. Aktualnie sala gimnastyczna
posiada nowy dach, nowe okna, nową instalację c.o., nowoczesną
wentylację a na wyschniętej wylewce można już układać parkiet.
Równocześnie są wykonywane prace w kolejnych pawilonach. Tutaj było
najwięcej niespodzianek. Przewidywany zakres prac poważnie się
poszerzył a termin wykonania musiał się wydłużyć. Opinie
rzeczoznawców były jednoznaczne – przed wymianą dachów i koniecznie
przed sezonem zimowym, należy wykonać solidne wzmocnienie stropów,
aby istniejące – wykonane w latach 60-tych, nie zagrażały
bezpieczeństwu uczniów.
Prace remontowe są wykonywane sprawnie a ich efekty w dwóch gotowych
pawilonach są imponujące. Wprawdzie remont kolejnych pawilonów wiąże
się z licznymi utrudnieniami w pracy szkoły, ale przecież czekaliśmy
na ten czas bardzo długo.
Wszystkich rodziców i uczniów podczas kolejnych spotkań w auli
szkoły osobiście przeprosiłam za utrudnienia. Jestem pełna podziwu
dla nauczycieli i uczniów, którym wydłużył się podział godzin, nie
mogą pracować w swoich klasopracowniach a realizują program
nauczania na bieżąco. Uczniowie uczestniczą w uroczystościach
szkolnych i środowiskowych („kawiarenka literacka”, prezentacja
nowych talentów w klasach I, Dni Kultury Chrześcijańskiej). Wielu z
nich przystąpiło już do eliminacji szkolnych olimpiad przedmiotowych
np. z języka polskiego, historii, języka niemieckiego. Prowadzone są
lekcje otwarte, na które zapraszamy także rodziców. Sportowcy biorą
udział w powiatowych rozgrywkach sportowych (2 miejsce chłopców i
dziewcząt w piłce ręcznej, 2 miejsce w tenisie stołowym chłopców i
1 miejsce w tenisie dziewcząt).
Uczniowie klas czwartych pod opieką nauczycieli i wychowawców (3
autokary) wzięli udział w pielgrzymce do Częstochowy (Zlot
Młodzieży) i Łagiewnik. Chętni uczniowie obejrzeli „Starą baśń” w
reż. J. Hoffmana w Rzeszowie. Szkolny Klub Europejski, mimo trudnych
warunków, zorganizował wzorowo po raz kolejny zbiórkę makulatury
(około 1 tony) a zwycięzcy otrzymali nagrody.
Kółko recytatorskie pod kierunkiem mgr K. Kłyż i wsparciu mgr E.
Klaczak-Łach zanotowało pierwsze sukcesy w bieżącym roku szkolnym. W
II Regionalnym Konkursie Recytatorskim poświęconym poezji Jerzego
Hordyńskiego nagrodę specjalną Starosty Jarosławskiego zdobył Michał
Zięzio. Jego sukces cieszy tym bardziej, że towarzyszyło mu uznanie
rodziny poety. Recytatorzy przygotowują się także do udziału w
konkursie pt. „Jesienne refleksje”, pracują nad uświetnieniem
uroczystości szkolnej i środowiskowej z okazji 11 listopada.
Przygotowują się do udziału w konkursie Poezji Niemieckojęzycznej.
Samorząd Uczniowski, jak co roku, uczestniczył w akcji „Góra
grosza”, w kweście dobroczynnej na rzecz ludzi bezdomnych i biednych
oraz pamiętał o naszych zmarłych nauczycielach i uczniach, na
których grobach zapalono znicze i złożono kwiaty.
Staramy się wszyscy bardzo, aby mimo trudności szkoła wypełniała
wszystkie swoje zadania. Okazuje się, że jest to możliwe, ponieważ
taka sytuacja wyzwala w nas dodatkową energię.
Dyrektor
Liceum Ogólnokształcącego w Dynowie
mgr Maria Radoń
Historia jednego zabytku
dukielska piękność...
Osobliwością Dukli jest kościół parafialny pod wezwaniem świętej
Marii Magdaleny. Ta skromna z zewnątrz barokowa budowla kryje w
jednej z kaplic wyjątkowej urody nagrobek tajemniczej damy. Na
bogato rzeźbionym sarkofagu z czarnego marmuru spoczywa w pozycji
leżącej kamienna postać pięknej Marii Amalii Bruhlów Mniszchowej,
trzymając w ręce przymkniętą książkę. Palcem zaznaczyła fragment tak
jakby za chwilę miała powrócić do przerwanej lektury. Zamknięte oczy
i delikatny, rozmarzony uśmiech sugerują, że odrealniła się na
chwilę rozpamiętując przeczytaną historię a nie odeszła do
wieczności. Ustawiony pośrodku kaplicy nagrobek przypomina sofę
stojącą w salonie a zawieszone na ścianach lustra i kandelabry
czynią z tego miejsca „damski buduar”. Twórcą tego unikatowego
nagrobka był Jan Obrocki.
|
II Rodzinny Piknik w Dylągowej
W typowo jesiennej atmosferze odbył
się 5 października br. Przy Szkole Podstawowej w Dylągowej II Piknik
Rodzinny pn. „Święto Pieczonego Ziemniaka”. Na imprezę licznie
przybyli mieszkańcy Dylągowej i z sąsiednich miejscowości.
Zaproszeni goście, m. in. Przedstawiciele Koła Łowieckiego „Sarenka”
w Harcie, mogli obejrzeć program artystyczny w wykonaniu uczniów
szkoły podstawowej, promujący zdrową żywność i zdrowy styl życia.
Wszyscy mogli świetnie bawić się i odpoczywać w jednej wielkiej
rodzinie.
Dzieci najmłodsze, widowiskiem „Bal owoców i warzyw”, przypomniały
widzom, jak ważną rolę w codziennym odżywianiu odgrywają witaminy.
Recytacją wierszy znanych autorów i poprzez śpiew piosenek
inscenizowanych typu „Rydz”, „Ogórek” zachęcały uczestników pikniku
do robienia przetworów z owoców i warzyw oraz do grzybobrania.
Zespół „Stokrotki”, pod opieką p. Anny Lasko, przedstawił na ludową
nutę wiązankę przyśpiewek rzeszowskich. Urokliwe „Gwiazdeczki”,
prowadzone przez p. Janinę Cichocką, gorącymi rytmami greckimi
czarowały widzów.
Odbyły się tzw. „konkursy ziemniaczane”, można było obejrzeć piękną
wystawę pn. „Okazy naszych pół i sadów” oraz wybrać gigantyczne lub
nietypowe warzywo czy owoc. Konkurs wygrała ogromna dynia z ogrodu
państwa Aliny i Władysława Frańczaków oraz malutkie dynie w
kształcie gruszek z gospodarstwa państwa Banasiów i Hadamów.
Dużym zainteresowaniem cieszyła się loteria fantowa sponsorowana
przez nauczycieli. Można było wygrać m. in. ogromny kosz grzybów,
miód z pasieki państwa Litwinów z Harty i wiele innych ciekawych
nagród. W roli sprzedawcy loterii świetnie spisały się p. M. Spólnik
i p. A. Lasko.
Największą atrakcją były konie ze stadniny państwa Kędzierskich z
Wybrzeża. Zrobiły one niesamowite wrażenie nie tylko na dzieciach.
Była przejażdźka bryczką własności pani J. Cichockiej lub wierzchem
pod opieką pracowników stadniny. Dzieciaki były zachwycone! Drobny
deszcz nie przeszkadzał ani koniom, ani jeźdźcom.
Młodzież mogła popróbować sztuki strzelania do celu z broni
pneumatycznej. Zabezpieczone stoisko strzelnicy oblegali szczególnie
chłopcy.
Piknik był okazją do przekazania podziękowań wszystkim sponsorom,
przyjaciołom szkoły, osobom prywatnym i instytucjom. Zostały
wręczone dyplomy dla:
v Koła Łowieckiego „Sarenka” w Harcie za przekazanie funduszy na
zakup mundurków harcerskich dla drużyny „Szare Szeregi”;
v Gminnej Spółdzielni „SCh” w Dynowie za bardzo dobrą współpracę,
pomoc w zorganizowaniu wielu imprez szkolnych;
v Nadleśnictwa Dynów za pomoc finansową dla szkoły;
v Hurtowni „WIDAN” w Przemyślu za przekazanie na piknik mrożonek
(lodów, pizz, zapiekanek, placków ziemniaczanych, pierożków);
v Rady Sołeckie wsi Dylągowa za przekazanie funduszy na zakup
kserokopiarki dla szkoły;
v Pana Andrzeja Kędzierskiego z Wybrzeża za użyczenie zaprzęgu i
koni ze swojej stadniny na piknik;
v Pana Tadeusza Litwina z Harty za przekazanie miodu na I i II
Piknik Rodzinny;
v Rodziców, którzy pomagali przy pracach remontowych w szkole
podczas wakacji: p. Władysława Frańczaka, Mieczysława Karasia, Adama
Chrapka, Jana Sowy, Lesława Cichego.
Impreza przy szkole bardzo się udała. Rada Rodziców zorganizowała
również zabawę taneczną w Domu Strażaka, gdzie przy rytmach znanego
i lubianego zespołu CRAZY bawiła się do rana starsza młodzież.
Dyrektor Szkoły Podstawowej w Dylągowej na łamach czasopisma składa
serdeczne podziękowania wszystkim sponsorom, rodzicom, a także
nauczycielom za pomoc w zorganizowaniu Pikniku Rodzinnego.
Agata Śliwa
Tenis Stołowy w SP Nr 1 i ZSZ
Nr 2 w Harcie
Dzieje tenisa stołowego w SP Nr 1 w
Harcie sięgają czasów, gdy należała ona jeszcze do woj.
przemyskiego.
Nauka gry w ping-ponga rozpoczęła się z momentem zakupu stołu (do
tenisa stołowego). Był to rok 1992. W następnych latach zostały
zakupione kolejne dwa, a jeden ofiarowała Ochotnicza Straż Pożarna w
Harcie.
Nauczycielem, który zapoczątkował naukę gry na w tenisa stołowego, i
do dzisiaj się poświęca, był mgr Czesław Łukasiewicz. Zajęcia, które
odbywały się w każdą sobotę, były początkowo prowadzone społecznie.
Dopiero sukcesy o randze ogólnopolskiej skłoniły Urząd Gminy do ich
sponsorowania. Już po pół roku pracy trenerskiej pojawiły się
pierwsze sukcesy na szczeblu gminnym. Uczniowie SP Nr 1 w Harcie
zajęli pierwsze miejsca w I turnieju o Puchar Wójta Gminy Dynów.
Byli to A. Łukasiewicz i T. Dziura. Następne lata przynosiły kolejne
sukcesy. Siedmiokrotnie uczniowie (tej szkoły) zdobywali Puchar
Wójta Gminy Dynów. Kilkakrotnie zajmowali pierwsze miejsca w
Ogólnopolskim Turnieju Tenisa Stołowego „Mini Olimpic Games” –
Dziecięcej Olimpiadzie Tenisa Stołowego na szczeblu wojewódzkim.
Byli to w roku:
m 1996-chłopcy – S. Banat, M. Lichota;
-dziewczęta – A. Pękala, E. Pieróg;
- 1997-dziewczęta – D. Potoczna, P. Litwin;
- 1998-dziewczęta – M. Pękala, M. Błońska.
Największym jednak sukcesem był udział w ogólnopolskich finałach.
Uczniowie zajmowali tam bardzo dobre i dobre miejsca.
W II Ogólnopolskim finale „Mini Olimpic Games” w Ciechanowie w 1996
r. – uczeń Banat Sylwester na 65-ciu uczestników zajął piąte
miejsce, a A. Pękala zajęła dwudzieste trzecie na 64 zawodniczki.
W III edycji Ogólnopolskiego Finału „Mini Olimpic Games”, który
odbył się w Ostródzie w 1997 r. na 61 uczestników tej olimpiady
Diana Potoczna zajęła 18, a Paulina Litwin 29 miejsce.
W IV Ogólnopolskim Finale „Mini Olimpic Games” w Jastrzębiu Zdroju w
1998 r. M. Pękala zdobyła 16 miejsce na 51 zawodniczek, natomiast M.
Błońska uzyskała 28 lokatę.
Zafascynowanie tą dyscypliną sportu, obecnie już w Zespole Szkół Nr
2 w Harcie, trwa nadal. Uczniowie chętnie przychodzą na zajęcia
(każdą wolną chwilę spędzają przy stole pingpongowym). Szkoda, że
ponownie brakuje pieniędzy na zajęcia tenisa stołowego. Jedynie
dzięki pasji trenera, dzieci i młodzieży wciąż odnoszone są sukcesy,
czego dowodem są medalowe miejsca w imprezach organizowanych przez
wojewódzkie i powiatowe związki sportowe”:
- Gimnazjada Powiatu Rzeszowskiego (w tenisie stołowym dziewcząt
debel 1999r. – 3 miejsce, 2000r. – 2 miejsce, 2001r. – 3 miejsce.
2002r. – 3 miejsce);
- Rejonowe Igrzyska Młodzieży Szkolnej
(w tenisie stołowym dziewcząt debel 1999r. – 2 miejsce);
- Igrzyska Młodzieży Szkolnej Powiatu Rzeszowskiego (w tenisie
stołowym dziewcząt debel 1999r. – 2 miejsce);
Uczniowie ponadto rywalizują w turniejach organizowanych przez inne
instytucje:
- II Dynowskie Dni Kultury Chrześcijańskiej 1998r. (organizator KSW;
w tenisie stołowym 4 pierwsze miejsca – singiel chłopcy, singiel
dziewczęta, debel chłopcy, debel dziewczęta);
- Turniej Tenisa Stołowego o Puchar Burmistrza U.G. i M. Tyczyn
- (organizator U.G. i M. Tyczyn; tenis stołowy w grze drużynowej
dziewcząt 2000r. – 3 miejsce);
- IV Podkarpacka Olimpiada Tenisa Stołowego 2003 organizator MOK w
Dynowie, Klub „Dynovia”; tenis stołowy singiel chłopcy – 2 miejsce
na 38 zawodników, singiel dziewczęta – 2 miejsce na 14 zawodniczek
2003r.)
Warto także nadmienić, że uczniowie zajęli II miejsce w turnieju
tenisa stołowego w Mościskach (Ukraina) zorganizowanym z okazji 7
rocznicy niepodległości Ukrainy.
Tenis stołowy to widowiskowa dyscyplina sportu, mająca rzeszę
zwolenników. Uprawianie go jest możliwe w każdym wieku. Rozwija
sprawność i kondycję fizyczną, równocześnie stanowi doskonałą
zabawę.
Ewa Łukasiewicz |
Jak drzewiej bywało, czyli
opoiwieści z herbem w tle
Romansowy młodzieniec, czyli
ekscentryczny komediopisarz - Aleksander Fredro
Osobowość komediopisarza, chluby
naszej podkarpackiej ziemi jest tak ciekawa, że warto poświęcić mu
jeszcze jeden odcinek naszych „opowieści”. Wychowywany w nowoczesnej
rodzinie, Aleksander miał możliwość uprawiania jazdy konnej,
szermierki, ćwiczeń fizycznych, tańca, nie znał dyscypliny, rózg,
nakazów i batów ale edukacja domowa jaką odebrał była powierzchowna
i nie dawała mu rzetelnego warsztatu literackiego. Kazimierz Wyka
najlepiej zilustrował to nazywając przyszłego literata „samoukiem
artystycznym w literaturze polskiej”.
Ten ciekawy świata człowiek, który dowiódł swego patriotyzmu w
walkach o niepodległość kraju jednocześnie postrzegany był jako
dobry kompan, o wielkim poczuciu humoru, sypiący fraszkami i
dowcipami jak z rękawa, co szczególne... nie zawsze przyzwoitymi.
Jego filozofią życiową stały się słowa: „Kręćmy się jak chcemy,
błądźmy, igrajmy po tym świecie, zawsze jednak przy końcu znajdziemy
przed sobą drogę, którą szli nasi poprzednicy i którą pójdą nasze
potomki. Na tej drodze mieszka spokojne życie wśród rodziny i tą
drogą najsnadniej zbliżyć się do grobu nie pragnąc go ani też się
nie trwożąc.” Zanim jednak sam zaczął wprowadzać tę zasadę w życie i
prezentować prawdziwy kult domu i rodziny był trzpiotem, bywalcem
salonów i... buduarów niewieścich. Co prawda nie stanowił typu
Adonisa, ponieważ wyróżniał się rudą czupryną i podobną pigmentacją
skóry ale brzydalem jak twierdzono nie był. Cechowała go
inteligencja, zręczność, umiejętności taneczne i eleganckie
zachowanie. Serca kobiet nie pozostawały obojętne wobec takich
walorów Aleksandra i dlatego nazywany był romansowym kawalerem.
Ponadto nosił się bardzo ekscentrycznie i modnie, czym dodatkowo
zwracał na siebie uwagę. Oto słowny autoportret przyszłego
komediopisarza – „Łeb... zafryzowany, mocno pudrem przykryty, frak
brązowy z czarnym aksamitnym kołnierzem i dużymi, żółtymi guzikami,
spodnie jasne, dość przestronne, jak była moda i buty węgierskie, a
czasem buty po kolana z dwunastocalowymi sztylpami. Przy zegarku
siedem pieczątek rzeszowskiej roboty, w ręku laseczka z kobuzią
główką.”
Lata wojny stały się dla Aleksandra prawdziwa szkołą życia. Wstąpił
do wojska jako młodzieniaszek, w 1809 roku, a opuścił armię,
zwolniony na własne życzenie, w roku 1814, już jako doświadczony
mężczyzna, z ukształtowaną świadomością narodową, kulturową,
obyczajową. W tym okresie Fredro miał okazje zetknąć się z wieloma
wybitnymi postaciami, wśród których wymienić trzeba: Tadeusza
Kościuszkę, ks. Józefa Poniatowskiego, Stanisława Kostkę Potockiego,
Kajetana Koźmiana, Jana Henryka Dąbrowskiego, Jana Krukowieckiego, a
z osobistości europejskich – Napoleona, cara Aleksandra I, cesarza
Austrii – Franciszka I, króla Neapolu Muraka.
Po powrocie do Beńkowej Wiszni rozpoczął, zupełnie na własna rękę,
poza jakimkolwiek środowiskiem artystycznym, czy nawet grupą
przyjaciół, twórczość publicystyczną i komediową. Zadebiutował
niezbyt udanie w roku 1817 komedią pt. „Intryga na prędce”. Uznanie
i sukces przyniosły mu dopiero utwory – „Pan Geldhab”, „Mąż i żona”,
„Noc w Apeninach”, „Nikt mnie nie zna”, „Cudzoziemczyzna”, „Damy i
huzary”, „Gwałtu co się dzieje”. Twórczość jego nabrała rozmachu i
różnorodności. Świetne konstrukcje sceniczne, intrygi, dialogi,
rubaszny humor, dynamiczni, charakterystyczni bohaterowie wszystko
to sprawiło, że wczesne komedie Fredry stały się popularne i
cenione. Utwory te wystawiane były na scenach teatru lwowskiego i
warszawskiego. Nieufny twórca sam „pilnował” realizacji scenicznych,
poprawiał dialogi, dostosowując je do konkretnych aktorów sceny
lwowskiej. Nie dziwi więc fakt, że zarówno aktorzy tej sceny jak i
sam dyrektor Jan Nepomucen Kamiński bywali częstymi gośćmi pisarza.
Najbardziej osobistą komedią był utwór pt. „Przyjaciele”.
Bohaterowie to Zofia i Zdzisław, którzy nie mogą połączyć się ze
względu na dystans społeczny. Była to oczywiście zakamuflowana
historia związku Aleksandra z hrabiną Zofią Skarbkową. Zakochany
Fredro, mimo wzajemności ze strony Zofii przez wiele lat nie mógł
doprowadzić do małżeństwa. Ukochana była już żoną starszego od niej
o dwadzieścia kilka lat Stanisława Skarbka, znakomitego gospodarza i
człowieka interesu, późniejszego twórcy Teatru Skarbkowskiego we
Lwowie. Małżeństwo to okazało się jednak tak niedobrane, że Zofia po
krótkim pożyciu z mężem stale przebywała w domu rodziców. Mimo, iż
sam Skarbek godził się na rozwód, na drodze stanęła matka ukochanej
Fredry, której żal było fortuny zięcia – Skarbek był wszakże jednym
z najbogatszych ludzi w Galicji. Dopiero 8 listopada 1828 roku w
Korczynie pod Krosnem odbył się ślub Zofii i Aleksandra.
Wśród następnych utworów scenicznych największe uznanie zyskały:
„Pan Jowialski”, „Śluby panieńskie” i „Zemsta” a w twórczości
prozaicznej pozostawił świadectwo uczuciowego i patriotycznego
przeżycia powstania – pamiętnik, wyznania i wspomnienia Sybiraka pt.
„Dziennik wygnańca”. Ciekawe, że Fredro pozostał wierny swoim
upodobaniom i manierze twórczej i nigdy nie naśladował panującej w
tym względzie mody, ani w dziedzinie technik pisarskich, ani tematów
literackich.
Prawdziwym wstrząsem dla Aleksandra Fredry stała się wydrukowana w
roku 1835 przez Seweryna Goszczyńskiego rozprawa pt. „Nowa epoka
poezji polskiej”, zawierająca ostrą krytykę twórczości literackiej
autora „Zemsty”. Pisał on między innymi –„talent Fredra podrzędny
(...) wiersz gładki bez oryginalności (...) komedie są nienarodowe
(...) niedołężne cieniowanie charakterów, powszednia nienaturalność
i deklamacja w rozmowach, naśladownictwo...”. Opinia ta nie była
odosobniona bowiem podobne wygłaszali później: L. Łukaszewicz, L.
Dunin – Borkowski i E. Dembowski. Mimo, iż stanowisko to było
krytykowane między innymi przez ks. Adama Czartoryskiego, Aleksander
Fredro powziął postanowienie o zaprzestaniu uprawiania twórczości
literackiej. Stanisław Koźmian porównał uczestników tego sporu
Goszczyńskiego i Fredrę do Cześnika – Raptusiewicza i Rejenta –
Milczka. Kazimierz Wyka natomiast uważał, że nawet uwzględniając
kostyczny temperament jednego i przesadną wrażliwość na krytykę
drugiego, prawdziwe powody tego sporu były utajone i bynajmniej nie
tylko literackie. Prawdopodobnie była to zemsta za opinie Fredry o
konspiracyjnym związku, do którego należał Goszczyński. Rozczarowany
Aleksander wycofał się z życia literackiego i ograniczył
uczestnictwo w działaniach publicznych. Dokuczliwy artretyzm
przypieczętował jego decyzję. Po piętnastoletniej przerwie znów
zaczął tworzyć utwory sceniczne ale światło dzienne miały one
zobaczyć dopiero po jego śmierci. Wśród nich znalazły się między
innymi: „Dwie blizny”, „Ożenić się nie mogę”, „Pan Benet”, „Wielki
człowiek do małych interesów”, „Rewolwer”, „Z Przemyśla do Przyszowa”.
Ani jedna z tych komedii nie dorównuje jednak czołowym utworom
Fredry sprzed 1835 roku.
Bogactwa wiedzy o samym autorze, ludziach mu bliskich i czasach, w
których żył dostarcza pamiętnik pt. „Trzy po trzy”. Jest to
niewątpliwie najlepszy dokument pozwalający poznać tajemnice jego
osobowości.
Aleksander Fredro w dziejach literatury jest unikatem. Nie stara się
moralizować, napominać lecz z wrażliwością, humorem i czułością
opowiada o bliskich mu typach ludzkich, formach życia codziennego,
szlacheckim obyczaju. Jego komedie bliskie są utworom Musseta,
poetyzującym zastaną rzeczywistość. Stanisław Koźmian powiedział o
nim – „Uratował Polskę od ogólnej melancholii”. Pogrzeb Aleksandra
Fredry stał się prawdziwą manifestacją miłośników jego talentu.
„Tygodnik Ilustrowany” tak opisał to wydarzenie – „Ulice, którymi
przechodził kondukt, ubrane były obficie w czarne flagi powiewające
ze wszystkich okien i balkonów. Szczególnie imponującym był widok,
kiedy pochód rozwinął się szeroką wstęgą na placu Mariackim, cały
plac dosłownie zalany był powodzią głów ludzkich, ponad którymi
szumiały flagi żałobne (...) Opuszczał Fredro stary Lwów jako wielki
syn Galicji i kraju, jako chluba narodu, jako bohater napoleoński i
narodowy...”.
Aleksander Fredro pozostał nieśmiertelny po dzień dzisiejszy. Kto
nie zna jego komedii, bajek czy powiedzonek? Jego komedie grane są
wciąż tak przez teatry narodowe jak amatorskie, czego dowodem jest
imponująca działalność Teatru Fredreum w Przemyślu czy spektakle
wystawiane na naszej dynowskiej scenie. |
Ja i Różaniec
Staraniem Zarządu KSW i ks. dr Stani-
sława Janusza w dniach 16 – 19 października 2003 r. odbyły się VII
Dynowskie Dni Kultury Chrześcijańskiej. Do grona organizatorów
dołączyło Starostwo Powiatowe i MOKiR. Uczniowie naszej szkoły tj.
26 osób wystąpili w „Przeglądzie małych form teatralnych”, do
którego zgłosiło się 9 zespołów z różnych szkół.
Udział wzięły dwie grupy: pani mgr Elżbiety Słoninki z montażem
poetycko muzycznym pt. „Różaniec skarbem do odkrycia”. W programie
wystąpiła 10 osobowa grupa przedstawiając delikatne i łagodne treści
o Różańcu i jego roli przez wieki.
W inscenizacji pt. „Różańcowa Pani z Lourdes” wystąpiła 16 osób pod
opieką pani mgr Danuty Kusińskiej. Sama realizacja pomysłu dała
uczniom wiele radości, nauczyła współpracy, ukazywała talenty
aktorskie młodzieży. Również scenografia i stroje aktorów, to ich
dzieło i pomysły, które wystarczyło lekko skorygować. Najważniejsze
jednak stało się w trakcie przedstawienia, kiedy widziałam ich
przejęte twarze, nie rozpoznawałam w nich „tak zwanej” złej
młodzieży, lecz szczerze wyrażoną wrażliwość i wiarę. Na uwagę
zasługuje również fakt, iż do przedstawienia zgłosiła się cała klasa
I d gimnazjum a starsi koledzy chętnie pomagali i doradzali.
Mogę śmiało stwierdzić, iż prezentowany program był przygotowany
przez uczniów przy mojej pomocy, a nie odwrotnie.
Można by długo dyskutować kto był najlepszy, najciekawszy, kto miał
dobrą reklamę, a komu właśnie takiej brakowało.
Myślę jednak, że ważne było przede wszystkim to, że wbrew pozorom
kultura religijna i treści wiary budzą żywe zainteresowanie wśród
naszej młodzieży. I aby tak dalej.
Danuta Kusińska
W poszukiwaniu drogi
W poszukiwaniu straconego czasu -
czyli garść rozważań o kondycji polskiej szkoły
W kontekście wypadków toruńskich,
nagłośnionych szumnie przez media, postanowiłem i ja popytać siebie
i innych o kształt szkoły. Z wielu powodów. Nie tylko dlatego, że
temat jest mi bliski zarówno jako nauczającemu, jak i uczącemu się.
Nurtuje mnie on raczej ze względów duszpasterskich. Nazbyt często
bowiem stykam się z dziwnymi, nierzadko wypaczonymi koncepcjami
szkoły, a co za tym idzie, z fatalnymi skutkami, monumentalnie
ważnego przecież, procesu edukacji. A to z kolei oznacza zagubione
dzieciaki, nieufnych rodziców, sfrustrowanych pedagogów i kulejące
instytucje.
Od razu powiem, że przypadek toruński budzi we mnie mieszane
uczucia. Jak dla mnie jest to zupełnie niereprezentatywny i
nieadekwatny wycinek polskiej rzeczywistości szkolnej. Nie oddaje
rozległej problematyki i sporego zbioru bolączek naszego
szkolnictwa. Oczywiście owo zachowanie uczniów zasługuje na
bezwarunkowe potępienie i napiętnowanie. Szkoda jednak, że zamiast
wykorzystać tę sprawę jako znaczący impuls do publicznej debaty,
idącej w kierunku poszukiwania konkretnych rozwiązań, uczyniono z
niej medialne polowanie na czarownice: zarzuty, dowody, śledztwa,
odwołania, procesy, kary, afery. Kryminalno-sensacyjny bełkot. Wielu
pytało, kto pozwolił na zaistnienie takiej sytuacji w tej szkole, w
tej klasie, wobec tego nauczyciela. Mało kto próbował rzetelnie
odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ci uczniowie zachowywali się
właśnie tak.
Większość uczniów w tym kraju twierdzi stanowczo, że do szkoły
chodzić im się nie chce. Jeśli znajdą się tacy, którym się chce, to
też o szkole wyrażą się negatywnie, bo tak wypada. Głośno więc
skandują, że nuda, że beznadziejni nauczyciele, że uczą się jakichś
nikomu nie potrzebnych bzdur, że budynek paskudny i nie mają ochoty
spędzać w nim czasu, że szkoła tak naprawdę ma im niewiele do
zaoferowania itd. Czasem mają rację, czasem nie, w zależności od
tego, czy powyższe opinie wypowiada ktoś myślący i z zapałem
inwestujący w siebie, czy też znudzony i zblazowany migacz,
dorabiający ideologię do nastoletniej próżności. Niemniej, głosów
takich lekceważyć nie należy, bo mogą być istotnym odsłuchem, a
niekiedy wręcz oskarżeniem wobec nauczycieli, wychowawców, jak i
rodziców.
Są nauczyciele, którzy z podziwu godną wytrwałością deklamują całe
jeremiady: o współczesnej degrengoladzie dzieci i młodzieży, o
monstrualnej biurokracji w pokojach nauczycielskich, o fatalnych
brakach zaplecza i środków oraz o wszystkich innych trudnościach w
docieraniu do młodych serc i umysłów. Czasem mają rację, czasem nie,
w zależności od tego, czy opinie takie słyszymy od pedagoga z
powołania, z oddaniem spalającego się dla młodego pokolenia, czy też
od rutyniarza i konformisty, ciułającego grosze jak najemnik.
Nauczyciel to jednakże coś więcej niż beznamiętna praca zarobkowa.
Rzut oka na rodziców. W szczególności na różnorodny rozdźwięk i brak
ścisłej współpracy pomiędzy rodziną i szkołą. Niektórzy rodzice
stale obwiniają szkołę o coś tam: od „niskiej jakości usług”
(bezduszny żargon ekonomiczny od dawna panoszy się w teoriach
szkolnictwa) po deprawację włącznie. Szkoła oskarża rodziców o
niewłaściwe wychowanie dzieci, co komplikuje i znacznie utrudnia
przebieg procesu nauczania, o brak dobrej woli przy próbach
współpracy. W praktyce różnie to bywa. Zdarzają się środowiska
szkolne o wielkim autorytecie edukacyjnym i wychowawczym, do którego
rodzice ustosunkowują się jak najbardziej przychylnie i przy okazji
zgrzytów skłonni są raczej wierzyć nauczycielom, aniżeli
kombinującym latoroślom. Zdarzają się jednak i szkoły, do których
rodzice boją się posyłać swoje dzieci. Są rodzice, którzy chętnie
poddają się sugestiom nauczycieli i wychowawców co do ich pociech, a
są i tacy, dla których statystyczny nauczyciel to zło konieczne (bez
niezbędnych papierów ich genialny potomek nie będzie przecież mógł
wspiąć się wyżej w jakiejś tam drabinie społecznej…).
Wszystko to sprawy znane. Pytanie pozostaje: co sprawiło, że w
szkołach dzieje się tak, jak się dzieje? Zwłaszcza, gdy dzieje się
niedobrze. Ano trzeba zapytać o sprawy podstawowe: o
człowieczeństwo, o relacje, o ducha. Nieporozumieniem jest
wytaczanie armat przeciwko zaistniałym już sytuacjom, skutkom,
pewnym następstwom. Naiwne są próby konstruowania gotowych recept i
doraźnych metod. Wbrew temu, o co zabiegają niektórzy, wychowywanie
nie jest dobrym „tworzywem” dla spektakularnych sukcesów, szybkich
efektów, socjotechnicznych sztuczek. Na szczęście.
Jest czymś zupełnie chybionym kroczenie w stronę coraz większej
instytucjonalizacji szkoły. To zawsze oznacza większą lub mniejszą
dehumanizację, co niestety dzieje się na naszych oczach: szkoła ma
być rzekomo atrakcyjną ofertą, dynamicznym, konkurencyjnym
usługodawcą, środkiem do celu – im więcej świadectw i dyplomów w
czyimś cv, tym lepiej. Tymczasem tych kilkanaście lat szkoły to
jeden z ważniejszych okresów w życiu dziecka czy młodzieńca. Nie ma
być jedynie strategicznym okresem faszerowania go narzędziami
potrzebnymi do efektywnego funkcjonowania w określonym systemie
społecznym lub ekonomicznym. Wkładamy w głowy dzieciom zawiłości ze
świata dorosłych i dziwimy się, że one nie słuchają, nudzą się,
buntują, rozrabiają. Naszym zadaniem jest uświadomić dziecku, że
jest człowiekiem w drodze (homo viator), bytem stającym się i ciągle
poszukującym, żywym i twórczym. Mamy go zmotywować i delikatnie
popchnąć. Wskazać kierunek i zaprosić do wspólnego marszu. Mamy
wychowywać, nie programować czy tresować.
Nie zgadzam się z tezą o upadku autorytetów. Człowiek zawsze ich
potrzebuje i potrzebował będzie. Także młody człowiek. Nawet bardzo
wyzywające i anarchistyczne proklamacje młodzieży są na ogół
powielaniem wzorców, które oni w danym momencie uznali dla siebie za
ważne. Albo za wygodne. Idolatria wszak to zjawisko nie nowe –
zmieniają się tylko buzie na plakatach, ciuchy w szafach i slang w
mowie potocznej. Ale mechanizm ten sam od wieków. Ci z nich, którzy
wytrwale dążą do prawdy, dotrą i do autorytetów ogólnie uznanych.
Błąkają się, łażą po manowcach, bo w stosownym czasie nikt im nie
pokazał, nie wytłumaczył, nie podpowiedział, nie pomógł. Toteż
szukają sami, a jak wiadomo, na rozsądek i odpowiedzialność w pewnym
wieku liczyć należy ostrożnie: szesnastolatkowi, który wychowywał
się bez rodziców i szkoły, więcej powie polski hip-hop i Lew
Starowicz, aniżeli jego rodzic, wychowawca czy katecheta.
Łapiąc i wiążąc te wszystkie wątki chcę powiedzieć, że w całej tej
sytuacji dzieci i młodzież należy winić najmniej. Albo wcale.
Najłatwiej powiedzieć, że dane dziecko jest nieznośne i umyć ręce.
Taka ucieczka oznacza jednak, że wzrośnie procent młodzieży
niewychowanej, trudnej, zagubionej. Nie ma bowiem złej młodzieży. Są
tylko nieudolni rodzice i wychowawcy. Kto się nie zgadza, niechaj
przyjrzy się fenomenowi tych pedagogów, do których dzieciaki lgną
jak muchy. Bez względu na to, czy nauczają chemii organicznej,
matematyki wyższej czy filozofii, są otaczani szacunkiem i podziwem,
serdecznością i sympatią. Są pamiętani i wspominani do końca życia.
Dlaczego? Bo są ludźmi, nie urzędnikami. Bo są mądrzy, nie tylko
wyedukowani. Bo kochają i zależy im.
Świadectwo życia. Ot co. Nikt tego nie zmieni. Niech nikt się nie
łudzi, że młody człowiek będzie przyjmował bezkrytycznie nasze
wskazówki czy napomnienia w sytuacji, kiedy nasze myślenie,
postępowanie czy życie będą dokładnie odwrotne do tego, co głosimy.
To dotyczy wszystkich, ale rodzica, wychowawcę, nauczyciela, księdza
– w sposób szczególny. Na nic najwymyślniejsze, najskuteczniejsze,
najatrakcyjniejsze metody nauczania i wychowania, jeśli będą
oderwane od życia. Niepokoją niektóre deklaracje młodych ludzi.
Martwi ich brak wigoru, kreatywności, ożywienia społecznego.
Odpowiedzialności. Ale źródła takiego stanu rzeczy – nie oszukujmy
się - są oczywiste: niechaj obecne pokolenie wychowujących uderzy
się w piersi…
Kiedyś poproszono mędrca, by powiedział coś o modlitwie. Uśmiechnął
się i odparł: „- Aby mówić o modlitwie, trzeba się modlić. A kto się
modli, nie potrzebuje o tym mówić”. Przestańmy teoretyzować.
Roztrząsać. Kto jest dobrym człowiekiem, będzie i dobrym wychowawcą.
Dzieciaki bardzo potrzebują kogoś, kto ich wysłucha, zrozumie,
uszanuje ich indywidualność. Chętnie poddadzą się pedagogicznemu
ociosywaniu komuś, kogo cenią i komu ufają. Komuś, kto ma im coś do
powiedzenia, ale jeszcze bardziej komuś, kto własną, klarowną
postawą wskaże kierunek, pokaże, że warto. Udowodni, że da się. Bo
zawsze i wszystko się da. Wystarczy garść życzliwości,
bezinteresowności, miłości, a niepostrzeżenie znikną kolczyki z
nosa, papierosy z ust, wulgaryzmy ze słownika, cynizm i
rozgoryczenie z serca. Przestańmy paplać. Zacznijmy kochać ucznia.
Każdego bez wyjątku.
Nie ma złej młodzieży. Są tylko nieudolni i niekonsekwentni rodzice,
nauczyciele, wychowawcy, duszpasterze.
ks. Krzysztof Rzepka
|
Felietony Dynowinki
Śladami Guliwera czyli poeta w
aglomeracji
Bałem się. W końcu Warszawa to nie
Sanok czy Dynów. Ale, jak to mawiają, nie taki diabeł straszny. I
wcale nie diabeł, bo obrażę sympatycznych „kanarów”, których
dopytywałem o szczegóły biletów miesięcznych, miejscowych
netmajstrów, z którymi harmonicznie psioczyliśmy na polskiego
monopolistę telekomunikacyjnego i kasjerkę z „Auchan”, która
zaprzeczyła o bezduszności konsumpcyjnej machiny hipermarketów. Od
dwóch tygodni jestem warszawiakiem…
Mieszkam na styku Warszawy i Łomianek. Strategicznie miejsce
wyborne, bo Łomianki oferują podstawowe usługi (w końcu najbogatsza
gmina podwarszawska) i nie muszę za każdym drobiazgiem pchać się w
stolicę. Daje to jakieś uczucie wytchnienia i podmiejskości, chociaż
sto metrów od krajowej siódemki (na Gdańsk) daje się mocno we znaki
przez okrągłą dobę. Na szczęście mam okno z drugiej strony, z
widokiem na wille prominentów.
Korzystam z gościnności OO. Kamilianów. Mieszkanie bardzo przytulne
(dzielę je z ks. Markiem Wojnarowskim, który po doktorancku zabrał
się za ikony, konserwatorstwo i inne takie…), kaplica za ścianą,
cisza domu zakonnego plus pełna swoboda działań – czego chcieć
więcej? No i Gucio, pieszczoch z boksersko-buldogowatą przeszłością,
który z grubsza zniechęca potencjalnych kolekcjonerów części
samochodowych…
Rytm życia – inny. Nie wiem, czy szybszy. Inny. Inne odległości,
zależności, możliwości. Inne radości i bolączki. Inne pojęcia czasu
i pracy. Inny styl bycia. Inne ceny. Inne rozrywki. Uczę się powoli
tego wszystkiego.
Jest Warszawa i Warszawka. Warszawa to swoboda, intelekt, kultura,
klimat (sympatycy Krakowa, do których zresztą nie należę, żachną się
pewnie w tym miejscu). Warszawka to poza, szpan, ciuch i kasa,
parweniuszostwo, niekiedy w żenującym wydaniu. Choć to podział
sztuczny, bo obie rzeczywistości w sposób oczywisty przenikają się i
supłają, to jednak łatwo je dostrzec i wyodrębnić. Z
zainteresowaniem obserwuję ludzi, którzy próbują zaistnieć na siłę:
na ulicy, na uczelni, na skrzyżowaniu. Bardzo swoisty, bynajmniej
nie wysublimowany, stołeczny rodzaj smarkaterii.
Moja nowa Alma Mater, słynny Instytut Dziennikarstwa (Wydziału Nauk
Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego). Wszystko,
jak to często bywa ze znamienitymi uczelniami, mieści się na II
piętrze wydziału i jest to miejsce zaskakujące kameralne oraz
wspólnototwórcze. Miło pomyśleć, że przez tych kilkanaście skromnych
pomieszczeń przewinęły się całe rzesze znanych dziennikarzy. A i
atmosfera całkiem, całkiem. I „Szczęść Boże” czasem powiedzą.
Również wielki świat zagląda tu nierzadko. Dobra nasza.
„Jakżeż często ludzie gardzą faktami. Nieraz lekceważą ich nudną i
szarą monotonię. I często nad szczegółowe, wiele pokory wymagające
ich badanie, przekładają, ileż lepiej ich pychę sycące, uogólnienia
i syntezy. Tylko że ci ludzie, którzy pomiatają przyziemną drobnicą
faktów, nie spostrzegają, że chcąc obejmować „szerokie horyzonty”,
patrzą najczęściej w złudy i majaki, a chciwie sięgając po wnioski -
znajdują pianę frazesów. Droga do prawdy prowadzi przez konkret. A
początkiem poznania i początkiem mądrości jest rzeczywistość i jej
wycinek - fakt.” (Z. Starowieyska-Morstinowa, Fakty i Słowa) Fakty,
konkrety, detale, drobiazgi – oto moja Warszawa po dwóch tygodniach.
Kiedy już człowiek przejdzie do porządku dziennego nad zadęciem
stolicy (które w wyobraźni kogoś z kresów lubi przesadnie się
rozrastać), okazuje się, że nie każdy podejrzany typ na przystanku
to cwaniak i złodziej, a na ulicach można znaleźć wiele życzliwości,
jeśli tylko ma się ochotę poszukać. Jak wszędy – uśmiech rodzi
uśmiech. Może nawet łatwiej tutaj, gdzie w blokowiskach i tramwajach
panoszy się demon samotności.
„Wszystko na szpilce, to co na zawsze już się wydawało...” – pisał
onegdaj ks. Twardowski. Znowu mieszkam gdzie indziej. Jedni
wzdychają i wbijają szpilki zazdrości: „Ten to tylko sobie
jeździ...”. Inni wbijają gwoździe zazdrości: „Aaa... student...”. Na
szczęście są i tacy, którzy wiedzą, że niekiedy to, co wydaje się
wielkie, wcale takim nie jest, zaś małe okazuje się być czymś
okazałym i wspaniałym. Opowieść o Guliwerze nabrała dla mnie nowego
znaczenia…
ks. Krzysztof Rzepka
Unia Europejska i jej obywatele
1. Parlament Europejski:
głos Europejczyków
Liczba miejsc w Parlamencie Europejskim dla poszczególnych grup
politycznych
Grupa Europejskiej Partii Obywatelskiej i Demokratów Europejskich –
233 miejsc
Grupa Partii Socjalistów – 180
Grupa Europejskiej Partii Liberałów, Demokratów i Reformatorów – 50
Grupa Zielonych / Wolny Sojusz Europejski – 48
Konfederacyjna Grupa Europejskiej Lewicy Unijnej / Nordycka Zielona
Lewica – 42
Grupa Unia dla Europy Narodów – 30
Europa Demokracji i Różnic – 16
Niezależni – 27
Liczba miejsc w Parlamencie Europejskim dla poszczególnych krajów
Belgia – 25, Dania – 16, Niemcy – 99, Grecja – 25, Hiszpania – 64,
Francja – 87, Irlandia – 15, Włochy – 87, Luksemburg – 6, Holandia –
31, Austria – 21, Portugalia – 25, Finlandia – 16, Szwecja – 22,
Wielka Brytania – 87.
Europejskie koalicje partyjne
a. Socjaldemokraci / socjaliści
W listopadzie 1992 roku Związek partii Socjaldemokratycznych i
Socjalistycznych WE ukonstytuował się jako Socjaldemokratyczna
Partia Europy. Sam związek utworzony został w kwietniu 1974 roku po
intensywnych pracach przygotowawczych i dyskusjach programowych. Ale
już wcześniej jego powstanie zwiastował Socjalistyczny Ruch na rzecz
Zjednoczonych Państw Europy (1948r.) oraz powołanie w styczniu 1957
roku Biuro ds. Łączności Partii Socjalistycznych /
Socjaldemokratycznych Wspólnoty Europejskiej. Członkami
założycielami Związku było dziesięć partii z ówczesnych dziewięciu
państw członkowskich WE. Pierwszym przewodniczącym został Wilhelm
Droscher; po jego śmierci funkcję tę pełnił Robert Pontillon.
Począwszy od marca 1995r. prezydentem SPE jest Niemiec Rudolf
Scharping, a sekretarzem generalnym Francuz Jean-Francois Vallin.
Pod koniec 1997 roku do SPE należało 21 pełnoprawnych członków.
b. Chrześcijańscy demokraci
W Europejskiej Partii Obywatelskiej zjednoczyły się partie o
orientacji chrześcijańsko-demokratycznej. Partia ta powstała w lipcu
1976 roku w Luksemburgu, a przy jej tworzeniu korzystano z
doświadczeń założonych w 1947r. w Belgii Nouvelles Equipes
Internationales oraz istniejącej od 1959r. Konferencji
Przewodniczących i Sekretarzy Generalnych Partii
Chrześcijańsko-Demokratycznych Wspólnot Europejskich. Nazwa partii
sugeruje, że pozostaje ona otwarta również dla tych sił, w których
programie element chrześcijańsko-demokratyczny nie znajduje się na
pierwszym planie. 7 kwietnia 1992 roku frakcja Europejskiej Partii
Obywatelskiej w Parlamencie Europejskim postanowiła umożliwić
członkom „Europejskich Demokratów”, do których należą przede
wszystkim brytyjscy konserwatyści, indywidualne przystąpienie do
frakcji. Pierwszym przewodniczącym EPO był premier Belgii Leo
Tindemans. W maju 1990r. na stnowisko to wybrano Belga Wilfrieda
Martensa. Sekretarzem generalnym jest Niemiec Klaus Welle. Członkami
tej partii mogą być jedynie partie z UE. W programach wyborczych
podkreślane jest regularnie poparcie dla budowania demokratycznej i
efektywnej Unii Europejskiej.
c. Liberałowie
W początkowej fazie tworzenia WE do ściślejszej wzajemnej współpracy
dążyły także siły liberalne. Co prawda w latach 60., wskutek
odmiennych koncepcji ideologiczno-politycznych na płaszczyźnie
europejskiej, nie powiodło się wzmocnienie ich struktur, jednakże w
marcu 1976r. europejskim liberałom i demokratom udało się utworzyć
koalicję pod nazwą Federacja Partii Liberalnych i Demokratycznych
Wspólnoty Europejskie, której istotnym celem było i jest dalsze
jednoczenie Europy. Pierwszym przewodniczącym Federacji został
przedstawiciel Luksemburga Gaston Thorn. Po przyjęciu w 1986 roku
portugalskiej Partido Social-Democrata i hiszpańskiej Partido
Reformista Democratico w funkcji pełnoprawnych członków liberalna
federacja rozszerzyła swą nazwę o określenie,,reformatorsko/reformistycznych”.
Jej przewodniczącym jest Uffe Ellemann-Jensen, sekretarzem
generalnym zaś Christian Ehlers. Jednym z punktów ciężkości jej prac
programowych jest dalszy rozwój UE.
2. Rolnictwo europejskie
Powierzchnia użytków rolnych
(w tysiącach hektarów)
UNIA EUROPEJSKA-15 – 134 261
STANY ZJEDNOCZONE – 425 414
JAPONIA – 4 994
Powierzchnia gospodarstw rolnych
(w tysiącach)
UE-15 – 7 370
USA – 2 058
JAPONIA – 3 444
Udział państw członkowskich w ogólnej produkcji rolnej (w
procentach)
1. Francja – 21,6; 2. Włochy – 16,1; 3. Niemcy – 15,1; 4. Hiszpania
– 12,3; 5. Wielka Brytania – 8,9; 6. Holandia; 7. Grecja – 4; 8.
Dania – 3,1; 9. Belgia – 3; 10. Portugalia – 2; 11. Irlandia – 2;
12. Austria – 1,7; 13. Szwecja – 1,5; 14. Finlandia – 1,1; 15.
Luksemburg – 0,1.
Z-ca Prezesa EKM
Tomasz Sobaś
Liceum Ogólnokształcące w Dynowie
Jak Cie widzą ... czyli echa
europejskiej dyskusji
Miesiące dzielące nas od pełnego
członkostwa w UE obfitują w nabierającą rumieńców dyskusję o
gotowości do podjęcia wyzwań stawianych przez europejskie struktury.
Wśród nich nie brak skrajnie krytycznych głosów wskazujących na
nieudolność polskiego rządu.Raport Komisji Europejskiej ma
uświadomić Polakom, że nie wszystko jest jak należy, i ponagla tym
samym do działania.Najbardziej niepokoją opóźnienia we wprowadzaniu
mechanizmów systemu dopłat do rolnictwa.Nietrudno przewidzieć dalsze
konsekwencje takiego stanu rzeczy; w razie niedopełnienia przez
Polskę określonych warunków nie otrzyma ona wynegocjowanych dopłat,
a stąd już tylko krok do konfliktu z rolnikami.Eurosceptycy głoszą
zgodnym chórem „A mówiliśmy...nie warto kupować kota w worku ”.Ich
przeciwnicy wskazują na przypadki tzw. „niepełnego członkostwa ”...a
to Dania, która wynegocjowała prawo do pozostania poza wspólną
walutą, polityką imigracyjną i obronną, a to Szwecja i Wielka
Brytania mające furtki w sprawie euro, czy wreszcie ci sami
Brytyjczycy i Irlandczycy, którzy przyjęli połowicznie postanowienia
z Schengen. Dalekie od ideału jest wcielenie i egzekwowanie
wszystkich przepisów unijnych nawet wśród państw – prekursorów
zjednoczenia Europy.
„Proszę o sprawiedliwe spojrzenie na Polskę ”(tłum wł.) –pod takim
tytułem ukazał się wywiad, którego udzielił Komisarz ds. poszerzenia
Günter Verheugen niemieckiemu dziennikowi „Süddeutsche Zeitung ”
5.11.2003. Sytuację państw wstępujących do Unii ocenił jako dobrą,
ale nie komfortową.Potwierdził ryzyko wystąpienia „niepełnej
gotowości ” w dostosowaniu niektórych dziedzin,ale wyraził
jednocześnie wiarę w szybkie usunięcie problemów stanowiące warunek
„sine qua non ” otrzymania wynegocjowanych dopłat.Na zarzuty o
bezkompromisowej walce Polski w sprawie europejskiej konstytucji
Komisarz odpowiada pytaniem: „A dlaczego ten kraj nie miałby
reprezentować swoich interesów w sposób pewny siebie? „Inni czynią
to także” –dodaje. W niemieckiej rzeczywistości dostrzega Verheugen
duży deficyt informacyjny i przesadne obawy.Niemcy nie kryją strachu
przed „zalewem ” siły roboczej z Europy Wschodniej. Zdaniem
Komisarza powinni raczej wykazać większe zainteresowanie nowymi
krajami.
Po lekturze takich pro-polskich słów nasuwa się pytanie, na ile
„nasz Komisarz ” zdoła przełamać niemalże stereotypowe już
spojrzenie na Polaków jako „irytujących bojowników z hasłem –Nicea
albo śmierć – na ustach żyjących w kraju afer korupcyjnych i
gospodarczych porażek”....,tak cię piszą.
Ewa Hadam
Opiekunka MKE
Liceum Ogólnokształcące
|
„Przybyłem, zobaczyłem
i...
kupiłem listopadowy numer „DYNOWINKI”
czyli wycieczka do Włoch.
O etymologii tej nazwy wiadomo, że
dawno temu Słowianie mówili na ludy romańskie Wołchy. Z czasem
poprzestawiano litery i tak powstała nazwa tego pięknego państwa,
które najstarsze tradycje turystyczne (już w XVIII wieku odwiedzali
je podróżnicy i badacze z całego świata).
Na terenie Włoch znajdują się aktywne wulkany: WEZUWIUSZ i ETNA, a
całe państwo oblewają aż cztery morza: LIGURYJSKIE, TYRREŃSKIE,
ADRIATYCKIE i JOŃSKIE. Stolicą kraju jest RZYM- jedno z najstarszych
miast świata.
Państwo to dało Europie bardzo dużo ciekawych postaci, miejsc oraz
smakołyków, które chciałbym opisać.
JULIUSZ CEZAR (100-44 r p.n.e.) – rzymski mąż stanu, wódz i pisarz.
Należy do najsławniejszych postaci historycznych. Bardzo lubił się z
egipską królową Kleopatrą i miał pecha w przyjaźni (został
zasztyletowany przez Brutusa, który podobno był jego dobrym kolegą).
LEONARDO DA VINCI (1452-1519) – włoski malarz, rzeźbiarz i
architekt. Autor wielu przepięknych obrazów m.in. „Hołdu Trzech
Króli”, „Ostatniej wieczerzy” i słynącej z uśmiechu „Mony Lisy”. W
krakowskim „Muzeum Czartoryskich” znajduje się jego „Dama z
gronostajem”(1483-85). Uważany jest za jednego z największych
geniuszy w historii cywilizacji, który w sposób harmonijny łączył
indywidualność wielkiego artysty z olbrzymią wiedzą naukową.
KRÓLOWA BONA (1494- 1557) – od 1518 roku królowa Polski. Przybyła do
Polski z Barii, aby poślubić Zygmunta Starego. Była matką Zygmunta
Augusta. Słynęła z miłości do sztuki i nienawiści do swojej synowej
Barbary Radziwiłłówny. Chętnie też pożyczała pieniądze, których jej
nikt później nie zwracał („sumy neapolitańskie”).
ENZO FERRARI (1898-1988) – kierowca wyścigowy zespołu Alfa Romeo, a
od 1940 roku konstruktor samochodów sportowych. To on stworzył markę
„Ferrari”.
EROS RAMAZZOTTI (ur. 1963) – piosenkarz. Dorastał w biednej
rzymskiej dzielnicy. Jego ojciec był malarzem pokojowym a matka
zajmowała się domem. W 1981 roku wziął udział w Koncercie Nowych
Głosów i podpisał pierwszy kontrakt płytowy. Od tego czasu sprzedaje
miliony płyt na całym świecie. Z miłości do żony wytatuował sobie na
karku jej imię... obecnie są już po rozwodzie.
SILVIO BERLUSCONI (ur. 1936) – najbardziej wyśmiewany polityk Włoch.
Zachwyca się dowcipami o sobie i często je opowiada, np.:
„Amerykanie wylądowali na Księżycu. My będziemy lepsi, polecimy na
Słońce!!!” Na twarzach ministrów pojawia się niepokój. Widząc to
Berlusconi dodaje: „Bez obaw nie jesteśmy kretynami. Wylądujemy w
nocy”. Ponadto ma kilka kanałów telewizyjnych, a od 1994 roku jest
premierem Włoch.
SOPHIA LOREN (ur. 1934) – najsłynniejsza włoska aktorka. Laureatka
dwóch Oscarów – za rolę w filmie „Matka i córka” i za całokształt
twórczości. Lubi włoską kuchnię – dlatego wystąpiła w... polskiej
reklamie makaronu.
ROBERTO BENIGNI (ur.1952) – uwielbiany we Włoszech reżyser i komik.
Jego film „Życie jest piękne” zdobył trzy Oscary. Ostatnio
rewelacyjnie zagrał małego Pinokia. Bardzo kocha swoją żonę, którą
obsadza w każdym filmie.
ALBERTO TOMBA (ur. 1966) – trzykrotny mistrz olimpijski i dwukrotny
mistrz świata w narciarstwie. Ma fanklub nawet na Alasce.
LUCIANO PAVAROTTI (ur. 1935) – włoski tenor. Kocha muzykę i piękne
kobiety. Uwielbia też makarony, gęste sosy i słodycze. Lubi dużo
spać. Przed każdym występem bardzo się denerwuje, ale później na
scenie daje „czadu” wymachując nieodłączną białą chustką.
CHRISTIAN VIERI (ur. 1973) – najlepszy strzelec włoskiej
reprezentacji. W 1999r. prezes Inter Mediolan zapłacił za niego 50
milionów dolarów.
Włochy to kraj, w którym można zobaczyć naprawdę wiele ciekawych
miast i zabytków, których jednak lepiej nie zwiedzać w sobotę i
niedzielę, bo są zawsze zamknięte. Oto niektóre z nich:
WENECJA – to miasto bez samochodów położone na wodzie. Są tu za to
gondole czyli łodzie, którymi można się przemieszczać. Będąc na
placu św. Marka lepiej nie zamawiać kawy, bo jest tu najdroższa na
świecie.
SAN GIMIGNANO – toskańskie miasteczko, które z powodu kamiennych
wież zwane jest „Średniowiecznym Manhattanem”.
MEDIOLAN – pełno tu luksusowych sklepów, kawiarni księgarni i
restauracji, które kuszą tysiące turystów.
POMPEJE – gdyby nie kataklizm sprzed wieków, nikt by o nich nie
słyszał. Uratował je – ale tylko dla potomnych...wybuch Wezuwiusza w
79 roku.
ETNA – najwyższy czynny wulkan Europy.
MONT BLANC (4807m n.p.m.) – najwyższy szczyt Europy.
We Włoszech można też dobrze zjeść:
MACCHERONI, zwane też pastą wyruszyły na podbój Włoch z Sycylii.
Pasty stały się szybko daniem narodowym podawanym na tysiące
sposobów. Używa się trzech rodzajów makaronów:
- suchych z mąki pszennej i wody, czyli spaghetti
- jajecznych
- faszerowanych
Makarony jajeczne, faszerowane, często wyrabiane są w domach, maja
rozmaite kształty i kolory. Nadziewa się je pastami mięsnymi,
rybnymi, serowymi i jarzynowymi. Makaron powinien być al dente,
czyli jędrny, nie sklejony.
RISOTTO – sławę zawdzięcza rodzinie Savoia. Jest odmianą pierwszego
dania. Potrawa ta składa się z ryżu. Jada się ją z masłem i serem,
pomidorami, zielonym groszkiem, pieczarkami, mięsem i jarzynami.
PIZZA – to jeden z podpłomyków jadanych w Europie i Azji. Kiedyś
stanowiła źródło pożywienia biedaków, którzy urozmaicali sobie
przaśne chleby dodając do nich oliwę, pomidory i zioła. Pierwsze
pizze nie miały żadnych dodatków. Było to ciasto polewane sosem
pomidorowym – pizza margherita. Włoska pizza jest inna od tych
podawanych na całym świecie. Jest cienka i płaska, smażona w
niewielkiej ilości tłuszczu. Wypieka się ją w tradycyjnych piecach
opalanych drewnem. Pizza jest bardzo popularna również w Dynowie.
Mamy w końcu dwie dobre pizzerie,a wielu moich znajomych robi
znakomite „pomidorowe podpłomyki” we własnych domach.
We Włoszech łatwo więc zdobyć dodatkowe kalorie. Jedzenie może
jedynie uprzykrzyć oglądanie telewizji, która jest ponoć najgłupsza
na świecie.
Do zobaczenia (przeczytania) za miesiąc...ale się zrobiłem głodny!!!
SERDECZNIE POZDRAWIAM
Prezes MKE LO Dynów
Michał Zięzio
Jesienne Refleksje
Miejski Ośrodek Kultury i Rekreacji
w Dynowie był po raz XI organizatorem Konkursu Poezji Patriotycznej,
pod nazwą „Jesienne Refleksje” który odbył się 10 listopada br. W
konkursie wzięło udział 22 uczniów szkół średnich i gimnazjów miasta
i gminy Dynów.
W kategorii szkół średnich I miejsce zajęła Anna Żaczek z Zespołu
Szkół Zawodowych w Dynowie i Joanna Szmul z Liceum
Ogólnokształcącego w Dynowie,
II miejsce Renata Kędzierska i Dominik Piejko z ZSzZ w Dynowie,
III miejsce Karolina Blama z LO Dynów
W kategorii gimnazjów I miejsce zajął Mateusz Sarnicki z Zespołu
Szkół w Dynowie,
II miejsce Justyna Pinczer z Z Sz w Dynowie a III miejsce Katarzyna
Wróbel z Zespołu Szkół nr 4 w Pawłokomie i Karolina Socha z Zespołu
Szkół nr 3 w Łubnie.
Organizatorzy dziękują serdecznie wszystkim nauczycielom, którzy tak
pięknie przygotowali swoich uczniów.
GM
Moje wspomnienia i wrażenia z
Pobytu w USA z najbogatszego kapitalistycznego kraju świata.
Wysiadając z samolotu w Nowym
Jorku weszłam od razu do budyn-
ku, gdzie odbyła się kontrola
paszportowa i celna. Byłam zaskoczona, bo na naszych lotniskach
inaczej to wyglądało w tym czasie.
Rozpoczynam swoje wspomnienia od pobytu w stolicy U S A - w
Waszyngtonie, gdzie są trzy wspaniałe pomniki. Pierwszy to Georga
Washingtona – amerykańskiego bohatera narodowego, jednego z twórców
niepodległości Stanów Zjednoczonych, naczelnego wodza powstania
przeciw Anglii i pierwszego prezydenta U S A. Drugi pomnik jest
Thomasa Jeffersona współtwórcy Deklaracji niepodległości w 1776 r.,
wybitnego męża stanu i prezydenta U S A. Trzeci pomnik jest Abrahama
Lincolna amerykańskiego męża stanu, prezydenta i wielkiego bojownika
o zniesienie niewolnictwa murzynów. Po ponownym wyborze na
prezydenta został zastrzelony.
Urzędową siedzibą prezydenta U S A jest Biały Dom –rodzima odmiana
klasycyzmu. W roku mojego przyjazdu do U S A t.j. w 1979 r. władzę
prezydenta pełnił J.Carter, który zamieszkiwał piętro Białego Domu,
a parter można było zwiedzać. W jednym pomieszczeniu zauważyłam na
ścianie duży i piękny portret pani J.Kennedy, żony Johna Kennedy -
prezydenta zastrzelonego w Dallas, w stanie Teksas.
Okazały i piękny jest gmach parlamentu U S A t.j. Kapitol. Wewnątrz
pokazano nam, gdzie siedzą członkowie dwuizbowego Kongresu -
republikanie i demokraci, gdzie mieszczą się pracownicy prasy, radia
i telewizji. Przed gmachem Kapitolu widziałam manifestację ludzi
pochodzących z Haiti, którzy chodzili w koło i coś wykrzykiwali, a
byli wśród nich Murzyni i jeden ksiądz. Policja nie reagowała na ten
występ.
W Waszyngtonie jest muzeum historii i techniki, które reprezentuje
kulturę i technologię od czasów kolonii angielskich. W muzeum
znajdują się wozy, wyposażenie, sprzęty, stroje i fragmenty tych
prymitywnych pomieszczeń pierwszych pionierów. Jest też pierwsza
lokomotywa U S A i inne ciekawe maszyny i narzędzia. Są również
naturalnej wielkości woskowe figury wszystkich żon prezydentów U S
A. Panie elegancko ubrane – w strojach wieczorowych.
Drugie bardzo ciekawe muzeum to muzeum pojazdów powietrznych,
począwszy od awionetek, szybowców różnych rodzajów i wielkości
samolotów oraz rakiet. Mnie zafascynowała rakieta, która lądowała na
Księżycu. Pilot znajdujący się w niej wyglądał jak żywy – tak
świetnie był skonstruowany. W muzeum wyświetlają także lądowanie
Amerykanów na Księżycu. Astronautyka w ostatnich czasach i technika
wykorzystująca źródła energii, a opierająca się na zdobyczach
matematyki, fizyki, chemii zrobiły olbrzymi postęp w 20-tym wieku w
świecie, a w U S A szczególnie. Mój ojciec opowiadał mi, że w czasie
jego przyjazdu do Ameryki w 1910 r. tramwaje były jeszcze konne, a
dziś mamy fantastyczne środki lokomocji naziemnej, powietrznej i
kosmicznej.
W Waszyngtonie na cmentarzu Arlington jest pochowany prezydent John
Kennedy, a obok niego dwoje zmarłych jego dzieci. Grób znajduje się
na górce, jest bardzo skromny – słupki metalowe połączone
łańcuchami, trawnik i trzy tablice. Niżej jeszcze skromniej
pochowany - zastrzelony brat prezydenta. Cały bardzo duży Narodowy
Cmentarz to tylko zielona trawka i tablice. Nie ma takich dużych i
bogatych pomników jak u nas. Nie widziałam kwiatów ani zniczy. W
pobliżu cmentarza znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza, przy
którym była zaciągnięta honorowa warta. Oglądałam piękną i
oryginalną zmianę warty.
Nocowałam w Waszyngtonie w luksusowym hotelu Hilton. Przed hotelem
Hilton był raniony prezydent Ronald Reagan. Na parterze hotelu –
elegancka restauracja i kawiarnia (ekskluzywne – tylko dla
zamożnych) i bardzo bogaty sklep z drogą biżuterią np. złoto z
brylantami, perłami i innymi drogimi kamieniami. Pokój hotelowy był
wspaniale wyposażony- telefon, radio, telewizor, a w szafce przy
łóżku obok różnego rodzaje książek telefonicznych – była i Biblia. W
Waszyngtonie hotel był wytworny a obsługa delikatna i taktowna.
Przekonałyśmy się o tym, gdy weszłyśmy do pokoju podobnego do
jadalni i rozłożyłyśmy jedzenie korzystając z hotelowych serwetek i
naczyń jednorazowego użytku. Nagle wszedł menedżer hotelowy i
rozmawiając z nami, między zdaniami powiedział, że to jest sala
konferencyjna „Sapienti sat” (Mądremu dość).
W Waszyngtonie mieszka dużo Murzynów i dużo widzi się ich na
ulicach. Idąc ulicami spotyka się też dużo oryginalnych ludzi np.
hindusów boso, w długich różowych szatach i z ogolonymi głowami,
albo ludzi w cylindrach chodzących na wysokich szczudłach itp...
W Filadelfii byłam w domu, w którym ogłoszono niepodległość Ameryki
i widziałam dzwon, którym ją ogłoszono. Dzwon jest bardzo duży, ale
pęknięty i znajduje się w oszklonej gablocie.
Jadąc z Nowego Jorku do Springfield w stanie Massachusetts
podziwiałam piękno przyrody amerykańskiej, olbrzymie lasy, ich
koloryt. Autostrady są wspaniałe, miejscami wielopoziomowe. W czasie
jazdy trzeba często płacić myto za przejazd autostradą. Budynki
mieszkalne usytuowane przeważnie za miastem, drewniane ale ślicznie
wykończone i bardzo starannie i estetycznie utrzymane. W Springfield
(Mass) jest budynek, w którym znajduje się rekonstrukcja dinozaura,
a na piętrze biblioteka, w której są i książki polskich pisarzy.
W West Point przy szkole wojskowej kadetów jest muzeum, w którym
między innymi eksponatami znajduje się dużo ciekawych makiet różnych
wielkich bitew – również europejskich np. bitwy pod Austerlitz i
innych...
Nowy Jork to największe miasto świata i wieżowców. Po przyjeździe do
niego zatrzymałam się przy ulicy Wall Street, gdzie mieszczą się
największe banki i giełda Interesowała mnie bardzo giełda, ale
niestety w godzinie mojego przyjazdu była nieczynna. Na Manhatanie
jest pięć aleji i wiele długich ulic, najdłuższa Broadway. Nowy Jork
to miasto wieżowców, więc wyjechałam windą na najwyższy w tym czasie
wieżowiec, skąd był wspaniały widok na Manhattan i inne dzielnice
Nowego Jorku. Widziałam też gmach Organizacji Narodów Zjednoczonych,
przy którym znajdują się flagi wszystkich narodów O N Z. Byłam też w
pięknym kościele Św. Patrycka – w którym nasz ojciec Święty Jan
Paweł II(będąc w USA) odprawiał Mszę Świętą. Ciekawe jest również
Centrum Rockefellera – dużo wieżowców i basen, w którym w lecie woda
i fontanna, a w zimie ślizgawka. Z Nowego Jorku pojechałam metrem do
Brooklynu, który znajduje się na wyspie Long Island. Przejeżdżałam
również przez dzielnicę murzyńską Harlem. Następnie popłynęłam
statkiem do Statuy Wolności. W środku Statuy jechałam najpierw
windą, potem przeszłam krętymi schodkami i dostałam się do korony
Statuy, skąd była piękna panorama na Nowy Jork i Brooklin.
Byłam na miłej wycieczce wzdłuż Oceanu Atlantyckiego. Nad
Atlantykiem znajduje się miasto, w którym mieszkają sami starsi
emeryci. Widok ludzi tylko starych działa bardzo deprymująco na
człowieka, gdy nie widać młodych ludzi, młodzieży i dzieci. Jest w
tym mieście hotel, prowadzony przez Polaków i nazywa się Polonez.
Właściciele sympatyczni i serdeczni jak zwykle Polacy na obczyźnie.
- Stwierdziłam, że mieszkańcy U S A są zawsze uśmiechnięci i
uprzejmi. Przy wchodzeniu do Supermarketów nie ma tłoku, nie ma”
przepychanek”. Personel jest bardzo uprzejmy.
Jeszcze coś a propos kościołów. Zawsze wożono mnie do najbliższego
katolickiego kościoła, ale był to kościół irlandzki. Ministrantów
nie ma w tym kościele, tylko starsi panowie, a czasem pani odczytują
pewne części Mszy Świętej. Podobało mi się jak w każdą niedzielę
jakaś liczna rodzina niosła od wielkich drzwi kościoła do ołtarza
dary liturgiczne. Zaskoczona też byłam zwyczajem, gdy po
nabożeństwie ludzie wychodzili powoli i pojedynczo (gęsiego), a
ksiądz witał się z każdym parafianinem i zamieniał z nim kilka słów.
Nie podobało mi się natomiast przyjmowanie Komunii Świętej na dłoń i
jeśli ksiądz w czasie Mszy Świętej mówił coś żartobliwie, a ludzie
śmiali się. To jest jakiś brak szacunku dla Sacrum, dla Świętości.
Dużo zwiedziłam dzięki siostrze mojej przyjaciółki Flory – Aldonie z
Kędzierskich i jej mężowi Kazimierzowi Majkowskim. Aldony rodzina
pochodzi z Dynowa – matka z Błotnickich.
Stefania Salwa
Obóz ornitologiczny
Po raz kolejny mam zaszczyt zaprosić
Cztelników „Dynowinki” na spotkanie z przyrodą, tym razem w
listopadowej szacie. Za oknem ponure krajobrazy, oczekujące na
pierwszy zimowy śnieg. Od czasu do czasu pada deszcz – pogoda nie
zachęca zbytnio do jesiennych spacerów, ale zawsze można usiąść
wygodnie w fotelu obok ciepłego pieca (ewentualnie kaloryfera),
wziąć książkę lub ciekawą gazetę i dowiedzieć się czegoś
interesującego o przyrodzie.
W listopadowej „Dynowince” pozwolę sobie w pewnym sensie na
kontynuację tematu ptasich wędrówek, o których pisałam w
październiku. Konkretnie chcę zabrać Czytelników do obozu
obrączkarskiego, organizowanego przez ornitologów (ludzi zajmujących
się ptakami). Organizowanie takich obozów służy zebraniu informacji
pozwalających m.in. na rozwiązanie przynajmniej niektórych tajemnic
ptasich wędrówek.
Obozy obrączkarskie trwają w czacie jesiennych, a niekiedy także
wiosennych przelotów ptaków. Umieszczane są w miejscach największych
migracji, np. na wybrzeżu Bałtyku, w dolinach rzecznych. Każdy obóz
posiada swojego kierownika oraz załogę. Kierownikiem może być osoba
z uprawnieniami do obrączkowania ptaków. Takie uprawnienia można
uzyskać dopiero po zdaniu egzaminu teoretycznego i praktycznego ze
znajomości ptaków, który nie należy do najłatwiejszych. Załogę
stanowi kilka osób pomagających obrączkarzowi i wykonujących
wszelkie inne prace obozowe, np. sprzątanie, przygotowywanie
posiłków, rąbanie drewna na opał, itp. Załoganci mogą też uczyć się
od kierownika oznaczania ptaków i poszerzać swoje wiadomości z
zakresu ornitologii, jeżeli ta dziedzina wiedzy ich naprawdę
interesuje.
Obrączkowanie ptaków zaczęto stosować szerzej na początku XIX wieku.
Klasyczne obrączki są wykonywane z lekkich i twardych stopów metali.
Mają one różne rozmiary w zależności od wielkości obrączkowanego
ptaka, i numer identyfikacyjny. Oprócz tego ptaki są ważone,
mierzone, co dostarcza cennych informacji o różnych populacjach
danego gatunku. Obrączkarz określa też wiek i płeć, co przy
niektórych gatunkach jest dość trudne.
Poza tradycyjnymi obrączkami zakłada się ptakom w niektórych
przypadkach obrączki innego rodzaju, np. kolorowe, dzięki którym
można zidentyfikować danego osobnika przy pomocy lornetki. Łabędzie
mają żółte obroże na szyi, co też ułatwia ich rozpoznanie w terenie.
Czasem ptakom zakłada się też nadajniki. Dotyczy to szczególnie
rzadkich gatunków. Pozwala na ciągłe śledzenie ich losów i ułatwia
prowadzenie badań nad niektórymi ginącymi już gatunkami ptaków.
Chwytanie ptaków odbywa się przy pomocy różnych pułapek oraz siatek.
Siatki rozwiesza się w łozach lub innych krzewach, gdzie
przemieszczają się ptaki. Zadaniem załogi obozu obrączkarskiego jest
wyciąganie złapanych ptaków. Trzeba to robić umiejętnie i szybko, by
nie uszkodzić i nie męczyć ptaków długo w ręce. Przenosi się je do
obozu w specjalnych woreczkach, gdzie obrączkarz oznacza je,
obrączkuje, mierzy i waży. Wyciąganie ptaków odbywa się co godzinę
od rana, skoro tylko wstanie słońce, aż do wieczora oraz raz po
zapadnięciu zmroku (tzw. obchód nocny). Siewki (ptaki miejsc
wilgotnych na długich nogach) łapie się w specjalne pułapki. Są to
klatki z lejkowatymi wejściami zwane wackami, w które siewki
wchodzą, ale nie potrafią z nich wyjść.
Na świecie zaobrączkowano już około 50 milionów ptaków. Jeśli uda
się je złapać gdzieś ponownie to mamy informację o szlakach ich
wędrówek. Do tej pory odnaleziono około miliona zaobrączkowanych
ptaków, a co roku obrączkuje się kolejne dwa miliony osobników.
Tutaj mam prośbę do Czytelników. Jeśli komuś kiedyś uda się znaleźć
martwego ptaka z obrączką to należy przesłać tę obrączkę do Stacji
Ornitologicznej PAN w Gdańsku.
Zachęcam zainteresowanych do wzięcia udziału w obozie obrączkarskim.
Bliższych informacji o miejscach i terminach obozów można poszukać
na stronach internetowych.
Obrączkowanie ptaków ma swój sens, ponieważ pozwala na ustalenie
kierunków migracji poszczególnych gatunków, miejsc ich przelotu i
zimowania. Uzyskanie tego typu wiadomości przyczynia się do
podejmowania działań mających na celu ochronę ptaków jak i miejsc
ich przebywania, zarówno na szczeblu państwowym jak i
międzynarodowym.
Marta Bylicka
Na podstawie § 1 ust 1 rozporządzenia
MEN i S z dnia 23 października 2003 r. w sprawie regulaminu konkursu
na stanowisko dyrektora szkoły lub placówki i trybu pracy komisji
konkursowej (Dz. U. z 2003/189/1855)
Wójt Gminy Dynów
ogłasza konkurs
na stanowisko dyrektora Szkoły Podstawowej w Dąbrówce Starzeńskiej
1. Do konkursu może przystąpić
osoba, która spełnia następujące wymagania:
1) ukończył studia wyższe magisterskie i posiada przygotowanie
pedagogiczne oraz kwalifikacje do zajmowania stanowiska nauczyciela
w danym przedszkolu, szkole lub placówce;
2) ukończył studia wyższe lub studia podyplomowe z zakresu
zarządzania, albo kurs kwalifikacyjny z zakresu zarządzania oświatą,
prowadzony zgodnie z przepisami w sprawie placówek doskonalenia
nauczycieli;
3) posiada co najmniej pięcioletni staż pracy pedagogicznej na
stanowisku nauczyciela lub pięcioletni staż pracy dydaktycznej na
stanowisku nauczyciela akademickiego;
4) w okresie pięciu lat bezpośrednio przed powierzeniem stanowiska
dyrektora uzyskał co najmniej dobrą ocenę pracy w przedszkolu,
szkole lub placówce, a w przypadku nauczyciela akademickiego -
pozytywną ocenę pracy w okresie ostatnich czterech lat pracy w
szkole wyższej albo w okresie roku bezpośrednio przed przystąpieniem
do konkursu na stanowisko dyrektora uzyskał pozytywną ocenę dorobku
zawodowego;
5) posiada zaświadczenie lekarskie o braku przeciwwskazań
zdrowotnych do wykonywania pracy na stanowisku kierowniczym;
6) nie był karany karą dyscyplinarną, o której mowa w art. 76 ust. 1
ustawy z dnia 26 stycznia 1982 r. – Karta Nauczyciela (Dz. U. z
2003/118/1112 i z 2003/137/1304) oraz nie toczy się przeciwko niemu
postępowanie dyscyplinarne;
7) nie był karany za przestępstwo popełnione umyślnie oraz nie toczy
się przeciwko niemu postępowanie karne;
8) nie był karany zakazem pełnienia funkcji kierowniczych związanych
z dysponowaniem środkami publicznymi, o których mowa w art. 147 ust
1 pkt 4 ustawy z dnia 26 listopada 1998 r. o finansach publicznych
(Dz. U. z 2003 r. Nr 15/148, Nr 45/391, Nr 65/594, Nr 96/974, Nr
166/1611);
(warunki określone Rozporządzeniem MEN i S z dnia 6 maja 2003 r. w
sprawie wymagań, jakim powinna odpowiadać osoba zajmująca stanowisko
dyrektora oraz inne stanowisko kierownicze, w poszczególnych typach
szkół i placówek (Dz. U. z 2003/89/825 z późn. zm. Dz. U z
2003/189/1854).
2. Oferty osób przystępujących do konkursu powinny zawierać:
1) uzasadnienie przystąpienia do konkursu wraz z koncepcją
funkcjonowania i rozwoju szkoły lub placówki;
2) życiorys z opisem przebiegu pracy zawodowej, zawierający w
szczególności informację o stażu pracy pedagogicznej – w przypadku
nauczyciela lub stażu pracy dydaktycznej – w przypadku nauczyciela
akademickiego;
3) akt nadania stopnia nauczyciela mianowanego lub dyplomowanego
oraz dokumenty potwierdzające posiadanie wymaganego wykształcenia –
w przypadku osoby będącej nauczycielem;
4) dyplom ukończenia studiów wyższych oraz dokumenty potwierdzające
posiadanie wymaganego stażu pracy, wykształcenia i przygotowania
zawodowego – w przypadku osoby nie będącej nauczycielem;
5) dyplom ukończenia studiów wyższych lub studiów podyplomowych z
zakresu zarządzania albo zaświadczenie o ukończeniu kursu
kwalifikacyjnego z zakresu zarządzania oświatą;
6) ocenę pracy, o której mowa w § 1 pkt 4 rozporządzenia MEN i S z
dnia 6 maja 2003 r. w sprawie wymagań, jakim powinna odpowiadać
osoba zajmująca stanowisko dyrektora oraz inne stanowisko
kierownicze, w poszczególnych typach szkół i placówek;
7) zaświadczenie lekarskie o braku przeciwwskazań zdrowotnych do
wykonywania pracy na stanowisku kierowniczym;
8) oświadczenie, że kandydat nie był karany karą dyscyplinarną, o
której mowa w art. 76 ust. 1 ustawy z dnia 26 stycznia 1982 r. –
Karta Nauczyciela (Dz. U. z 2003/118/1112 i z 2003/137/1304) oraz
nie toczy się przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne;
9) oświadczenie, że kandydat nie był karany za przestępstwo
popełnione umyślnie oraz nie toczy się przeciwko niemu postępowanie
karne;
10) oświadczenie, że kandydat nie był karany zakazem pełnienia
funkcji kierowniczych związanych z dysponowaniem środkami
publicznymi, o których mowa w art. 147 ust 1 pkt 4 ustawy z dnia 26
listopada 1998 r. o finansach publicznych (Dz. U. z 2003 r. Nr
15/148, Nr 45/391, Nr 65/594, Nr 96/974, Nr 166/1611);
11) oświadczenie, że kandydat wyraża zgodę na przetwarzanie swoich
danych osobowych zgodnie z ustawą z dnia 29.08.1997 r. o ochronie
danych osobowych (Dz. U. z 2002 r. Nr 101/926, Nr 153/1271) w celu
przeprowadzenia konkursu na stanowisko dyrektora.
2. Oferty należy składać w zamkniętych kopertach z podanym adresem
zwrotnym i dopiskiem „konkurs na stanowisko dyrektora Szkoły
Podstawowej w Dąbrówce Starzeńskiej” w terminie 14 dni od daty
ukazania się ogłoszenia, na adres: Urząd Gminy, ul. Ks. Józefa Ożoga
2, 36-065 Dynów, w sekretariacie – pokój nr 14, w godz. 7 00 – 1500.
Konkurs przeprowadzi komisja konkursowa powołana przez Wójta Gminy
Dynów.
O terminie i miejscu przeprowadzenia konkursu kandydaci zostaną
poinformowani indywidualnie. |
VII Dynowskie Dni Kultury Chrześcijańskiej
Skończył się Rok Różańca ogłoszony
przez Papieża Jana Pawła II w październiku 2002 roku.
W Liście Apostolskim Ojciec Święty zachęcał do upowszechniania i
pielęgnowania pięknej modlitwy różańcowej przypominając własne
doświadczenia i zawierzenie Matce Najświętszej.
Odpowiedź na zachętę i życzenie Ojca Świętego przybierała różne
formy: indywidualne i zbiorowe, parafialne i ogólnokrajowe. Na
różańcu modlimy się we wspólnotach modlitewnych, w rodzinach i
świątyniach, wielu z nas nosi go z sobą: w kieszeni, torebce, na
palcu, ale czy mimo to można mówić o powszechności tej rozmowy z
Bogiem, szczególnie wśród dzieci i młodzieży? I twierdząca, i
przecząca odpowiedź znajduje mocne uzasadnienie. Tegoroczne – VII
Dynowskie Dni Kultury Chrześcijańskiej organizowane od 16 do 19
października były próbą poszerzenia wiedzy na ten temat i głębszego
powiązania go z życiem codziennym dzieci i młodzieży.
Wołanie Naszego Wielkiego Rodaka – Jana Pawła II „Weźmy znowu do
ręki różaniec” stało się myślą przewodnią tych Dni organizowanych
przez Oddział KSW w Dynowie przy współudziale Kręgów Rodzin Domowego
Kościoła, Akcji Katolickiej i Apostolatu Maryi. Opiekę duchową i
homilie wygłaszał Ks. Dziekan Stanisław Janusz.
Termin VII Dni /16 –19 X/ włączył je, nijako automatycznie w
narodowe obchody 25 lecia Pontyfikatu Jana Pawła II. Ramy
organizacyjne przypominały wcześniejsze cykle, natomiast tematyką
nawiązywały do myśli przewodniej i wielkiego jubileuszu.
Od wczesnej wiosny młodzież szkolna przygotowywała różańce z różnych
materiałów osiągając nadspodziewane efekty artystyczne przy łączeniu
kasztanów ze sznurkiem, grochu ze szklanymi koralikami, bądź
malowanych pierników z metalowymi sprężynkami. Na wystawie w
kościele parafialnym budzą podziw i rysunki i płaskorzeźby, i
gipsowe odlewy. Ile pomysłów? Ile starań? Ile wreszcie utalentowanej
młodzieży uczy się w naszych szkołach: w Dynowie, Bartkówce,
Dylągowie, Bachórzu czy Pawłokomie? A ileż myśli i uczuć biegnących
ku Bogu i Maryi wyzwoliły te prace? Dzięki Bogu ! Jest taka zdolna
młodzież i ma odpowiedzialnych wychowawców. I zaraz rodzą się
wątpliwości i pytania; dlaczego nie wszystkie szkoły odpowiedziały
na zaproszenie organizatorów Dni i nawet w czasie Jubileuszu Papieża
Rodaka nie włączyły się w te wspólne rocznicowe obchody?
Uczniowski plener malarski otworzył sam Starosta Rzeszowski – p. St.
Ożóg. Niestety aura wymusiła przeniesienie imprezy do gościnnego ŚDS
– u i biblioteki.
Koncert orkiestry dętej przed pomnikiem Papieża i chóru „Akord”
podczas nabożeństwa w kościele parafialnym kierowały wszystkie myśli
słuchaczy ku Papieżowi Pokoju, Zwiastunowi Nadziei.
Drugi dzień cyklu miał charakter kontemplacyjny, bo odbyło się
modlitewne czuwanie przed obrazem Matki Bożej Dynowskiej i
konferencja na temat „Różaniec moją ulubioną modlitwą”. Nabożeństwo
różańcowe i homilia sprawiły, że mocno i przekonująco brzmiała
pieśń:
„Zawitaj Królowo różańca świętego,
jedyna nadziejo człowieka grzesznego...”
Trzeci dzień wypełnił przegląd zespołów scenicznych, który odbył się
w Środowiskowym Domu Samopomocy. Grupy i szkolne zespoły teatralne
zaprezentowały programy poetycko-muzyczne z myślą przewodnią
„Różaniec uszlachetnia ludzkie uczucia”. Sceniczne ilustracje tematu
przybrały formy inscenizacji cudu w Lourdes (Zespół Szkół nr
1)montażu poetycko-muzycznego (grupy z Łubna, Dylągowej, ZSzZ, ZSz)
montażu poezji Maryjnej Zespół LO) i widowiska poetycko-muzyczno-
ruchowego (zespół „Zorza”).
Rada Artystyczna tego przeglądu nie ustalała ocen, miejsc ale
życzliwie obserwowała, radziła i aktorom i ich opiekunom jak łączyć
na scenie słowo i gest. Ponad 3 godzinny przegląd widzowie
obserwowali z uwagą, dużym zainteresowaniem i podziwem.
I znów zadowolenie z udanej imprezy miesza się z żalem, że wielu
wykonawców, ich opiekunowie także, chciało być oglądanymi a po
prezentacji swojego programu w pośpiechu opuszczało salę
widowiskową. Brak kultury czy egoizm? Przykro było tym, którzy
zgodziwszy się na taką kolejność występów byli świadkami takich
zachowań, w sobotnie, wolne od zajęć popołudnie.
Po wieczornej Mszy św. w kościele parafialnym zabrzmiały organy w
całym bogactwie swojej klawiatury. Pierwszy dynowski koncert
organowy miał dedykację:
„Naszemu Umiłowanemu Ojcu Świętemu”
W przerwach między praeludium Chopena a fugą J.Bacha, między
Żeleńskim a Podbielskim recytatorzy przypomnieli znane strofy poezji
Karola Wojtyły. Bez wątpienia było wiele ciekawszych i bogatszych
programów artystycznych poświęconych Papieżowi, ale ten sobotni
przegląd teatralny i organowy wieczór – to był nasz, dynowski, z
serca płynący dar dla Ojca Świętego, którego wszyscy podziwiamy i
chcemy słuchać.
W niedzielę – 19.X.2003 r. kończyły się VII Dynowskie Dni Kultury
Chrześcijańskiej. Nabożeństwo wieczorne uświetniła kapela „Dynowianie”
a później przemiłe spotkanie i quiz zorganizowane przez dynowskie
Kręgi Rodzin Domowego Kościoła. Były emocje podczas konkursu
znajomości tajemnic różańcowych, ale ks. Jacek Łuc umiejętnie
łagodził zdenerwowanie startujących w rywalizacji. Były nagrody dla
zawodników wspólna agapa i wielkie śpiewanie z kapelą „Dynowianie”
Organizatorzy VII Dni Kultury Chrześcijańskiej gorąco dziękują
wszystkim, którzy skorzystali z propozycji, pomogli w ich
organizacji i przeprowadzeniu.
Szczególne słowa wdzięczności kierują do Ks. Dziekana, Wychowawców,
Opiekunów wszystkich zespołów i grup artystycznych, dyrygentów
chóru, orkiestry i kapeli, p.organisty i recytatorów Dynowskiego
Zespołu Teatralnego.
Sponsorowali VII Dynowskie Dni Kultury Chrześcijańskiej:
Katolickie Stowarzyszenie Wychowawców – Oddział w Dynowie,
Starostwo Powiatowe w Rzeszowie, Apostolat Maryjny, Kręgi Rodzin w
Dynowie, Wójt Gminy Dynów, p.Maria i Stanisław Krupowie.
Wszystkim współorganizatorom:
Akcji Katolickiej, Apostolatowi Maryi, Kręgom Rodzin, MOKIR, ŚDS
w Dynowie
Dziękują członkowie KSW
Prezes K. Dżuła
Drużyna Juniorów Starszych LKS
"Dynovi" Dynów
Zakończyła w sezonie 2003/2004 rundę
jesienną na szóstej pozycji. Zespół beniaminka II ligi spisywał się
przez całą tą rundę bardzo dobrze, po trzech pierwszych meczach
mieli nawet komplet punktów i zajmowali fotel lidera II ligi ze
stosunkiem bramkowym 9:0 co znaczy, że młodzi piłkarze z Dynowa
zaaplikowali swoim pierwszym trzem rywalom po 3 bramki. Gra ich
podobała się kibicom przychodzącym na mecze, wygrywali oni
przekonywująco nie pozostawiając złudzeń przeciwnikom, która drużyna
była lepsza. Aczkolwiek tak jak i największym drużynom tak i im
przytrafiło się kilka wpadek, do takich wpadek należy zaliczyć remis
z drużyną „Unii” Nowej Sarzyny 1:1. Patrząc na wynik meczu wielu się
może dziwić dlaczego to była wpadka przecież 1 punkt przywieziony z
wyjazdu powinien cieszyć, niestety nie cieszy on, gdyż mogli
przywieźć 3 punkty. Przez ponad 80 min. „Dynovia” wygrywała by w
końcówce stracić „frajerską” bramkę po błędzie jednego z zawodników.
Kolejnym słabym meczem w wykonaniu podopiecznych Macieja
Buczkowskiego był mecz z „Orłem” Przeworsk gdzie ulegli gospodarzom
2:1.Wiele meczów piłkarze „Dynovi” przegrali przez brak
doświadczenia, cwaniactwa na boisku, a także przez zmęczenie
organizmów piłkarzy, gdyż na początku rundy jesiennej mecze były
rozgrywane we wtorki i w soboty. Nasi juniorzy swą grą,
determinacją, wolą walki pokazali, że chcą i mogą walczyć o 3 punkty
z każdym. Przekonali się o tym między innymi: MKS Kańczuga, Strug
Tyczyn, Czuwaj Przemyśl, Sokół Nisko, drużyny te mimo tego, że były
uważane za mocniejsze od „Dynovii” przegrały z nią. W drużynie z
Dynowa występuje obecnie duża ilość piłkarzy uczących się w Liceum
Ogólnokształcącym w Dynowie tacy jak: M. Kustra, G. Gołąb, M. Socha,
M. Gierula, P. Potoczny, M. Bąk, M. Pyś (k). Większość z nich
występuję w pierwszym składzie oraz piłkarze Ci stanowią siłę
zespołu. Oto wyniki wszystkich meczów: Dynovia - Czuwaj 3:0, Sokół
Nisko - Dynovia 0:3, Dynovia - Kolbuszowianka 3:0, Unia Nowa Sarzyna
– Dynovia 1:1, Orzeł Przeworsk – Dynovia 1:2, Dynovia – JKS Jarosław
1:2, Kamax Kańczuga – Dynovia 2:3, Dynovia – Brzozovia Brzozów 2:2,
Strug Tyczyn – Dynovia 3:2, Dynovia – Stal Łańcut 7:0, Pogoń Leżajsk
– Dynovia 2:1, Dynovia - Bieszczady Ustrzyki Dolne 1:1.
Drużyna ta pokazała, że ma charakter i że w następnej rundzie będzie
grała jeszcze lepiej starając się zająć jak najwyższe miejsce. Takie
wnioski można wysunąć po prześledzeniu wyników wszystkich spotkań
oraz ich przebiegu. Ogółem drużyna „Dynovi” Dynów wygrała 6 meczów,
zremisowała 3 oraz przegrała 4.
Turnus w Myczkowcach
W dniach od 03.11.2003 r do
16.11.2003 r uczestnicy Środowiskowego Domu Samopomocy w Dynowie
wzięli udział w turnusie rehabilitacyjnym w Ośrodku Wypoczynkowo –
Rehabilitacyjnym Caritas Diecezji Rzeszowskiej w Myczkowcach.
Myczkowce są jedną z najstarszych miejscowości w Bieszczadach,
powstałą jeszcze w czasach książąt ruskich, a leżą w pętli Sanu w
odległości 12 km od Leska. Ośrodek, w którym przebywaliśmy powołany
został w 1992 roku przez ks. Biskupa Kazimierza Górnego Ordynariusza
Rzeszowskiego. Obecny Ośrodek Caritas był osiedlem pracowniczym dla
wojskowych i cywilnych budowniczych Zespołu Elektrowni Wodnych na
Sanie. Po ukończeniu budowy zapory w Myczkowcach, a później w
Solinie, osiedle to zostało przekształcone na czynną jednostkę
wojskową, a w kolejnym etapie na Ośrodek Wypoczynkowy dla rodzin
wojskowych. Od 1994 r Ośrodek przeszedł na własność Caritas Diecezji
Rzeszowskiej. Po przeprowadzeniu prac remontowych Ośrodek w
Myczkowcach stanowi bazę noclegową z zapleczem kuchennym dla 400
osób. Obecnie w skład Ośrodka wchodzą następujące obiekty: kaplica,
kompleks budynków mieszkalnych, kuchnia z jadalnią, aula widowiskowo
– rekreacyjna, gabinety rehabilitacyjne, siłownia, sala spotkań przy
kominku, zespół boisk sportowo – rekreacyjnych, kryta ujeżdżalnia do
jazdy konnej.
W czasie pobytu uczestnicy korzystali z zajęć w zakresie
rehabilitacji: ćwiczeń gimnastycznych, masażu suchego, naświetlania
lampą Solux. Szczególną atrakcją była jednak dla wszystkich stadnina
koni „Eden” wraz z krytą ujeżdżalnią, gdzie pod okiem instruktora
wzięliśmy udział w hipoterapii. Korzystając z wypoczynku robiliśmy
piesze wycieczki w celu poznania atrakcyjnych miejsc: źródełko w
Zwierzyniu o właściwościach leczniczych, zaporę wodną w Myczkowcach,
Pomniki Przyrody Nieożywionej „Skałki Myczkowieckie”, przełom Sanu w
Zwierzyniu. Braliśmy również udział w wycieczkach zorganizowanych
przez Ośrodek do Zapory wodnej w Solinie oraz Ustrzyk Dolnych. Tam
zwiedzaliśmy Muzeum Przyrodnicze w którego zbiorach znajduje się
wiele ciekawych eksponatów obrazujących rozwój przyrody od czasów
zamierzchłych do dziś. Z muzeum udaliśmy się do najstarszej parafii
rzymsko – katolickiej w Jasieniu, gdzie miejscowy proboszcz
opowiedział nam historię obrazu Matki Boskiej Bieszczadzkiej.
Środowiskowy Dom Samopomocy
Podróże z Ewą
Fantastyka
Kończył się kolejny dzień. Słońce
znikało za szczytami okolicznych pagórków. Wiatr cichutko szeleścił
kolorowymi liśćmi. Ulice były puste. Znużona po całym dniu nauki
wracałam do domu. Atmosfera jesieni nie pozwoliła mi myśleć o nauce.
Kładąc się spać patrzyłam na gwiazdy, lecz powoli oczy zamykały się
same. Nagle jednak zobaczyłam maleńkie ziarenko, przypominające
gwiazdkę. Powoli opadało na moje łóżko, świecąc i ciesząc moje oczy.
Bałam się, ale złapałam je w ręce i....
Niespodziewanie znalazłam się w dziwnym miejscu. Nie mogłam
uwierzyć, ale przypominało... kosmos! Wszędzie było pełno gwiazd –
mniejszych, większych, bardziej czy mniej świecących. Ku mojemu
zdziwieniu stałam we wnętrzu dziwnego pojazdy. Przypominał rakietę,
ale był bardziej rozbudowany i kolorowy. Znajdowało się w nim wiele
pomieszczeń: sala balowa, kuchnia, cudowne sypialnie, nawet mały
basen. Zwiedzenie całego pojazdu zajęło mi dużo czasu. Oczywiście
podobał mi się, ale jedno martwiło mnie i dziwiło jednocześnie.
Oprócz mnie nie było nikogo innego. Czy to możliwe, że tak pięknie
urządzony statek kosmiczny nie ma właściciela? Usiadłam na
cyberfotelu i rozmyślałam. Przez chwilę oszalałam ze smutku, bo
nawet nie wiedziałam, gdzie lecę i co mnie spotka na końcu wędrówki.
Głośno myśląc, usłyszałam dziwny głos, który wołał:
- Nie bój się, ze mną nic ci się nie stanie. Możesz być spokojna!
Z przerażeniem rozglądałam się wokoło, ale bez skutku, nikogo ani
niczego nie widziałam. Zapytałam więc:
- Kim jesteś? Pokaż się, proszę.
Na moje wezwanie do pokoju wleciała mała, świecąca się kulka,
przypominające swoimi kolorami tęczę. Oniemiałam z wrażenia. Nie
wiedziałam, jak się zachować. Przecież nie będę rozmawiała z
przedmiotem. Nagle kulka przemówiła do mnie:
- Dlaczego się boisz? Czy nigdy nie widziałaś niczego podobnego do
mnie?
Więc to prawda – pomyślałam – ta kulko mówi.
Mówię i nie tylko – odparła – potrafię także grać w karty, szachy,
nawet w cyberpiłke nożną.
O, proszę, nawet zna moje myśli! Nie pozostało mi nic innego, jak po
prostu porozmawiać z nią. Zapytałam więc:
- Jak mam się do ciebie zwracać?
- Mam na imię Miretka i jestem cyberkulką – odpowiedziała.
- Miretka, bardzo ładne imię – odparłam. Ja mam na imię Ewa i
pochodzę z Ziemi. Nie wiem skąd się tu wzięłam. Czy mogła byś mi
pomóc?
- Oczywiście – powiedziała Miretka. Zostałaś wybrana spośród
wszystkich ludzi. Powierzono ci misję, od której będzie zależał los
twojej planety.
Te słowa sprawiły, że mało nie zemdlałam. Przecież to absurd! Jak to
możliwe, że ja – zwykła dziewczyna – miałabym ocalić Ziemię?! Ze
strachem w głosie zapytałam:
- Miretko, co masz na myśli? O jaką misję chodzi?
- Nie bój się, to nic szczególnego – zapewniła. Musisz jedynie
spotkać się z królem planety Nikor – Tawiskarusem. To w jego rękach
leży los Ziemi. Tawiskarus podbił większość galaktyki, następnym
celem jest Ziemia. Twoim zadaniem jest przekonanie go do tego, by
zmienił swoją decyzję.
Zamarłam. Po wysłuchaniu życiorysu i krótkiej charakterystyki
Tawiskarusa i jego planety, stwierdziłam, że nie mam szans. Miretka
jednak przekonywała mnie, że na pewno uda mi się odwieść go od
zamierzonego celu.
Nasza podróż dobiegała do końca. Przez okno salonu zobaczyłam
planetę Nikor. Była ogromna. Dużo większa od Ziemi. Dreszcz
przeszedł po moim ciele, na samą myśl, że za chwilę na własne oczy
zobaczę Tawiskurusa. Miretka dała mi kilka wskazówek, a następnie
przebrała mnie w piękną suknię, w której kiedyś olśniła wszystkich
na balu z okazji wygranej bitwy z sąsiednią planetą. Trzeba
wiedzieć, że Miretka była piękną księżniczką, córką króla planety
Erate. Niestety za złamanie zakazu ojca, który zabraniał jej
wszelkich kontaktów z księciem wrogiej planety, została zamieniona w
kulę. Jednak nie pozbawiono jej duszy. To okrutna kara. Do tej pory
Miretka lata po przestrzeni kosmicznej w swoim statku, poszukując
utraconej miłości.
No cóż, nadszedł czas spotkania z Tawiskurusem. Wysiadłam ze statku
i zmierzałam do pałacu władcy planety Nikor. Ze strachu nogi miałam
jak z waty. Powoli zbliżałam się do bramy. Atmosfera tej planety
zmazała uśmiech z mojej twarzy. Mogłam się tylko domyślać za bramą
zamku. Pałac Tawiskurusa nie przypominał w niczym bajkowych,
pięknych budowli, ze smukłymi, kolorowymi wieżami. Jak przystało na
okrutnego władcę postarał się, żeby wygląd jego twierdzy odstraszał
każdego. Wokół murów postawiona rzeźby, które – jak się później
dowiedziałam – przedstawiały postacie króli podbitych planet. Ich
twarze oddawały cały tragizm sytuacji. Dale za bramą posadzone były
rośliny w niczym nie przypominające kwiatów ziemskich. Miały
odstraszający kształt i kolor nieba przed burzą. Przemierzając tę
straszną krainę, pomyślałam, że jej władca musi być naprawdę
nieszczęśliwy. Z drżącym serce zbliżałam się do drzwi pałacu. Odwagi
– pomyślałam i...
CDN
Ewa Pielak
W niewoli tureckiej
Suczawa to miejsce gdzie podjęliśmy
decyzję, kolejną w naszym wędrowaniu. Przed nami 24 godziny jazdy,
kilka granic, nowe znajomości autokarowe, znoszenie dymu papierosów
(w autobusie można palić) i Stambuł, miasto- targ. Kolorowe,
krzykliwe miasto zwiedzaliśmy pieszo wraz ze znajomymi z autobusu,
mieszkającymi, na co dzień w Rzeszowie. Pierwsze kroki skierowaliśmy
ku meczetom: Aya Sofya i Błękitnemu. Tych świątyń zwiedziliśmy
jeszcze kilka są one wpisane w turecki krajobraz, a głos muezina,
przypominający o modlitwie, budził nas, informował o czasie,
urozmaicał nasze wędrówki.(zdj 1) Oprócz meczetów zwiedziliśmy
Wielki Targ, oraz kilka ciekawych miejsc, zaułków, ale nasz wzrok
uciekał ku Azji. Dwa dni zwiedzaliśmy miasto, obserwowaliśmy ludzi i
już wiedzieliśmy, że jedziemy dalej, tylko musieliśmy wybrać
miejsce. Przypadkowa rozmowa ze spotkanymi rodakami sprawiła, że los
skierował nas ku Kapadocji. Promem przekroczyliśmy granice
kontynentów, pieszo wędrowaliśmy po azjatyckiej części Stambułu,
dziwiąc ogólne zdziwienie i zaciekawienie, gdyż tutaj turyści nie
pojawiają się za często. Europa pożegnała nas cudownym zachodem
słońca. Podróż pociągiem trwała tylko 18 godzin, zaś ze Stambułu
wyjeżdżaliśmy ponad godzinę. W trakcie bardzo wygodnej jazdy
zawarliśmy ciekawe znajomości z mieszkańcami Turcji, Kurdami:
Ahmetem i Mahmutem. Dzięki nim mieliśmy miejsca leżące gdyż nikogo
nie wpuszczali do przedziału, nasze zasuszone żołądki zapełnialiśmy
smacznymi ciastkami, upieczonymi przez żonę Mamuta. Na migi, pisząc,
pokazując rozmawialiśmy o sobie i naszych kulturach. Trudno, ale
trzeba było się rozstać. Czekała na nas kraina jak z bajki.
Spotkaliśmy grupę Polaków, część z nich, znaliśmy już w Stambule, i
razem ok. 15 osób pojechaliśmy do Goreme. Plusem dużej grupki było
utargowanie taniego noclegu, a później taniego busa na cały dzień.
Zakwaterowani zostaliśmy w piwnicach wykutych w skale, po odpoczynku
i obfitym posiłku, czyli aż dwóch gorących kubkach udaliśmy się na
spacer po bajkowym miasteczku.
Kolejny dzień to długa wyprawa poprzez winnice, wioski i miasteczka,
odwiedzanie domostw, kościołów i klasztorów. Wszystko to opuszczone,
prawie wymarłe, wykute w skale, znajdowało się w bardzo kolorowych
dolinach: Gołębi, Róż, Miłości, Miodowej, Mieczy i Ziemi.(zdj. 2)
Spacer a czasami długa wspinaczka przy mocno przypiekającym słońcu
pozwalały nam zrozumieć i głębiej pojąć trud życia mieszkańców tych
terenów. Odpoczynek zazwyczaj ustalaliśmy na kolejny napotkany
kościół z zachowanymi malowidłami, które mimo zniszczenia robiły
wrażenie. Plusem tej wędrówki był brak tłumów turystów, spotkaliśmy
tylko jednego obcokrajowca oraz dwójkę sympatycznych Polaków, którzy
przyłączyli się do nas. Ten pełen kolorów, niesamowitych wrażeń
dzień zakończyliśmy obserwacją zachodu słońca chowającego się za
bajkowe kominy. A w naszych głowach zaistniał kolejny plan,
mianowicie postanowiliśmy całą grupą wynająć pojazd by objechać inne
atrakcje tego rejonu. Warunek to wczesna pobudka, dzięki niej
ujrzeliśmy balony unoszące się nad Kapadocją. Pierwsze miejsce,
które odwiedziliśmy to Derinkuyu, jedno z większych podziemnych
miast prawdopodobnie z czasów hetyckich, nasza wędrówka kilka pięter
w dół budziła szacunek dla tych, którzy to dzieło wykonali i
zamieszkiwali. Ochłodzeni wróciliśmy na górę by kontynuować
wycieczkę. Dolina Ihlary, to jakże inny krajobraz, dołem wśród
bujnej zieleni płynąca rzeczka a z obu stron kilkumetrowe ściany
skalne, w których również zostały wykute piękne świątynie.(zdj.3) Po
dłuższym spacerze nasz sympatyczny kierowca wiezie nas do Selime,
klasztoru wykutego w skale górującego nad okolicą. Tutaj moje
zaciekawienie wzbudziła scenka rodzajowa gdzie mężczyzna stał i
obserwował żonę i córkę przesiewające żwir. Kolejny krótki
przystanek przy budynku gdzie zatrzymywały się karawany oraz przy
ciekawie wyglądającym stosie krowiego łajna, wykorzystywanego na
opał.(zdj.4) Jeszcze tylko Uchisar z górującą nad nim ciekawą
budowlą i powrót do Goreme. Tutaj drogi nasze rozeszły się prawie w
każdą stronę świata. Ja i mój towarzysz wyprawy zadecydowaliśmy o
powrocie. A niewolnikiem tureckim zostałem, gdyż w planach moich
wędrówek stale pojawia się ten kraj, gdzie piją smaczną aromatyczną
herbatę i zajadają różnorodne odmiany kebabów. Podróż powrotna to
powrót do Stambułu, drobne zakupy, spacer, nocna Bułgaria, czas na
obiad w Rumuni, kolację na Ukrainie i śniadanie w Polsce.
Piotr Pyrcz
Na marginesie wydarzen z
Torunia
Nauczyciele - prawda i mity
Redakcja „Dynowinki” otrzymała
kolejny list z cyklu „Na marginesie wydarzeń z Torunia”. Napisała do
nas Pani Monika z Przemyśla, która podejmuje refleksję „o
wartościach, kulturze i szacunku” we współczesnej szkole.
Redakcja
Monika Lach–Nasim
Obraz tej grupy zawodowej w oczach
społeczeństwa od pewnego czasu uległ mylnemu wypaczeniu. Z moich
rozmów i obserwacji wynika, że z reguły nauczyciel to - jak
powiedziała mi pani Ewa (krawcowa, 52 lata) – „najlepszy zawód dla
kobiety, bo mało godzin pracy, wolne wakacje i ferie, tak że dzieci
sobie można odchować, a i pieniądze są”. Pani Krysia (kucharka,
obecnie bezrobotna) przyznała, że cały czas namawia córkę, aby
została nauczycielką, ponieważ – „a co to taka robota, poczyta
książki, pogada, resztę zada do domu”.
W tym momencie przypomniało mi się zdarzenie z Kalwarii Pacławskiej
z roku 1956, kiedy to do młodej nauczycielki, która skarżyła się
matce na złe oceny jej córki, powiedziano: „cały czas jej mówię,
jakoś się ucz, żebyś bodaj tą nauczycielką została”. Można sobie
łatwo wyobrazić, jaką moc miały te słowa, skoro wpłynęły znacząco na
całe dalsze życie tej nauczycielki – dziś zasłużonego pedagoga na
emeryturze, który przez całe swoje zawodowe życie wspierał uczniów i
pomagał im przygotować się do samodzielnego podejmowania decyzji,
odpowiedzialności i szacunku dla innych.
Z historii wiemy, że w poprzednich wiekach wiedza była skarbem, a
nauczyciele cieszyli się szacunkiem. Byli autorytetami.
W czasach obecnych tzw. powszechny luz wdarł się także w sferę
nauki, szkoły. Zaowocował brakiem zrozumienia dla drugiego
człowieka, zrzucił autorytety z miejsc im należnych i pogardził
jednością rodziny. Z tego rzekomego LUZU biorą się dzisiejsze
nieszczęścia. Świat, w którym panuje chaos, bo tak należy nazwać to
co się dzieje – nie może stworzyć nic dobrego. Nawet malutkie
dziecko uczące się chodzić potrzebuje zakazów i zasad, a co dopiero
starsze dzieci, młodzież, czy dorośli!
Gdybyśmy nie zapomnieli o wartościach, kulturze i szacunku, to nie
byłoby sprawy toruńskich uczniów i tym podobnych.
A jaka jest prawda o nauczycielu? Czy on rzeczywiście nic nie robi?
Zapytajcie dzieci swoich profesorów, a przekonacie się jak jest.
Nauczyciel to człowiek, który tylko na umowie o pracę ma mało
godzin, bo faktycznie jego praca ani nie zaczyna się, ani nie kończy
za murami szkoły. Przygotowanie się do zajęć, napisanie konspektów,
poprawienie zeszytów, klasówek, testów, zadań, napisanie rozkładu
materiału, planu zawodowego, planu wychowawczego, udział w ostatnio
wręcz koniecznych kursach, zebraniach, naradach i radach
pedagogicznych, a do tego te lekcje... to jego obowiązek.
Drodzy Uczniowie! Sami dobrze wiecie, jacy jesteście, jacy
byliście... A może tak choć trochę obiecalibyście się poprawić? Czy
choć raz nie moglibyście nie rozmawiać na lekcji o ostatnim odcinku
telenoweli, randce, czy nowych ciuchach? Czy choć czasem moglibyście
odrobić sami zadanie i być przygotowani? Czy czasem moglibyście nie
szukać wyłącznie przejęzyczeń i potknięć innych? Czy to takie trudne
szanować i słuchać nauczyciela? A gdybyś Ty był nauczycielem?
Popytałam w końcu samych nauczycieli o zdanie na ich temat. Oto
kilka wypowiedzi.
Agnieszka (polonistka ze szkoły podstawowej): „Uwielbiam tę pracę,
może dlatego, że kocham dzieci. Pewnie, że nie ze wszystkiego jestem
zadowolona. Najbardziej cierpi na mojej pracy mój mąż, bo ja ciągle
robię coś do szkoły. Właściwie nie mam czasu na normalne życie
rodzinne, bo chcę być dobrym nauczycielem, a to znaczy, że muszę się
każdego dnia sumiennie przygotować do każdej lekcji. Do tego
dochodzą kursy, bo się dokształcam. Praca nauczyciela jest trudna,
choć potrafi i w tych czasach być wdzięczna. Dużo jednak pracy
włożyłam w to, aby dzieci postrzegały mnie taką jaką naprawdę
jestem, a nie przez pryzmat stereotypu uczniowskiego, że belfer to
ich wróg. Szczerze mówiąc wiem jakie to przykre, kiedy się jest tak
traktowanym”.
Pani Z. (gimnazjum): „Mam bardzo różnych uczniów. Najbardziej mnie
dręczy to, że niektórzy budują mur i nie dają mi i moim kolegom
szansy na to, by im pomóc. Kiedyś uczeń, który bardo źle się uczył i
otrzymał jedynkę z klasówki spalił kartkę z tą oceną w klasie na
znak protestu. Było mi go żal i najchętniej bym go przytuliła, bo
zdawałam sobie sprawę z tego, że ta pozorna agresja jest
manifestacją słabości. Z drugiej strony, przekonałam się, że
okazywanie takich uczuć uczniom niczego dobrego nauczycielowi nie
daje, a wręcz odwrotnie. Zaczyna się go uważać za mięczaka i
wykorzystywać, wchodzić na głowę. To może dziwnie zabrzmieć, ale
tylko ci nauczyciele, którzy budzą strach mają ciszę na lekcji,
przygotowaną młodzież i jako taki autorytet. Kumpelskie zażyłości
dawno wyszły z mody”.
Od zaprzyjaźnionych licealistów dowiedziałam się kto wśród
profesorów cieszy się opinią groźnego. Na moje pytanie, czy
rzeczywiście są na jego lekcjach grzeczni i przygotowani, niemal
jednakowo odpowiadali: „nie odważyłbym się zrobić inaczej”.
Czy zatem słuszny jest wniosek, że jeśli nauczyciel chce mieć spokój
na lekcjach i przygotowanych do odpowiedzi uczniów musi zamienić się
w postrach?
Uczniowie! Zastanówcie się nad tym.
SPROSTOWANIE
W poprzednim numerze „Dynowinki” wydrukowane zostały wiersze p.
Joanny Nosal. W dwóch utworach („W filharmonii traw..., oraz „Może
to szansa...”) pojawiły się korektorskie błędy, za co autorkę
ogromnie przepraszamy, a poprawnie wydrukowane wiersze umieszczamy,
w niniejszym numerze, w ich naturalnym kształcie.
Redakcja
Według astrologii
bliźnięta przychodzą na świat w okresie od 22 maja do 21 czerwca.
Według encyklopedii
Bliźnięta (bliźniaki) dwujajowe, bliźnięta rozwijające się
z dwóch różnych zapłodnionych komórek jajowych. Od początku powstają
jako dwa zarodki, mają różny materiał genetyczny. Mogą być różnej
płci i nie zawsze podobne do siebie.
Bliźnięta (bliźniaki) jednojajowe, dwa płody rozwijające się
z jednej zapłodnionej komórki jajowej. Przy pierwszych podziałach
zygoty dochodzi do rozłączenia się zarodka na dwa, mające identyczny
materiał genetyczny.
Bliźnięta jednojajowe są zawsze tej samej płci i odznaczają się
ogromnym podobieństwem, mają nawet jednakowe (lub będące lustrzanym
odbiciem) linie papilarne.
Według nas
To podwójna radość dla rodziców, ale i podwójny dopust boży, bo
wszystko co zwyczajnie przydarza się pojedynczo w przypadku bliźniąt
dotyka podwójnie.
Dynów też ma swoje bliźnięta. Czasem bardzo łatwo poznać bliźniacze
rodzeństwo a czasem jest to zupełnie niemożliwe. Proponujemy Państwu
zabawę w odgadywanie. Na początek trudne zadanie, bo nasze bliźnięta
przyniosły dwa zupełnie inne bociany.
Rozwiązania zagadek logicznych z
poprzedniego numeru
Republikanie i demokraci – klub miał 12 członków, 7 demokratów i 5
republikanów.
Niezwykły nauczyciel – Zadanie pierwsze - należało wybrać pudełko
II. Zadanie drugie – należało wybrać pudełko I. Zadanie trzecie –
należało wybrać pudełko II. Zadanie czwarte – należało wybrać
pudełko I.
NOWE ZAGADKI LOGICZNE
Wyścig
Sześciu sportowców o nazwiskach: Abacki, Babacki, Cabacki, Dabacki,
Ebacki, Fabacki i imionach: Adam, Bogdan, Cezary, Damian, Edward i
Feliks ścigało się na dystansie 1000 m. O ich kolejności na mecie i
związkach imion z nazwiskami wiadomo, co następuje:
1) dokładnie jeden sportowiec ma imię i nazwisko zaczynające się od
tej samej litery
2) Bogdan był pierwszy na mecie
3) pozycje na mecie Cezarego i Cabackiego były skrajne
4) Fabacki przybył na metę bezpośrednio między Adamem i Dabackim
5) Dabacki był na mecie obok Bogdana (tzn. bezpośrednio za nim lub
przed nim)
6) Ebacki był na mecie między Feliksem a Babackim.
Podaj imiona, nazwiska oraz kolejność na mecie wszystkich
sportowców.
Monety
Wśród dziewięciu jednakowo wyglądających monet znajduje się jeden
falsyfikat, który jest nieco lżejszy od oryginalnej monety. Jak po
dwóch ważeniach na wadze szalkowej ustalić, która z monet jest
falsyfikatem?
„Prawdziwki” i „fałszywki”
W pewnej grupie studenckiej znajdują się wyłącznie „prawdziwki”
(tacy, którzy mówią zawsze prawdę) i „fałszywki” (tacy, którzy
zawsze kłamią). Jeden ze studentów tej grupy powiedział, ze jego
koleżanka powiedziała o sobie, że jest „fałszywkiem”. Do jakiej
kategorii należy ten student?
Puste pola
Co tu wstawić?
Należy wstawić symbole odpowiednich działań arytmetycznych i
ewentualnie nawiasy tak, aby powstało prawdziwe równanie.
3 3 3 3 = 10
Zapraszamy do gimnastyki umysłu!!!
Renata Jurasińska
|